07 kwietnia 2016

Udostępnij znajomym:

Kwiecień to miesiąc narzekania. Na pogodę, na podatki, na zdrowie. Nic w tym dziwnego, ani złego. Pogoda i podatki faktycznie nas nie rozpieszczają. Ale będzie lepiej, bo przecież za chwilę nadejdzie lato z radosnymi temperaturami, a wkrótce nowy system podatkowy - na pewno lepszy, bardziej sprawiedliwy i zrozumiały dla wszystkich. Przynajmniej taką mamy nadzieję. Muszę jednak ostrzec przed zbyt pochopnymi zmianami, nie wszystkie pomysły nas ucieszą. Zwłaszcza te, które na pierwszy rzut oka wyglądają najlepiej.

Oczywiście nie jestem specjalistą od finansów, czy księgowym. Czasami te słowa oznaczają to samo, czasem nie, dlatego użyłem ich obok siebie. Na wszelki wypadek. Poczytałem sobie również o różnych projektach podatkowych, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś zdecydował się jeden z nich wprowadzić w życie. Znamy doskonale progi podatkowe, jako mieszkańcy Illinois jesteśmy obeznani również z liniowym podatkiem. Ale być może nie wszyscy mieli okazję poznać coś, co nazywane jest przez jego twórców podatkiem sprawiedliwym.

Fair Tax to pomysł nie nowy. Już specjalna komisja powołana przez prezydenta George W. Busha badała zjawisko. Negatywna opinia nie powstrzymała jednak pomysłodawców, bo do dziś promują swoje rozwiązania. Powstała więc komisja prezydenta Obamy, która wyraziła zdanie podobne jak wcześniejsza. Niezrażeni tym reformatorzy z jeszcze większa energią zaczęli więc promować sprawiedliwy podatek. Są poświęcone mu strony, książki, odczyty, konferencje, nawet niewielkie komórki naukowe. Fair Tax ma być lekarstwem na całe zło. Bo polega on na tym, że przestajemy płacić podatki federalne. Wszystkie. Do tego bez najmniejszego uszczerbku dla krajowego budżetu. Rząd w dalszym ciągu będzie miał wystarczająco dużo kasy na pensje urzędników, wojsko, mosty i program kosmiczny. Oczywiście poszczególne stany wciąż będą pobierały to, co według nich nam się nie należy, ale zawsze to już więcej w kieszeni zostanie. Teoretycznie przynajmniej.

Nie będziemy musieli oddawać żadnej części zarobków na nic, nawet na Medicare i Social Security. Żadnego haraczu od prezentów, spadków, biznesów. Jest nawet wersja mówiąca o likwidacji podatku od nieruchomości. W to akurat trudno uwierzyć, ale załóżmy, że tak będzie.

Pierwsze wrażenie jest pozytywne. Nie płacimy żadnych podatków dochodowych (federalnych), a jedynie nowy, specjalnie skonstruowany od... zakupów. W związku z czym kupując mniej, płacimy mniej i odwrotnie - przy większych i droższych zakupach kosztuje nas to więcej. Sprawiedliwość polega na tym, że biednych nie stać na luksusy, więc w podatku od sprzedaży oddają niewiele. Bogaci natomiast, jak to bogaci, nie powstrzymają się przecież przed rozrzutnością - tu Boeing 747, tam naszyjnik z diamentów, nowy basen olimpijski za domem. Nawet ser nie będzie zwykły, żółty z Wisconsin, tylko z limitowanej serii dojrzewającej u podnóża Alp. Kupią więcej, zapłacą za to odpowiednio. Dzięki temu znikną afery jak ta ostatnia, dotycząca Panamy i innych rajów podatkowych. Skoro nie ma podatku, nie ma co ukrywać. Tak! Nikt nie będzie musiał kryć się z zarobkami i oszukiwać podczas rozliczeń. Skoro nie będzie rozliczeń, to nikt nie będzie wiedział, ile zarabiamy. Żadnych dokumentów, śladów w komputerach, etc. Jedynie sklepy będą prowadziły skrupulatne rozliczenia i oddawały nadwyżki fiskusowi.

Jeśli sprawiedliwy podatek kiedykolwiek wejdzie w życie, czeka nas raj. Taki prawdziwy, w którym wszyscy są szczęśliwi. Poza kryminalistami, bo oni też zaczną płacić podatki. W tej chwili pieniędzy uzyskanych z rozboju, kradzieży, przemytu i sprzedaży narkotyków nie rozliczają. Ale kupować muszą. Zamiast od skradzionego roweru i sprzedanej heroiny zapłacą od chleba, herbaty, obiadu we włoskiej restauracji... Zaraz, przecież już płacimy podatek od chleba i podatku w restauracji. Tak, ale teraz płacimy niższy. Jak nie będziemy oddawali części zarobków, stać nas będzie na wydanie więcej na ten sam obiad. Takie jest założenie. Jeśli będziemy chcieli zaoszczędzić na podatkach, wtedy do restauracji nie pójdziemy. Proste.

Tylko jak się bardziej temu wszystkiemu przyjrzymy, to zaczyna to wyglądać tak samo. Bo jaka jest różnica pomiędzy 20 proc. dochodu oddanymi w kwietniu, a 20 proc. dochodu oddanymi podczas całorocznych zakupów? Niewielka. Jedyna różnica polega na tym, że oddawane w tej chwili podatki widzimy tylko raz, podczas rozliczenia. A tak będziemy wpadać w depresję za każdym razem sięgając do kieszeni. Na cenie będzie wyszczególniony specjalny podatek i nie będzie możliwości kombinowania. Nikt nie dostanie specjalnej karty zwalniającej go z opłaty. Tylko najbiedniejsi oczywiście, raz w roku dostaną kredyt odpowiadający przewidywanym wydatkom podatkowym. Bo chodzi o to, by nie płacili w ogóle. Niektórzy twierdzą, że byłby to największy i najkosztowniejszy program pomocy społecznej w historii. Inni, że to najbardziej sprawiedliwe rozwiązanie, bo opłaty pobierane byłyby wyłącznie od tych, których stać na zakupy. Kiedy mówimy zakupy, nie mamy na myśli wyłącznie samochodów, żywności, rozrywek, etc. Równo - czyli w wysokości np. 15 proc. - opodatkowane byłoby wszystko, co otrzymujemy za pieniądze. Surowce do fabryki, pieluchy, ziemia do ogrodu, prąd, bilet do kina. Do tego dochodziłyby znane nam w tej chwili podatki lokalne. Wszystko byłoby dużo, dużo droższe. Ale mielibyśmy pieniądze na takie zakupy.

System wbrew pozorom prosty nie jest, a ja opisałem może jeden procent propozycji i rozwiązań. Proszę nie traktować sprawiedliwego podatku jako wyssanej z palca alternatywy dla obecnego. Bo w ostatnich 10 latach już kilka razy grupa legislatorów próbowała doprowadzić do głosowania nad nim. Może się zdarzyć, że w końcu im się uda. Co wtedy?

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
Email: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor