Kilkanaście dni poprzedzających Boże Narodzenie to bardzo trudny okres w życiu większości z nas. Staramy się znaleźć w sercu dobroć i wyrozumiałość, ulec powszechnie panującemu pogodnemu nastrojowi i anielskiej muzyce. Zamiast tego częściej, niż zwykle zaglądamy na nasze konto bankowe i z westchnieniem wypowiadamy niecenzuralne słowa kierowane zwykle pod adresem drużyn sportowych, obsługi na lotniskach, czy pracowników urzędów stanowych. Jak to jest, że nie zwiększając stanu naszego posiadania właśnie w tym okresie wydajemy najwięcej pieniędzy? Do tego każda minuta w korkach wydaje się wiecznością, każde odśnieżanie samochodu syzyfową pracą.
Dla mężczyzn okres ten jest podwójnie stresujący. Obserwują oni bowiem kobiety, które już od miesiąca poukładane mają w jakimś kącie setki większych i mniejszych prezentów choinkowych. Dla najbliższych, dla nieco dalszych, dla całkiem nieznajomych i jeszcze kilka na wszelki wypadek. Ładne, kolorowe, ze wstążeczkami i kokardkami. Do tego w każdym pudełeczku jest coś innego.
My? My na dwa dni przed Bożym Narodzeniem wpadamy w panikę. Ta pcha nas do najbliższego centrum sklepowego, gdzie próbując zaparkować dostajemy pierwszych objawów zawału serca. Potem przedzieramy się przez tłumy kompletnie nierozumiejących naszej sytuacji ludzi, usilnie starających się nie dopuścić nas do wybranego stoiska. Zaczynamy opadać z sił, w ostatniej chwili chwytając pierwszą napotkaną rzecz i modląc się, iż żonie lub dziewczynie przypadnie ona do gustu. Najgorsze jest to, że we własnych oczach w zakupy wkładamy mnóstwo wysiłku i staramy się, by wyszło jak najlepiej, a potem jest jak zawsze.
Weźmy taki przykład. Na tydzień przed świętami żona pewnego znajomego miała problem z odpaleniem rano samochodu. Śpiesząc się do pracy pożyczyła pojazd męża pozostawiając mu niesprawny. Dał sobie radę, ale o wydarzeniu nie zapomniał. Jak mógł, skoro wielokrotnie słyszał wcześniej krytyczne słowa pod adresem swego SUV, jaki on wielki, czarny, jak się źle prowadzi, a zwłaszcza parkuje. Wiedział, iż żona źle się czuje za kierownicą jego samochodu, niepewnie bardzo. Nie chcąc w przyszłości narażać jej na taki stres kupił jej piękne, nowiutkie, kolorowe kable do ładowania akumulatora. Poprawna ich nazwa w języku polskim to “kable rozruchowe”, gdyby ktoś nie wiedział. Dorzucił do tego miotełkę do odgarniania śniegu, zapachową choinkę i buteleczkę sprayu do odmrażania zamków i szyb. Ładnie to wszystko zapakował i nawet miał jeszcze ekstra godzinę do Wigilii. Dumny był z siebie, bo chyba pierwszy raz od lat zamiast biżuterii, czy perfum kupił swej ukochanej coś naprawdę praktycznego i pożytecznego. Prezent się nie spodobał. Z wielu względów. Już samo opakowanie nie było zbyt eleganckie, choć przecież zużył pół rolki papieru i dwa opakowania taśmy klejącej. Nie była to biżuteria lub perfumy, nawet nie karta upominkowa do jakiegoś fajnego sklepu. Źle, że kupił to w ostatniej chwili, co do dziś jest dla niego niezrozumiałe, bo przecież jakie to ma znaczenie kiedy dokonuje się zakupów świątecznych? Ważne, by przed chyba… Najgorsze jednak, to zranione uczucia i duma kobiety. Jak on mógł zasugerować, że jest taka nieporadna w sprawach motoryzacyjnych? Świnia. Rodzina w sprawie prezentu była podzielona. Mężczyźni, w tym teść, uznali że facet ma głowę na karku i dba o żonę. Kobiety, włączając teściową, zajęły stanowisko odmienne, wyrażone przez żonę. Świnia. Przez tydzień była cisza w domu, potem sugestie z różnych stron i wewnętrzna potrzeba, by błąd jakoś naprawić. Znajomy kupił więc tygodniowy wyjazd w ciepłe kraje i sprawa została rozwiązana.
Tu przechodzimy do innego, choć związanego z opisanymi wydarzeniami tematu. Wielu ekonomistów wyznaje tzw. teorię równowagi upominkowej. Chodzi o to, że zaoszczędzone przed świętami na prezentach pieniądze i tak będziemy musieli wydać później. Badania prowadzono przez wiele lat na setkach tysięcy osób. Więc musi to być prawda. Otóż nie przykładając się do kupna świątecznego prezentu, wydając za mało, niemal automatycznie zmuszeni jesteśmy do zadośćuczynienia obdarowanej osobie później. Na jej urodziny, imieniny, rocznicę lub bez okazji. Tak to jest wszystko skonstruowane, że nie możemy kupować zawsze kiepskich prezentów i liczyć na udane pożycie małżeńskie. Prędzej, czy później obróci się to przeciw nam. Jeśli na Gwiazdkę kupimy wakacje w ciepłych krajach, to przez resztę roku możemy dawać perfumy i karty upominkowe. Ale jeśli pod choinkę sprawimy żonie kable do ładowania akumulatora, to później perfumy nie wystarczą i w którymś momencie i tak zmuszeni będziemy do wykupienia ciepłych wakacji. Jednak nie byle jakich, ale tych z wyższej półki. Zamożność nie ma tu znaczenia, chodzi o skalę. Jeśli kogoś stać na nowy samochód w prezencie, to druga strona będzie się nowego samochodu spodziewała. Robiąc uniki tylko opóźniamy moment jego zakupu. Podobno teoria ta jest uniwersalna dla całego świata, wszystkich grup etnicznych, religijnych i warstw społecznych. To samo dotyczy dzieci. Jeśli młodzież życzy sobie najnowszy Xbox, to kupujemy Xbox, bo sweterek nie wystarczy, a przed konsolą do gier nie uciekniemy.
Wesołych Świąt
Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.