Po bardzo wielu latach pobytu w tym kraju dowiedziałem się kiedyś w końcu, jaki cel przyświecał inżynierom projektującym wielopasmowe autostrady.
Nie, nie chodziło wcale o to, by pomieścić na określonym odcinku jak największą liczbę szybko poruszających się pojazdów. W tamtych czasach nadmiar samochodów nie był problemem, a korki powstawały wyłącznie w miejscach wypadków i nielicznych robót drogowych. Takie niewielkie, malutkie wręcz. Prawie niezauważalne.
Choć oficjalnie chodziło o ułatwienie życia mieszkańcom, to jednak poważnym argumentem za powstaniem sieci autostrad była ewentualna konieczność ewakuacji dużych ośrodków miejskich w razie zagrożenia nuklearnego. W 1955 r. prezydent Eisenhower zaczął forsować ten pomysł w Kongresie. Pamiętajmy, że był to szczyt zimnej wojny, bunkier przeciwatomowy w co drugim domu i regularne ćwiczenia we wszystkich szkołach. W razie pojawienia się informacji o wystrzeleniu przez wrogi kraj pocisków, każde miasto miałoby dosłownie chwilę na ostrzeżenie i ewakuację.
To jednak nie wystarczyło, by Kongres przekonać, więc pomyślano o wygodach kierowców. Budowniczym dróg nakazano, by stworzyli trasy łatwe i szybkie, a przy okazji pomyśleli o rozdzieleniu jadących na wycieczkę od spóźnionych do pracy. Lub też posiadających kombi od właścicieli Mustangów. Jadących wolniej i lubiących prędkość. Takie to były fajne czasy, nawet na autostradach szanowano indywidualne potrzeby obywateli.
Przyjęto, że standardowa autostrada w terenie zabudowanym będzie posiadała trzy pasy. Ten z prawej służyć miał najwolniej poruszającym się pojazdom, często poniżej dozwolonej prędkości. W tamtych czasach poprawność polityczna nie istniała, w związku z czym otwarcie mówiono, iż chodzi o osoby w podeszłym wieku, kobiety, oraz mężczyzn odważnych inaczej. Może nie określono tego dokładnie w taki sposób, ale po zapoznaniu się z opisem projektu wyłącznie taka interpretacja przychodzi na myśl. Pamiętajmy, były lata 50.
Pas środkowy służyć miał jadącym przepisowo, zgodnie z wyznaczonym limitem, może nieco ponad. Teoretycznie miał to być najczęściej używany pas.
Jeśli komuś spieszyło się, mógł skorzystać z trzeciego, lewego pasa. W teorii miał on służyć wyłącznie do wyprzedzania, a po takim manewrze kierowca rajdowy powinien był wrócić na środkowy do momentu napotkania kolejnego, przepisowo jadącego samochodu. Jeśli spojrzymy na zdjęcia i filmy z tamtych lat przekonamy się, że dokładnie tak to wyglądało. Lewy pas był zwykle pusty.
System ten funkcjonował przez wiele lat, kierowcy byli wobec siebie uprzejmi, zjeżdżali i przepuszczali się nawzajem. Prawie nigdy w wyniku słabszych umiejętności operatora pojazdu mechanicznego nie doszło do powstania zatoru na drodze, a nawet jeśli, to tylko w momencie całkowitej utraty kontroli nad pojazdem. Wypadku znaczy.
Przewijamy jednak taśmę do przodu.
Zmienił się model rodziny i już każdemu jej członkowi przysługiwał samochód, zwiększyła się liczba mieszkańców, zaczęło brakować dróg. Dość szybko zapomniano o pierwotnym podziale pasów, każdy skrawek jezdni stał się cenną zdobyczą. Dziś jadący z prędkością zaledwie 45 mil na godzinę pojazd po włączeniu się do ruchu natychmiast przesuwa się na teoretycznie najszybszy, czyli lewy pas. Nie ma to jednak nic wspólnego z wyprzedzaniem, po prostu 20 mil dalej po tej właśnie stronie znajduje się zjazd, z którego ma zamiar skorzystać operator. Wielu lubi lewy pas z innego powodu, choćby betonowej ściany wyznaczającej kierunek i wyzwalającej poczucie bliskości u nieco zagubionych. Jeszcze inni uciekają z prawej strony bojąc się zjazdów, na których pojawiają się pojazdy próbujące włączyć się do ruchu. Co robić?? Zwolnić, przyspieszyć, wpuścić, udawać niewidomego? Same problemy! Lepiej zjechać na lewo i blokując cały pas uniknąć stresu.
Tak właśnie teoretycznie najwolniejszy pas stał się z biegiem lat najszybszym, bo wszyscy jadący wolno są na pozostałych. Sam często trzymam się prawej strony i proszę wierzyć, do celu dojeżdżam szybciej. Nie zawsze, ale często. Wyprzedzanie odbywa się dziś na linii środkowej i to zarówno przez jadących po prawej, jak i lewej stronie. Zgodnie z założeniami twórców autostrad środkowy pas jest używany najczęściej, ale z całkowicie innych powodów.
Do tego mamy ciężarówki i wywrotki, które teoretycznie, zgodnie z założeniami sprzed bardzo wielu lat, powinny wszystkie jechać po prawej stronie. Oczywiście wiele się zmieniło i teraz wzajemne wyprzedzanie się przez takie pojazdy trwa 10 minut. Jeśli ten szybszy, na przykład cysterna przewożąca trujące chemikalia, postanawia wyminąć betoniarkę i w związku z tym wjedzie na lewy pas, gdzie trafi na najwolniej jadący samochód planujący skręt za 20 mil, wówczas okres ten jeszcze się wydłuża. Szaleństwo, w którym nie ma żadnej ukrytej metody.
Warto jeszcze wspomnieć, że choć w różnych częściach kraju zdarzały się awaryjne lądowania samolotów na autostradach, to pojawiające się co jakiś czas odcinki proste nie są specjalnie w tym celu stworzone. Podobno to mit, choć biorąc pod uwagę pierwotne przeznaczenie szybkich dróg, łatwo w to uwierzyć. Z drugiej strony droga prosta jest najszybszą i najtańszą w budowie Więc po co robić niepotrzebne wiraże?
W Chicago te wszystkie informacje są kompletnie nieistotne. Podział na pasy różnej prędkości nie ma sensu, ze względu na zagęszczenie ruchu żaden samolot tu nigdy nie wyląduje, a o ewentualnej, sprawnej ewakuacji możemy tylko pomarzyć.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.