Każdy lubi coś, co mu sprawia przyjemność. Większą lub mniejszą. Dla jednych będzie to wyjście na plażę, dla innych jajecznica na boczku. Dłuższy sen, czekolada, długa kąpiel. Może poranna kawa w łóżku, a może wyglądanie przez okno i obserwacja ludzi. A może obserwowanie ludzi w łóżku, jeśli akurat to ktoś lubi.
Każda istota żyje dla drobnych przyjemności. Zwierzęta też. Kot, który mieszka w naszym domu - bo przecież nie powiem mój, koty nie podlegają takiej klasyfikacji, są niezależne i mają w nosie pozostałych domowników - najbardziej lubi spać, jeść i drapać meble. Zwłaszcza w drapaniu znajduje wielką przyjemność. Psy znajdują zadowolenie w uganianiu się za czymś, zwłaszcza jak ucieka, czy obszczekiwaniem ludzi i przedmiotów. Gryźć też lubią, szczególnie jak piszczy. Mam nadzieję, że w większości domów są to gumowe zabawki, a nie koty. Ludzie też lubią gryźć i warczeć, więc trochę psy rozumiemy.
No więc każdy ma coś, co lubi i co sprawia mu przyjemność. Można to jakoś zmierzyć? Podobno tak, choć koncept się nie przyjął. Ludzkość stworzyła wiele jednostek służących do określania ciężaru, odległości, temperatury, siły wybuchu, promieniowania, itd. Do pomiaru szczęścia służą utyle, pochodzące od tutejszych utils, a te z kolei od utility - użyteczności, funkcjonalności, czyli utyl to zadowolenie z obcowania z jakimś przedmiotem. Fakt, stworzono je na potrzeby konsumentów, a właściwie dostawców różnych dóbr, by wiedzieli, ile ich produkt daje satysfakcji nabywcy. A więc: przejażdżka bez celu samochodem po pustej autostradzie to, załóżmy, 10 utyli. Ale jeśli będzie to odcinek bez policji, a samochód pochodzić będzie ze stajni Ferrari, wówczas przyjemność może sięgnąć nawet 100 utyli, jasne? Jedzenie lodów to kilkanaście utyli, podobnie jak dobra książka czytana na ławce w parku.
Grupa zrzeszająca miłośników podróży z całego świata zamówiła badanie, które miało wskazać główne ludzkie przyjemności. Te niewielkie, ale najwyżej punktowane w utylowej skali. Zanim do nich przejdziemy, warto wiedzieć, iż ponad połowa badanych stwierdziła ze smutkiem, że nie doświadczamy ich wystarczająco wielu. Ponad 40 procent wskazało na pracę jako głównego winowajcę. Tak, ludziom praca przeszkadza w wypiciu kawy w łóżku. I dzieci. Bo kolejne prawie 40 procent cieszyłoby się życiem bardziej, gdyby nie potomstwo. Czegoś nie rozumiem, bo inna sonda mówi, iż dla większości ludzi dzieci i codzienne obcowanie z nimi jest największą radością… ktoś tu kłamie…
Wracając do przyjemności: większość ludzi nie doświadcza ich zbyt wielu. Wypada jedna dziennie. A może nawet rzadziej, bo większość przypada na weekendy. To wystarczy, bo naukowcy mówią, że jeśli byłoby ich zbyt wiele, straciłyby na znaczeniu. Powróćmy do przykładu Ferrari. Przejażdżka 15-minutowa przyniosłaby nam mnóstwo radości, bo 100 utyli. Ale jak mielibyśmy nim jechać z Chicago na Florydę, to radość byłaby 5 razy mniejsza niż z posiadania starego, ale pojemnego i wygodnego Forda. Zjedzenie kawałka czekolady to wielka przyjemność, po dwóch tabliczkach by nas zemdliło. Z drugiej strony, czy istnieje coś takiego, jak zbyt długie wakacje?
Oczywiście, jak to często z sondażami bywa, ludzie kłamią. Zwłaszcza, gdy pytania dotyczą sympatii politycznych, ale to osobny temat. Jakoś nie chcę uwierzyć, że na 1 miejscu drobnych przyjemności jest słuchanie ulubionej piosenki. A jest. Na drugim dobry obiad, a kolejne miejsce to oglądanie fajnego filmu. Bez wymieniania miejsca na liście wspomnieć można jeszcze o obserwacji niewidzianego wcześniej gatunku ptaka, znalezieniu zagubionych wcześniej pieniędzy w praniu, otrzymywaniu zakupów pocztą, odwiedzaniu siłowni, usłyszeniu od kogoś komplementu, wsłuchiwaniu się w uderzenia deszczu o szybę (łatwo rozpoznać te zmyślone). Jest tam też jedzenie tortu, wypłata w pracy, długie spacery, poznawanie nowych ludzi i pomoc innym. W sumie wymieniono w badaniu aż 50 czynności lub rzeczy przynoszących radość.
Oczywiście to badanie przeprowadzone na niewielkiej grupie i trudno ocenić, czy dla wszystkich miarodajne. Jak ktoś zauważył, twarze ludzi na siłowni nie wskazują na zbyt wielką radość ćwiczących. Poza tym, czy tego typu przyjemności można dodawać? Jeśli tak, to mam nadzieję, że chociaż jedna osoba usłyszy odgłos deszczu uderzającego o szybę Ferrari, wewnątrz którego podjadała będzie czekoladę i tort na zmianę, słuchając jednocześnie ulubionej piosenki. To co najmniej 200 utyli. Dodatkowe 10 premii za myśl, że nie musimy zbierać tych punktów na siłowni.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.