01 czerwca 2023

Udostępnij znajomym:

Czerwiec kojarzę z Dniem Dziecka. Choć mieszkając w USA powinienem być nieco zagubiony. W kraju, gdzie świętowanie z byle powodu jest zajęciem narodowym, mało kto wie, kiedy przypada święto najmłodszych. Nawet handlowcy tego nie wiedzą.

Przecież tego dnia powinniśmy być zasypani ofertami handlowymi: misie za pół ceny, klocki lego na wyprzedaży, trzy resorowce w cenie dwóch, smartfony z wizerunkami Psiego Patrolu, kartki okolicznościowe i wszędzie, ale to wszędzie, kolorowe baloniki!!

W mediach i internecie przez jeden dzień powinien ten temat dominować, tak jak ma to miejsce przy każdej innej okazji. Dzieci powinny czekać na prezenty tego dnia, a rodzice tradycyjnie narzekać, że to zmowa mająca na celu pozbawienie ich połowy dochodów.

Zapytajmy o to święto przypadkowego Amerykanina. Albo dziwnie na nas spojrzy, albo sprytnie odpowie, że każdy dzień jest świętem dziecka. Czyli nie wie. No bo skąd? W okresie ostatnich 30 lat przesuwany był od kwietnia po listopad. Była to druga niedziela października za Clintona i Busha, ale z wyjątkiem 1993 roku, gdy przesunięto go na 21 listopada. W 2001 r. Kongres ogłosił, że ma być obchodzony w pierwszą niedzielę czerwca, ale z wyjątkiem 2002 r., kiedy przełożono go na drugą niedzielę. Administracja Obamy obchodziła zgodnie z ONZ - 20 listopada, co nie zawsze przypadało w niedzielę, więc "wyjątkowo" w 2009 r. zdecydowano przesunąć na 22 listopada. Kolejna administracja likwidując wszystko z czasów Obamy znów wrzuciła je w drugą niedzielę czerwca, ale zapomniała o tym poinformować mieszkańców. Obecna nic nie zmieniła, więc chyba ciągle wypada w tym roku 11 czerwca, ale ani ręką, ani głową nie będę tego gwarantować.

Jak się nic nie wie na ten temat, to się nie organizuje z tej okazji uroczystości, nie prezentuje danych, nie analizuje liczb, nie mówi o zdrowiu i szczęściu dzieci, naszej względem nich odpowiedzialności. Nie pojawiają się liczby mówiące o dzieciach uprzywilejowanych z jednej strony, z drugiej niedożywionych, maltretowanych, zaginionych. Czasami ktoś wspomni, że wszystkie są przyszłością narodu. Ale co naprawdę wiemy?

Badanie przed kilku lat opublikowane w czasopiśmie Health Affairs przyniosło ponure wieści dla amerykańskich dzieci: mają o 70 procent wyższe ryzyko śmierci przed osiągnięciem dorosłości niż ich rówieśnicy w innych krajach rozwiniętych. Chociaż wskaźniki śmiertelności dzieci w Stanach Zjednoczonych są znacznie niższe niż... 50 lat temu, to nadal są one zdecydowanie zbyt wysokie. Wyliczono, że w okresie ostatnich 50 lat można było zapobiec zgonom ponad 600 tysięcy dzieci w USA. Gdybyśmy jako dorośli trochę się do tego przyłożyli.

Raport sugeruje, że istnieją trzy główne grupy zagrożonych dzieci w USA: dzieci w każdym wieku, które giną w wypadkach samochodowych, nastolatki zabite przez broń palną i niemowlęta, które umierają przed pierwszymi urodzinami.

Pierwsza grupa – to około 1000 dzieci w wieku poniżej 13 lat rocznie. 20 procent zgonów dzieci w wypadkach samochodowych ma miejsce, gdy ofiary nie mają zapiętych pasów bezpieczeństwa ani fotelika. Ponadto również około 20 procent zgonów dzieci w wypadkach samochodowych jest związanych z jazdą pod wpływem alkoholu, a więc wszelkie działania mające na celu ograniczenie jazdy pod wpływem alkoholu przyczynią się również do zmniejszenia liczby zgonów dzieci. Do tego dochodzi nieodpowiedzialna jazda ze zbyt dużą prędkością z dzieckiem na tylnym siedzeniu. Co jest z nami??

Druga grupa. Co roku w Stanach Zjednoczonych ginie dużo ponad 1000 dzieci w wyniku użycia broni palnej. W 2022 było to 300 w wieku poniżej 11 lat i 1300 w wieku 12-17 lat. Liczby te nie obejmują samobójstw. O broni pisze się i mówi dużo. Nic się nie zmienia. Również świadomość dorosłych, że temat broni dotyczy również ich dzieci. Egoistycznie walczymy o swoje prawa zapominając, że 40% dziecięcych zgonów od broni to przypadkowe postrzelenie przez rodzica, rodzeństwo czy kolegę, a 68% broni użytej w masowych strzelaninach w szkołach pochodziło z rodzinnego domu. Tymczasem większość jej dorosłych posiadaczy przekonana jest, iż ich dzieci nie wiedzą, gdzie jest schowana lub że nie potrafią się do niej dostać.

No i trzecia grupa: każdego roku w Stanach Zjednoczonych umiera ponad 20 000 niemowląt. W przeliczeniu na całkowitą liczbę urodzin wskaźnik jest znacznie wyższy niż w innych krajach rozwiniętych.

Dzień Dziecka powinien być okazją do przypomnienia, iż najmłodsi mają swoje prawa: do edukacji, bycia wysłuchanym, wolności od przemocy i także do bezpiecznego życia. Na szczęście większość dzieci, które znam, ma to zapewnione. Ale jest wiele, których nie znam, które cierpią każdego dnia. Wiele, których już nigdy nie będę mógł poznać. Dzień ten mógłby być w tym kraju okazją do przypomnienia, iż wiele z nich żyje w domach pełnych przemocy, że każdego roku tysiące nieletnich ginie w wyniku użycia broni, że wciąż, mimo iż to najbogatszy kraj świata, tysiące cierpi głód.

Gdy obchodzimy Dzień Matki, oprócz kwiatów dla nich, pozostali otrzymują informacje o zdrowotnych problemach kobiet, o ich walce o równouprawnienie w społeczeństwie, różnych zagrożeniach i niesprawiedliwościach. Dzień Ojca to bezprzewodowa wiertarka w prezencie i artykuł o liczbie mężczyzn umierających na raka prostaty, średniej życia, problemach alkoholowych.

A dzieci? Wszystko u nich w porządku? Na pewno?

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor