06 stycznia 2022

Udostępnij znajomym:

Znaki widać wokół nas. To między innymi opustoszałe nagle centra sklepowe. To zmęczone, pozbawione kolorowych ozdób i części igliwia choinki wystawiane obok koszy na śmieci. To zredukowane ceny świątecznych towarów. To też spadek zainteresowania wszelkimi dobrami kojarzonymi z przełomem roku, od szampana, przez kogel-mogel (nawet ten z prądem), czerwony barszcz i sweterki z reniferkiem, po piszczałki i gadżety noworoczne. Wszystko to uświadamia nam, że skończyła się magiczna, radosna, pełna ciepłych życzeń, przyjaznych myśli i wspaniałych potraw pora roku.

Nadszedł styczeń. Po pierwsze zaatakował mrozem, na który po niemal letniej aurze grudniowej nie byliśmy przygotowani. Do tego spadł śnieg. Od razu dużo. Wielu miało nadzieję, że w tym sezonie nie trzeba będzie odśnieżać chodników, rozgrzewać silników, skrobać szyb i sypać solą. Niestety, klimat się zmienia, ale nie tak szybko, jak niektórzy by sobie tego życzyli.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ludzie przestali nagle być dla siebie mili i wyrozumiali. Choć byli tacy jeszcze tydzień temu. Koniec życzeń, pozdrowień, kartek z Mikołajkiem. Koniec uprzejmości na parkingach sklepowych i w kolejkach do testowania na Covid.

Praca też wydaje się cięższa w styczniu, po świątecznym okresie. Szefowi i współpracownikom wrócił regularny humor, a jeśli pracujemy dla siebie, to po podsumowaniach finansowych też nie mamy ochoty się do nikogo odzywać. Wstajemy, ciemno. Wychodzimy z pracy, ciemno. A w ciągu dnia nawet nam się nie chce przez okno wyglądać. Totalny brak motywacji.

W takich momentach zaczynamy zajmować się innymi myślami i sprawami. Wszystko, by odwrócić uwagę od tego, co widać i słychać wokół nas. Fajnie jest na coś czekać. Na ekranach komputerów zaczynają pojawiać się zielone palmy na tle błękitnego nieba i żółtego piasku. Na poprawę humoru zaczynamy planować. Dla większości na planach się skończy, ale to okaże się w maju, gdy nagle osoby te dojdą do wniosku, że skoro zrobiło się ciepło, to po co jechać w ciepłe kraje.

W styczniu brakuje rozrywek. Nawet telewizyjnych. Wykosztowali się wszyscy na świąteczno-noworoczne programy, więc trzeba przez chwilę oszczędzać. Podobnie z domowymi budżetami. W pierwszym miesiącu roku wydajemy najmniej. Może to wynik nadmiernych wydatków w grudniu, może czegoś innego. Podobno nawet samochodu nam się w tym czasie nie chce zmieniać. Oczywiście w tym roku nawet gdybyśmy chcieli, to na większość modeli poczekamy do marca.

Poza tym styczeń wywołuje depresję, bo wyjątkowo się dłuży, nie tylko ze względu na liczbę dni. Jest zimno, ale bez świątecznej atmosfery. Zaczyna nas dołować brak słońca, ale nie zdajemy sobie z tego sprawy. Chodzimy więc ponurzy i narzekamy na wszystko. Jedyne, co poprawia nam chwilowo humor, to świadomość, że znajomi żyją w tym samym klimacie. Wspólnie lepiej się narzeka. Łeeee….styczeeeń…

Początek roku jest dla niektórych nieco przerażający. Bo wraz z nim nowe wyzwania. Trzeba realizować złożone wcześniej sobie i innym obietnice. Dziwna rzecz, ale wiele osób odczuwa w styczniu stres związany z początkiem czegoś nowego, koniecznością nadrabiania straconych lat i upływającym czasem. Zaczynamy się wtedy zastanawiać nad tym, jak wyglądać będzie reszta naszego życia. Ale jeszcze przed upływem miesiąca mija to jak katar i nie zaprzątamy sobie tym głowy przez kolejne dwanaście miesięcy. Podobno aż do przejścia na emeryturę, gdy w bolesny sposób zaczynamy na stałe odczuwać wszelkie nasze zaniedbania finansowe i zdrowotne z okresu młodości.

Wielki mróz to wielkie żarcie. Im zimniej na zewnątrz, tym na więcej pozwalamy sobie podczas posiłków. Udowodnione. W pierwszych dniach tego roku zjedliśmy pewnie dwa razy więcej, niż zjemy w czerwcu. Nieco wcześniej, w okresie świąt, też czujemy się usprawiedliwieni sięgając po słodziutkie, tłuściutkie wypieki. No jak to? Teraz mogę. Zero wyrzutów sumienia. Więc za chwilę stracimy humor wskakując na wagę, a potem jeszcze bardziej w czasie wymuszonej diety.

Samo rozbieranie choinki i odkładanie do pudeł ozdób i światełek wywołuje w nas negatywne emocje. Dokładnie odwrotne, do radości odczuwanej podczas ich wyjmowania i włączania po długiej przerwie. Dlatego jestem zwolennikiem sztucznych choinek, bo mogą stać od listopada do marca.

Nie wiem, czy ktoś jeszcze to odczuwa, ale wraz z nadejściem stycznia mam wrażenie powrotu do stałego harmonogramu zajęć. Grudzień zwykle jest odskocznią w związku ze świętami i przygotowaniami do nich, koniecznością spotkań, życzeń, zakupów, itd. Po czym nadchodzi styczeń i na nowo wraca stare.

Jest kilka rzeczy, które niektórych mogą ucieszyć. Jeśli odczuliście w grudniu nadmiar rodziny, możecie jej nie oglądać aż do Wielkanocy. Ze znajomymi spotykać się wybiórczo, bo przecież wraz z końcem świąt kończy się obowiązek bycia dla wszystkich miłym. Odśnieżanie jest ciężkie, a lód niebezpieczny. Ale przecież to okazja do wyjazdu na narty dla całej rodziny. A ty możesz zostać w domu i w spokoju nadrobić zaległości. Filmowe na przykład. Poza tym nudny, ciemny, zimny styczeń do okazja do snu, wyciszenia, odpoczynku i naładowania baterii. Więc chyba jednak da się znaleźć w nim jakieś pozytywne elementy. Żartuję oczywiście.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor