W obliczu rosnących ceł i przetasowań w globalnych łańcuchach dostaw, coraz więcej Amerykanów przygląda się etykietom produktów w poszukiwaniu oznaczenia „Made in USA”. Dla jednych to sposób na uniknięcie opłat celnych, dla innych – forma wsparcia krajowej gospodarki. Jednak skomplikowane przepisy handlowe i rozległe sieci produkcyjne sprawiają, że sytuacja jest bardziej skomplikowana, a sam znak „Made in USA” często nie mówi całej prawdy.
Co naprawdę oznacza „Made in USA”?
Według wytycznych Federalnej Komisji Handlu (FTC), etykieta „Made in USA” może być stosowana tylko wtedy, gdy cały lub niemal cały produkt – zarówno jego części, jak i montaż – pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Jednak „niemal cały” nie oznacza, że wszystko musi być amerykańskie.
„Made in USA” to bardzo konkretny i wysoki standard – tłumaczy Marcus Eeman, menedżer ds. celnych w globalnej firmie logistycznej Flexport. Aby produkt mógł zostać tak oznaczony, jego końcowy montaż lub przetworzenie muszą odbyć się w USA, a znacząca część kosztów produkcji musi zostać poniesiona w kraju.
W praktyce oznacza to, że np. samochód raczej nigdy nie będzie oznaczony jako „Made in USA”, ponieważ zawiera wiele zagranicznych komponentów. Częściej spotkamy etykietę „Assembled in USA”, czyli „zmontowano w USA”.
Dopuszczalne komponenty zagraniczne
Niektóre zagraniczne części mogą być obecne w produkcie oznaczonym jako „Made in USA”, o ile nie powodują „znaczącej transformacji” produktu. Pojęcie to wywodzi się jeszcze z orzeczenia Sądu Najwyższego USA z 1908 roku, który uznał, że korek z Hiszpanii, używany do zamykania butelek piwa Anheuser-Busch, nie zmieniał charakteru produktu.
Zasada ta jest dziś wciąż stosowana. Przykład? Blok materiału do produkcji szminek wysłany z Włoch do Chin, gdzie został stopiony, uformowany i zapakowany. Mimo przetworzenia w Chinach, amerykańska służba celna uznała, że krajem pochodzenia nadal są Włochy – ponieważ substancja nie zmieniła swojego podstawowego charakteru.
Z drugiej strony, produkty spożywcze mogą być uznane za „Made in USA”, nawet jeśli zawierają zagraniczne składniki. Przykładowo: cukier, mąka czy orzechy mogą pochodzić z importu, ale jeśli zostaną upieczone w USA w formie ciastek, gotowy produkt może być oznaczony jako wyprodukowany w Stanach.
Niektóre umowy handlowe zmieniają obowiązujące zasady. Na przykład zgodnie z umową USMCA (Stany Zjednoczone – Meksyk – Kanada), jednorazowy import produktu handlowego o wartości poniżej 2 500 dolarów nie wymaga oznaczenia kraju pochodzenia.
A co z oznaczeniem „Assembled in USA”?
FTC precyzuje, że produkt może być oznaczony jako „Assembled in USA” (zmontowano w USA), jeśli jego główne składanie odbywa się w USA i montaż ten jest znaczący. Nie każdy montaż się jednak kwalifikuje. Prosta operacja „na śrubokręt” – np. złożenie komputera z zagranicznych części – nie wystarczy. W takim przypadku właściwszym oznaczeniem byłoby: „Made in USA from Imported Parts” (wyprodukowano w USA z importowanych części).
„Samochodu z napisem „Made in USA” raczej nie zobaczymy” – mówi Eeman – ale już „Assembled in USA” z części zagranicznych jest całkiem możliwe.
Mięso i produkty spożywcze – osobna historia
Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, jeśli chodzi o wołowinę i wieprzowinę. W 2015 roku Meksyk i Kanada skutecznie zakwestionowały w Światowej Organizacji Handlu (WTO) amerykańskie przepisy o obowiązkowym oznaczaniu kraju pochodzenia dla tych mięs. WTO uznała, że przepisy te dyskryminowały zagranicznych producentów, a w efekcie Kongres USA uchylił obowiązek etykietowania pochodzenia mięsa.
„Wołowina i wieprzowina, które wcześniej musiały być oznaczane, obecnie nie podlegają obowiązkowi oznaczania kraju pochodzenia” – mówi Thomas Gremillion z Consumer Federation of America. „Można wziąć krowę, która całe życie spędziła w Meksyku, przewieźć ją do USA, zabić tego samego dnia i sprzedać jako „produkt z wołowiny z USA”.
Konsumenci powinni zachować czujność
Choć, jak zauważa Pam Lewison z Washington Policy Center, większość amerykańskiego mięsa rzeczywiście pochodzi z USA, to w przypadku wielu innych produktów żywnościowych sytuacja nie jest tak przejrzysta.
„W idealnym świecie etykieta powinna mówić, że produkt został wyprodukowany, przetworzony i pozyskany w USA” – mówi Lewison.
Dodaje również przestrogę: „Jeśli kupujesz szparagi w grudniu, nie łudź się, że pochodzą z USA – one po prostu nie mogą tu rosnąć o tej porze roku”.
Etykieta „Made in USA” niesie za sobą konkretne znaczenie i wysokie wymagania, ale w praktyce produkt z takim oznaczeniem może zawierać również składniki z importu. Dla konsumentów wspierających krajową gospodarkę lub próbujących unikać produktów z Chin czy innych krajów, samo oznaczenie kraju pochodzenia nie zawsze wystarcza, by poznać całą historię produktu.
Świadome zakupy wymagają dziś nie tylko czytania etykiet, ale i zrozumienia zasad handlu międzynarodowego, regulacji rządowych oraz... zdrowego rozsądku.