Nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jestem uzależniony od czekolady. Choć były znaki na niebie i ziemi, nie przyjmowałem tego do wiadomości. Przecież dawno temu jedynym powodem, by zjechać z autostrady i odwiedzić miasteczko South Bend w Indianie, była tamtejsza fabryka czekolady. Nic specjalnego, jak się później przekonałem. Podczas pierwszej wizyty w Vegas dwa razy więcej czasu spędziłem w sklepikach i cukierniach oferujących własne wyroby czekoladowe – Jean Phillipe, JinJu, M&M World, niż w jakimkolwiek kasynie, teatrze, czy na spacerze. Odwiedzając Toronto lub Vancouver w pierwszej kolejności kierowałem się do punktów specjalizujących się we własnej produkcji czekoladek z egzotycznym nadzieniem niedostępnym w USA. Z wielką pasją wdawałem się we wszelkie dyskusje nad wyższością gorzkiej czekolady nad mleczną i odwrotnie, sensem mieszania tak doskonałego smaku z mało szlachetnymi dodatkami, a ostatnie kilka lat poświęciłem walce z jej białą odmianą(!) i promocją wyrobów polskich, które na głowę biją produkcje lokalne.
Kilka dni temu dowiedziałem się, że muszę nieco zmienić tryb życia. Wśród zakazanych na pewien czas rzeczy znalazło się kilka produktów spożywczych. O ile bez gruszki jakoś przeżyję, o tyle pierwsze dni przekonały mnie, że bez czekolady mogę nie dotrwać do końca roku. Wiem, że nie ja jeden przechodzę podobny kryzys i na pewno są sposoby na jego pokonanie. Problem w tym, że to nie tylko czekolada...
Prawie każdy z nas (przepraszam nieco młodszych, ale dzisiejszy tekst jeszcze nie dla nich) w pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że pewnych rzeczy już nie dokona. Przyjęło się, że 40 – 50 lat to ta magiczna granica, ale przekonałem się, że jest ona bardziej płynna. Są jednak pewne wspólne elementy. Na przykład czytanie po zmroku przy blasku księżyca. Może nie dosłownie, ale wiadomo o co chodzi. Kiedyś mogłem, a dziś już nie?? Mały druk na opakowaniach sprawia, że mogę zrezygnować z porannej gimnastyki. Próbując odczytać instrukcję obsługi na małym pudełeczku lub słoiczku dokonuję takich wygibasów i przyjmuję takie pozycje, że przypomina to popularny w latach 80. aerobik. Dla wciąż widzących informacja, że wygibasy konieczne są podczas poszukiwań najlepszego kąta padania promieni światła. Twardy jestem, bo szkła powiększającego jeszcze nie kupiłem, ale zdarzyło mi się zrobić zdjęcie całego tekstu i je powiększyć...
Na pewno nie zostanę sportowcem wyczynowym. Sportowcem nie zostanę. Kropka. Na każdą dyscyplinę jest za późno, bo albo forma albo głowa nie ta. Nie to, że bycie sportowcem jest moim marzeniem, ale fajnie mieć różne opcje. Jeszcze nie jestem na tym etapie, ale są podobno tacy, którzy przed zrobieniem jednego przysiadu muszą się chwilę rozgrzewać. Oczywiście wyolbrzymiam problem i pozdrawiam wszystkich uprawiających amatorsko różne dyscypliny – kajakarstwo, narty, szachy... Tak przy okazji, niektórzy naukowcy ostrzegają, by w średnim wieku nie biegać za dużo. Bo ściany naczyń słabe, bo wymiana elektrolitów już nie ta, podobno biegając ludzie po 40 i w okolicach 50 strasznie ryzykują... No to jak to tak? Jeden lekarz każe biegać dla zdrowia, a drugi przed tym ostrzega...
Skoro wspomniałem o opcjach. Kiedyś idąc do fryzjera miałem opcje. Dziś brak wyboru, zwykle kończy się na niewielkim skróceniu tego co jeszcze zostało. I też jest dobrze.
Nigdy już odchudzanie nie będzie tak proste jak kiedyś. Bo kiedyś, to wystarczył tydzień zmniejszonych porcji, by zrzucić kilka kilogramów. Dziś osiągnięcie podobnego efektu to kilka miesięcy specjalistycznej diety połączonej z precyzyjnymi ćwiczeniami dwa razy dziennie. Na początek. Zresztą tu wiedzę mam ograniczoną, bo mimo wielu sugestii i zaleceń jakoś nie mogę się do tego zabrać.
Inaczej też wyglądają odwiedziny w gabinecie lekarskim. Niegdyś problemy były proste i łatwe do zdiagnozowania, zwykle kończyło się gipsem, tabletką przeciwbólową, poleceniem picia herbaty z miodem lub krótkim zwolnieniem lekarskim. Dziś, niezależnie od powodu wizyty, należy odpowiedzieć na serię pytań: Ile osób w rodzinie ma wyskoki cholesterol? Historia chorób nowotworowych wśród najbliższych? Kiedy ostatnio robione było EKG? Poziom cukru? To mała próbka, wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi. Wizyty są coraz dłuższe, coraz droższe i coraz mniej z nich wynika.
No i jeszcze to, jak nas inni postrzegają. Gdy ostatnio odwiedzałem Polskę, skorzystałem z komunikacji publicznej. Stanąłem sobie w autobusie miejskim przy okienku, z roześmianą gębą obserwowałem mijane budynki, gdy nagle...jakiś zbyt dobrze wychowany młodzieniec... zagadnął tak: Przepraszam bardzo, może pan sobie usiądzie? Myślałem, że kopnę gówniarza. Jak śmiał?! Mnie? Miejsce ustępować?!
Można by tak wyliczać bardzo długo, ale przecież w ogóle nie o to chodzi. O co chodzi napisałem w tytule. Reszta to było tylko wypełnienie pustego miejsca.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.