Nowo wybrana przewodnicząca partii republikańskiej w 1. Dystrykcie stanu Georgia, była kandydatka z ramienia tej partii na stanowisko gubernatora, konserwatywna działaczka i polityk, powiedziała podczas niedawnego podcastu, że nie rozumie ciągłego wciskania ludziom ciemnoty na temat okrągłości Ziemi. Po czym zaczęła przytaczać biblijne dowody na jej płaskość. Nauka o wszechświecie, w tym o okrągłych planetach, to według niej pranie mózgu. A istnienie globusów to propaganda. Bo nadmiar jakiejś informacji to według niej próba przekonania do czegoś, co nie jest prawdą. Czyli nadmiar globusów w naszym codziennym życiu - w szkołach, sklepach, bibliotekach, domach, muzeach - to tuszowanie na siłę płaskości Ziemi. To wszystko jej słowa. Wpiszcie w wyszukiwarkę internetową "Kandiss Taylor" i od razu wszystko o niej wyskoczy.
Mógłbym o Kandiss opowiadać dłużej, ale szkoda czasu. Zwracam jednak uwagę na to, że tam, gdzie pojawia się niczym niezachwiana wiara w płaskość Ziemi, prawdopodobnie pojawiają się również inne, totalnie odjechane wierzenia i teorie. Gdyby jeszcze kobieta ta wykonywała jakiś zawód, który nie ma zbyt wielkiego wpływu na życie innych ludzi. Niestety, nie zajmuje się, na przykład, robieniem wianków z polnych kwiatów. Jest najwyższym przedstawicielem dominującej partii w jednym z dystryktów w Georgii.
To podobno Mark Twain powiedział, że "polityków i pieluchy trzeba zmieniać często i z tego samego powodu". Mam nadzieję, dla dobra mieszkańców tego stanu, że stanie się to wkrótce. Z drugiej strony... chyba niepotrzebnie dziwię się, że taka osoba wybrana została na tak poważne i odpowiedzialne stanowisko.
Założyciele tego kraju stworzyli podwaliny elastycznego systemu, rozwijającego się wraz z upływem czasu. Wydawać by się mogło, że kolejne rządy będą coraz mądrzejsze, coraz bardziej odpowiedzialne, coraz dalej spoglądające w przyszłość, a wraz z nimi dorastać i dojrzewać będzie społeczeństwo. Udawało się przez długi czas, ale ostatnio coś się zepsuło. Zachowujemy się jak rozpieszczone dzieci. Grozimy, dopóki nie dostaniemy czego chcemy. Popełniamy błędy, ale nigdy, przenigdy, się do nich nie przyznajemy. Wydajemy pieniądze bez ograniczeń. Odrzucamy lub wręcz prześladujemy tych, którzy nie są tacy jak my. Do tego zachowujemy się, jakbyśmy znali odpowiedzi na wszystkie pytania. Nawet te, których nam nikt nie zadaje. No i podstawowa zasada rozpieszczonego dzieciaka - wszystko jest winą innych. Kiedy przychodzi moment wyborów wskazujemy człowieka nam podobnego. Efekt? Kandiss Taylor i jej podobni.
Reprezentujący nas ludzie nie powinni być tak ograniczeni i nietolerancyjni jak wielu ustawodawców wybranych przez nas na swoje stanowiska. Obydwie strony w równym stopniu są odpowiedzialne za ogrom wrogości i braku szacunku wobec siebie, co przekłada się na nas wszystkich.
Tocząca się, po raz kolejny, debata na temat pułapu zadłużenia jest powtarzającym się dowodem na to, jak w niewielkim stopniu politykom zależy na pomyślności kraju, a w jak wielkim na wykorzystaniu każdej sposobności do zwiększenia własnego zysku. Zamiast spieszyć się z uchwaleniem ustawy budżetowej, aby jak najszybciej zażegnać ryzyko ekonomiczne dla 300 milionów mieszkających tu ludzi, zarówno demokraci, jak i republikanie okopali się i nawzajem wskazują palcami winnych całej sytuacji.
Takie scenariusze niestety są dziś na porządku dziennym i na każdym szczeblu administracji. W całym kraju, w legislaturach miejskich stanowych, powiatowych mamy kontrowersyjne spory, odrzucanie uznanych idei, zaprzeczanie niezbitym faktom, wyznawanie teorii spiskowych. Wszystko to coraz bardziej pogłębia przepaść między nami.
I jak się nad tym zastanowimy, to pomiędzy kłótniami polityków, a pyskówką w piaskownicy wielkiej różnicy nie ma. Tylko konsekwencje są znacznie poważniejsze.
Poniżej kilka zdań. Spróbujcie odgadnąć, które dotyczą dzieci, a które polityków:
- Powiedzą wszystko, aby uzyskać naszą aprobatę.
- Zmieniają zdanie co 5 minut.
- Zrobią wszystko, aby uniemożliwić swemu wrogowi odniesienie sukcesu.
- Składają obietnice, których nie są w stanie dotrzymać.
- Potrafią długo i bez widocznego zmęczenia mówić na interesujący ich temat. Nawet jeśli nie interesuje to nikogo innego.
- Uwielbiają negocjować i wydaje im się, że to potrafią.
- Bardzo łatwo dają się przekupić.
- Zawsze przestrzelą wyznaczony budżet.
Nie do odróżnienia, prawda? Podobieństw jest więcej. Ale są też różnice. Kiedy się rodzimy, jesteśmy jak "tabula rasa". Kształtują nas doświadczenia i w miarę upływu czasu przesiąkamy otoczeniem. Ale zanim to nastąpi, jako dzieci, jesteśmy istotami moralnymi. Potrafimy oceniać czyny jako dobre i złe. Okazujemy poczucie uczciwości i sprawiedliwości. Wyrażamy sympatię i współczucie. Wszystkim, nie tylko bliskim i znajomym. Poza tym w wieku kilku lat zdarza nam się powiedzieć coś śmiesznego, ale nigdy głupiego, chyba, że powtarzamy po rodzicach.
Więc...
Jaka jest różnica między politykami a dziećmi?
Dzieci są chyba znacznie lepsze. I mądrzejsze.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.