Późna noc, dom pogrążony we śnie. Stoję w kuchni, obok lodówki i walczę ze sobą. Nikt mnie nie widzi, więc ta walka dziwnie wyglada. Otwieram szybko, ale jednak delikatnie i po cichu zamrażalnik, po czym zaglądam do środka.
Jest!
Napawam się przez chwilę widokiem, po czym równie szybko i cicho wszystko ładnie zamykam. Chyba z wrażenia mam wypieki na twarzy. Rozglądam się, czy przypadkiem nikt mnie na tym nie nakrył. Dobrze jest, świadków brak.
Czuję się jakbym za chwilę miał dokonać napadu na wagon pocztowy. Nie wiem, jak to jest napadać na wagon pocztowy, czy jakikolwiek inny, ale takie skojarzenie przyszło mi do głowy...
Mruczę coś do siebie, potrząsam głową, chowam ręce do kieszeni, by mnie nie kusiło i odchodzę na kilka kroków. Po chwili coś mnie ponownie ciągnie w okolice lodówki. Prawdopodobnie jej zawartość...
Gdzieś tam obudził się we mnie mały chłopiec, poszukiwacz przygód i smakosz zakazanego. Drzemie on w każdym z nas, czasami tylko nieco uśpiony.
Kiedy byliśmy młodzi, bardzo młodzi, mali wręcz, cieszyło nas wszystko. Nie zawsze cieszyło to dorosłych. Jednak nie przeszkadzało nam to w snuciu marzeń. Chcieliśmy być spadochroniarzami, strażakami, piosenkarzami. Więc skakaliśmy z dużych wysokości, przypalaliśmy buty przy ogniskach, wyliśmy na cały regulator refreny puszczanych w radiu piosenek. Nie? Tylko ja tak robiłem? Nie wierzę...
Chodziło o to, by sprawiać sobie radość, dobrze się bawić i realizować marzenia. Większość z nich wciąż czeka na realizację, choć staramy się o tym nie myśleć. Bo dawno temu wkroczyliśmy w wiek dojrzały, a w nim podobno nie ma miejsca na takie rzeczy.
No cóż, według mnie jest miejsce i to dużo. Nie po to wymyślono karaoke, byśmy pozwolili wyć tylko profesjonalnym śpiewakom. Poczujmy się jak gwiazda na scenie i spróbujmy swych sił. To zabawa, która na pewno sprawi przyjemność. Musimy tylko wyzbyć się wstydu towarzyszącego nam od momentu uzyskania pełnoletności.
Kilka lat temu postanowiłem zagasić kominek. Gaśnicą. Wywaliło wszystko ze środka na środek pokoju, przez kilka minut nic nie było widać, a słychać było tylko kaszel. W pierwszej chwili obecny we mnie dorosły przeklinał w myślach i na głos, martwił się sprzątaniem, zastanawiał nad własną głupotą. Po chwili obudził się dzieciak, który uśmiechnął się szeroko, krzyknął z radości i wywalił w kominek resztę suchej piany. Jak szaleć, to na całego.
Stałem tak wpatrzony w lodówkę i myslałem o odpowiedzialności. Narzuconej z racji wieku oczywiście. Zgodnie z utartym schematem w pewnym momencie zaczynamy pracę, której zwykle nie lubimy. Kupujemy dom, na który nas raczej nie stać. Zapożyczamy się na zakup niepotrzebnych rzeczy. A potem martwimy, by tego wszystkiego nie stracić. Nie mamy czasu na nic innego, a szkoda.
Jakiś czas temu włączyłem swemu kilkulatkowi stare bajki, tak na próbę. Oczywiście nie wykazał większego zainteresowania i już po kilkudziesięciu sekundach zajął się czym innym. Nawet nie zauważyłem, jak minęła mi godzina przed telewizorem. Bolek i Lolek, Reksio, Rumcajs, Wilk i Zając... Przez chwilę zapomniałem, że mi nie wypada. Uśmiechałem się tam gdzie trzeba, denerwowałem w miejscach wskazanych przez scenariusz. Jak kiedyś, gdy sam występowałem w roli młodego widza.
Jeśli na widok czegoś, co pochodzi z lat naszej młodości poczujemy ciepło w okolicach żołądka, zaczniemy śpiewać w samochodzie słysząc kawałek sprzed lat, rozczulimy się w sklepie na widok kostki Rubika lub poprosimy o kompot z duuuuużą ilością truskawek, to znaczy, że nie jest z nami tak źle. Gorzej, gdy w takich momentach nie poczujemy nic, uznając iż to przeszłość, do której się nie wraca i która jest za nami.
Chyba lekko przysnąłem stojąc przy tej lodówce i zastanawiając się nad zawiłościami dorosłego życia. Obudzony we mnie dzieciak nie dawał za wygraną i kusił. W końcu niepomny na prośby lekarzy, nowoczesnego i zdrowego społeczeństwa, rodziny dbającej o moje samopoczucie, ale także wyniki badań, otworzyłem po raz kolejny zamrażalnik. Wciąż tam było. Pudełko lodów czekoladowych. Sięgnąłem po nie szybko, złapałem łyżeczkę i zasiadłem na kanapie. Wciąż po cichu, ale zdecydowanie oddałem się drobnej przyjemności.
Była 2 w nocy.
Cały czas zdawałem sobie sprawę, że karaoke to wynik marzeń o sławie estardowej, a rakiety są pochodną marzeń o podróżach na Księżyc. W tym przypadku jedynym marzeniem było utrzymanie w normie poziomu cukru we krwi. Kto wie, może cukrzyca jest wynikiem dziecięcej słabości do cukierków i ciast, ale dla zachowania zdrowia nie możemy niszczyć w sobie beztroskiego i radosnego dzieciaka.
Jest taka stara przypowieść Indian ze szczepu Cherokee o dwóch wilkach walczących w każdym z nas. Jeden jest zły, zazdrosny, łapczywy, pamiętliwy, podstępny i chwytający się kłamstw. To taki dorosły, zgorzkniały wilk. Drugi jest jak dziecko, bo dobry, radosny, szczęśliwy, kochający wszystkich i cieszący się każdym dniem. Który wygrywa? Podobno ten, którego częściej karmimy.
Nie chodzi o to, bym tę poważną, mądrą i głęboką przypowieść wykorzystywał do czegoś tak trywialnego, jak usprawiedliwianie nocnego sięgania do lodówki. Czasami jednak wszelkimi sposobami musimy sprawić sobie choć odrobinę radości. To ona stanowi niezbędne nam paliwo.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
Email: rafal@infolinia.com