"Główny powód, dla którego zagłosowałem? Taki sam, jak w przypadku 4-latka pomagającego rodzicom wyjmować zakupy z koszyka przy sklepowej kasie. Kolorowa naklejka, którą po wszystkim dostajemy."
To nie moje słowa, ale jednego z użytkowników Facebooka, gdzie po wtorkowych wyborach tradycyjnie pojawiło się mnóstwo śmiesznych komentarzy i fotek związanych z minionym głosowaniem.
Tak przy okazji, mój syn dostał kolorową naklejkę z napisem "Future Voter" podczas odwiedzin w lokalu wyborczym, ale dla mnie wersji dla dorosłych zabrakło! No cóż, była prawie 7 wieczorem i teoretycznie mogły się skończyć. Ale przynajmniej miałbym jakiś dowód głosowania, bo patrząc na wyniki tego nie widać...
Wracając do Facebooka i mediów społecznościowych, budujący jest fakt, że wciąż można tam znaleźć nieco politycznego humoru. Znaczy to, że nie wszyscy stracili rozum, ale spokojnie i uważnie obserwują wydarzenia. Można znaleźć choćby coś takiego:
"Ameryka pełna jest ludzi, którzy gotowi są przepłynąć ocean w imię walki o demokrację, ale nie są w stanie przejść na drugą stronę ulicy do punktu wyborczego".
Dość ciekawa obserwacja. W tym roku, podobnie jak w 2018, frekwencja była jak na wybory tego typu dosyć wysoka. W Illinois zagłosowało nieco ponad 50% mieszkańców, w sąsiednim Wisconsin ok. 60%, w pozostałych stanach było to pomiędzy 42% a 62%. To nieźle, ponieważ w przeszłości bywało znacznie gorzej. Wciąż jednak za mało, by partia wygrywająca o jedno miejsce więcej mogła z całą mocą mówić, że uzyskała społeczne przyzwolenie i aprobatę. Wciąż uważam, kiedyś o tym wspominałem, iż powinniśmy zastosować model australijski. Głosowanie jest obowiązkowe. Nie głosujesz, ponosisz karę. Frekwencja wyborcza przekracza tam 92% i z tego, co zauważyłem, politycy naprawdę starają się o głosy wszystkich. A na pewno uważają, by nie gadać głupot, jeśli poważnie myślą o wygranej.
Od kilku miesięcy straszeni byliśmy tym, że to najważniejsze wydarzenie w naszym życiu. Takie, które określi przyszłość kraju, nas i naszych dzieci. Straszyły obie strony, zapowiadając a to nadejście komunizmu, a to średniowiecza. W efekcie zaczęliśmy się bać. I pisać o tym:
"Pamiętam czasy, gdy Halloween był najstraszniejszą nocą w roku. Dziś są nią wybory".
Nie będę rzucał imionami i nazwiskami, w końcu żyjemy w czasach dających nam prawo do prywatności (ha ha!), ale kilka znanych mi osób z nerwów pogryzło wargi do krwi lub jest już umówionych na klejenie paznokci. Takich osób nie ma jednak wiele. Strony pornograficzne donoszą, że w wieczór wyborczy ruch u nich nie osłabł, podobnie na filmowych serwisach streamingowych. Więc kto to poza mną oglądał??
Niczego nas poprzednie wybory nie nauczyły. Po tylu latach wydawałoby się, że już nieco mniej emocjonalnie będziemy do procesu wyborczego podchodzić. Wystarczy rozejrzeć się, by zauważyć, jak jesteśmy przez fachowe zespoły doradców politycznych manipulowani. Narzędziami w ich rękach jest wszystko, nasz telefon, komputer, telewizja, radio i najlepszy z systemów przesyłania niesprawdzonych informacji - pospolita, niesprawdzona plotka. Wszystko powtarza się zgodnie z kalendarzem, a my nie wyciągamy z tego żadnych wniosków. Im więcej mamy za sobą kampanii wyborczych, tym sprawiamy wrażenie bardziej na nie podatnych. Tylko po zakończonych wyborach skłonni jesteśmy uśmiechnąć się czytając:
"Jaka jest różnica między politykiem a ślimakiem? Jeden jest oślizgły, jest szkodnikiem i wszędzie zostawia po sobie ślad. Drugi to ślimak".
Nie podoba mi się, że polityka za wcześnie wdziera się w życie dzieci. Po pierwsze za sprawą rodziców, którzy bez najmniejszych oporów, w zaciszu domowym, w rozmowach między sobą, w gronie rodziny lub znajomych, nie przebierając w słowach wyrażają przy kilkuletnich synach i córkach opinie na temat polityków. Wolno im. Tylko warto zdać sobie sprawę, że później to dziecko powtarza je w przedszkolu i szkole. Sam byłem świadkiem, jak dzieciaki z pierwszej klasy kłóciły się o to, kto jest prezydentem. Ten co jest, czy ten, co tak twierdzi. Inna sprawa, że te same dzieci dyskutowały wcześniej czy jest Covid, czy go nie ma. Więc może to taka nietypowa grupa dyskusyjna.
"Syn: Tato, jak dorosnę chcę być politykiem!
Ojciec: Czy jesteś synu szalony? Czy całkowicie straciłeś rozum? Czy jesteś stuknięty?!
Syn: Masz rację, zapomnij o tym. Za dużo wymagań".
Zanim się pożegnam, jeszcze jeden cytat z sieci, który niby śmieszy, ale…
"Polityka to sztuka szukania problemów, znajdowania ich, błędnego ich diagnozowania, a następnie niewłaściwego stosowania nieodpowiednich środków zaradczych".
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.