Po miesiącach rozmów na ten temat, licznych insynuacji, i nawoływaniach do akcji, amerykański Parlamentarny Komitet do Spraw Wywiadu opublikował notatkę opisującą działania Federalnego Biura Śledczego (FBI) w sprawie szpiegowania obywateli amerykańskich, a w szczególności osób z otoczenia Trumpa. Zakładając, że nie interpretuje się tej notatki przez pryzmat lewackiego zakłamania za wszelką cenę, ale logicznie i obiektywnie, nasuwa się jeden tylko wniosek – jesteśmy świadkami największej afery politycznej od czasów drugiej wojny światowej. Ale po kolei…
W październiku 2016 Departament Sprawiedliwości wraz z FBI, zwrócili się do specjalnego sądu federalnego, aby ten sąd wydał pozwolenie na inwigilowanie niejakiego Cartera Page. Carter jest obywatelem USA, a w ówczesnym czasie pełnił rolę nieodpłatnego doradcy kampanii wyborczej Donalda Trumpa. W związku z tym, że takie sądowe pozwolenie jest ważne jedynie 90 dni, takich wniosków było w sumie cztery. W imieniu Departamentu Sprawiedliwości (DS) podpisali te wnioski zastępcy prokuratora generalnego: Sally Yates, Dana Boente oraz Rod Rosenstein. W imieniu FBI wnioski podpisali dyrektor FBI James Comey, oraz wice-dyrektor, Andrew McCabe.
Rzecz jasna, tego typu wnioski muszą zawsze być solidnie umotywowane. Jednak ze względu na naturę działania obu agencji federalnych, nie zawsze są one w stanie ujawnić wszystkich informacji, czy metody ich zbierania. Dlatego istnieje ogromna doza zaufania pomiędzy tym specjalnym sądem, wydającym pozwolenia na szpiegowanie obywateli USA, oraz FBI i Departamentem Sprawiedliwości. Jakakolwiek agencja federalna wnioskująca o prawo do inwigilacji obywatela USA, musi sama przeanalizować wiarygodność wszelkich informacji, zanim zwróci się do sądu. A w najgorszym razie, musi powiadomić sędziego, że podstawy do tego zezwolenia są nie do końca zweryfikowane. No i tu zaczynają się schody…
Jak się okazało, polityczni aparatczycy, którzy podpisali te wnioski w imieniu FBI i DS, byli tak zapiekłymi wrogami Trumpa, że za podstawę swojego wniosku wykorzystali dane zebrane przez brytyjskiego szpiega, niejakiego Christophera Steele'a, o których to informacjach było powszechnie wiadomo, że są wyssane z palca. Mało tego. Ta teczka, pełna bredni i dosyć dziwacznych oszczerstw (jak na przykład, że w czasie pobytu w Moskwie, pijany Trump brał udział w orgii, gdzie prostytutki sikały na niego i jego łóżko – warto przypomnieć, że Trump jest abstynentem), została kupiona od pana Steele'a przez Komitet Centralny partii demokratycznej USA za sumę 160 tysięcy dolarów. Istnieje również podejrzenie, że materiały do teczki Steele’a dostarczył… wywiad rosyjski.
Żeby było ciekawiej, w całą sprawę jest zamieszana też firma Fusion GPS. Firma ta zajmuje się PR-em, jak również lobbingiem politycznym. Fusion GPS brała istotny udział w transakcji sprzedaży dwudziestu procent amerykańskich złóż uranu dla Rosji. Miało to miejsce za czasów miłościwie nam panującego pierwszego muzułmańskiego prezydenta USA – Baraka Husseina Obamy. Sekretarzem Stanu była wówczas Hillary Clinton. Zaraz po podpisaniu tej umowy, jej mąż, Bill Clinton, wygłosił przemówienie w Moskwie, za które otrzymał skromne honorarium w wysokości pół miliona dolarów… Ale to tak na marginesie.
Christopher Steele z czasem sam skompromitował się do tego stopnia, że FBI zerwało z nim wszelkie kontakty, uważając że jest on osobą niewiarygodną. Tym niemniej, FBI i DS nadal powoływały się na “teczkę Steele’a” przy kolejnych wznowieniach zgody sądu na szpiegowanie obywateli USA, czyli Trumpa i jego ludzi. Mało tego, w grudniu 2017, po tym jak FBI zerwało oficjalnie wszystkie kontakty ze Steele’em, zastępca dyrektora FBI, Andrew McCabe zeznał pod przysięgą, że bez danych zawartych w teczce Steele’a, FBI nie otrzymałoby tego sądowego nakazu na inwigilowanie Trumpa i jego współpracowników. Ale tu nie koniec sensacji…
Po tym jak Steele został odrzucony przez FBI, nadal utrzymywał kontakty z Departamentem Sprawiedliwości, a konkretnie z niejakim Brucem Ohrem, który był zastępcą wice-dyrektora Prokuratury Generalnej USA. Żeby było ciekawiej, żona Bruce'a Ohra, Nellie Ohr, pracowała dla Fusion GPS. Tak, tej samej firmy, która pomagała Clintonowej sprzedać amerykańskie składy uranu Rosji. Ta sama firma, która zwróciła się do Christophera Steele'a, aby zebrał dane oczerniające Trumpa, i ta sama firma, przez której konto 160 tysięcy dolarów z kasy Komitetu Centralnego partii demokratycznej USA zostało przelane na konto Steele’a!
Co ci ludzie mają wspólnego? Jak wyszło na jaw, ci karierowi politycy panicznie bali się Trumpa. Oczywiście dorabiali jakąś tam teorię ideologiczną do swojego zachowania, ale tak naprawdę, u podłoża ich zachowania była tylko i wyłącznie chęć przetrwania, poprzez utrzymanie status quo. Ci ludzie, którzy przez całe swoje kariery żywili się przy korycie wypełnianym bardzo obficie przez zwykłych podatników, takich jak Państwo i ja, spanikowali na myśl, że pod rządami Trumpa ich ciemne machinacje, malwersacji, wykorzystywanie pozycji, i tak dalej, i tak dalej – może się szybko zakończyć. Dlatego też wykorzystali potęgę i wiarygodność swoich instytucji i agencji rządowych, aby za wszelką cenę nie dopuścić do wyboru Trumpa. A gdyby, co nie daj Boże, do tego doszło, to aby doprowadzić do głosowania nad wotum zaufania wobec już prezydenta Trumpa.
To właśnie ci ludzie są określani mianem Deep State – pajęczyna aparatczyków, żerująca na podatnikach, i walcząca na śmierć i życie o utrzymanie starego systemu. Tym razem jednak posunęli się za daleko i zostali ujawnieni. Mam nadzieję, że zdają sobie sprawę, że zdrada państwa w USA jest karana śmiercią…
Marcin Vogel
Marcin Vogel jest chicagowskim policjantem, wykładowcą na Akademii Policyjnej. Ma tytuł Master of Art z psychologii. Występuje w audycji "Kwadrans Policyjny" w środy o 16:45 na Polskim FM, prowadzi audycję radiową "Sprawa dla policjanta" w czwartki o 17:25 na 1080 AM oraz podcasty "Marcin Vogel prezentuje" na YouTube.