23 lipca 2017

Udostępnij znajomym:

Pierwotni mieszkańcy tego kontynentu nazywali potężne sztormy i nawałnice Hurakons, od imienia Boga władającego wschodnimi wiatrami. Hiszpańscy konkwistadorzy początkowo przyjęli tę nazwę, ale wkrótce zaczęli dokładać do ich nazw imiona własnych świętych. Dużo, dużo później dołączono do określania silnych sztormów dane zawierające długość i szerokość geograficzną ich występowania.

Musiało znów upłynąć sporo czasu, by pojawiły się imiona świeckie. Podobno pierwszą osobą, która nadała huraganowi żeńskie imię, był meteorolog z Australii. I tak się zaczęło. Już przed II Wojną Światową synoptycy zatrudnieni przez armię amerykańską nazywali kolejne sztormy tropikalne imionami swych żon i dziewczyn. Pierwszy o imieniu męskim nazywał się nieciekawie, Bob.

Dziś wszystko jest zaplanowane i rozpisane bardzo szczegółowo. Wiemy jak nazywał się będzie czwarty huragan występujący na Atlantyku w 2019 r. czy szósty w kolejności nawiedzający wybrzeże zachodnie. Dlatego powinniśmy zrozumieć, że tegoroczne imiona nadawane burzom tropikalnym nie mają nic wspólnego z polityką, nie są przejawem poczucia humoru meteorologów i nie obrazują walki politycznej w USA. Imiona te znane były na długo przed rozpoczęciem ostatniej, prezydenckiej kampanii wyborczej. Teraz do rzeczy...

Dwa huragany w 2017 r. noszą imiona dwojga najbardziej znanych polityków ostatnich dwóch lat – Don i Hilary. Serio!

We wtorek w ubiegłym tygodniu służby meteorologiczne poinformowały o tworzącym się nad Atlantykiem froncie, który przemieszcza się w stronę Karaibów. Siła wiatru była na tyle znacząca, a perspektywa rozwoju na tyle duża, że nazwany on został Don. Ku radości mieszkańców wysp i rozczarowaniu wielu demokratycznych polityków burza straciła na sile i wiadomo już, że urwanych z jej powodu dachów nie będzie. Kilka dni później po drugiej stronie kontynentu, na Pacyfiku, synoptycy dostrzegli na radarach niepokojące ruchy powietrza. Nie były one jednak na tyle gwałtowne, by nadawać im ludzkie imię. Kolejne jednak, jeśli zamienią się w huragan, nazwane będą Hilary. Jak silne to będzie zjawisko, trudno dziś przewidzieć. Miejmy jednak nadzieję, że nie sprowadzi na ludzi mieszkających na jej drodze jakiegoś nieszczęścia.

Trudno sobie wyobrazić splot okoliczności, jaki doprowadził do tego, że dwa tegoroczne huragany otrzymały imiona akurat tych postaci ze sceny politycznej. Musimy jednak uwierzyć w przypadek, choć czasami jest trudno...

Nazwy te wybiera World Meteorological Organization. Co sześć lat lista się kończy i te same imiona nadawane są ponownie. Nie wszystkie jednak. Związane z wyjątkowo silnymi, powodującymi najwięcej szkód sztormami tropikalnymi przechodzą na emeryturę, by potem w książkach do historii nie dochodziło do pomyłek w opisach. Tak więc nie zobaczymy już drugiej Katriny, ostatnio z listy usunięto również w 2011 roku Irenę, którą zastąpiono Irmą.

Kiedy w 1979 r. wspomniana przed chwilą organizacja ustalała listę imion, nikt nie zastanawiał się nad ewentualnymi kandydatami prezydenckimi w 2016 r. Już dawno postanowiono, że w tym samym czasie jeden z huraganów na wschodzie będzie nazywał się Don, a na zachodzie Hilary. Wiemy już, że Don ponownie pojawi się na liście w 2023 r. Czy pojawi się Hilary, jeszcze nie wiadomo. Jeśli będzie słaba i zgaśnie przedwcześnie to tak. Jeśli dmuchnie silnie i wyrządzi wyjątkowo dużo szkód, to nie.

Mimo wszystkich tych wyjaśnień i zapewnień, iż jest to absolutny zbieg okoliczności, wiele osób pozostało nieprzekonanych.

Max Mayfield, do niedawna szef Krajowego Centrum Huraganów, przewodził komisji, która w 2006 r. rozszerzyła listę o imię Don. Dziś musi się z tego tłumaczyć i przekonywać, że to zbieg okoliczności, przypadek, zrządzenie losu wręcz. Na rozmowę „wezwali” go nawet dziennikarze agencji Associated Press, którym tłumaczył jak pierwszoklasistom, iż do głowy mu nie przyszło celowe wykorzystanie tego imienia męskiego. „Gwarantuję wam, iż nie ma tu żadnego związku z Donaldem Trumpem!”. No dobrze, ale skąd w tym samym czasie mamy huragan Hilary?? Jak to możliwe?

Na Twittere pojawiły się wpisy sugerujące spisek w Światowej Organizacji Meteorologicznej mający na celu destabilizację życia politycznego w USA. Ktoś sugerował, że to robota finansisty węgiersko-żydowskiego pochodzenia, George`a Sorosa, bo przecież zawsze stoi on za wszystkim. Kto inny rzucił niedorzeczne hasło, by bojkotować tegoroczne doniesienia synoptyków i nie zwracać uwagi na huragany.

Na szczęście wiele osób podeszło do sprawy z humorem, choć zabarwionym nutką politycznej ironii:

„Huragan Don słabnie. Prawdopodobne zniknie w okresie 72 godzin. Mało energii. Smutne.” – napisał jeden z użytkowników Twittera.

Inna osoba tak nawiązała do doniesień synoptyków:

„Gwarantuję na 100 proc., że huragan Hilary nie dotrze do Michigan i Wisconsin!”.

Wtrącili się też do dyskusji miłośnicy imion spoza oficjalnej listy:

„Huragan Bernie zmiótłby wszystkich!”

I jeszcze kilka:

„Uwaga, tropikalny sztorm Don zamienił się w Covfete pierwszej kategorii”

„Huragan Don grozi zniszczeniami, ale i tak zwali wszystko na burzę Hilary”

„Hilary zbliża się! Kasuj e-maile!”

Nawet o pogodzie nie jesteśmy już w stanie normalnie porozmawiać.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor