Wielkanocny weekend był jednym z najbardziej krwawych w Chicago w tym roku. Prawie połowa z 45 ofiar strzelanin została ranna w ciągu sześciu godzin z soboty na niedzielę w nocy.
Strzelaniny miały miejsce w całym mieście, od imprezy w mieszkaniu w Lakeview na północy miasta, do peronu stacji kolejki CTA na południowej stronie. Dwa strzały okazały się śmiertelne.
Ten weekend był najgorszy od noworocznego, kiedy 55 osób zostało rannych, a 5 z nich śmiertelnie. Miasto odnotowuje niewielki spadek ilości strzelanin i zabójstw w stosunku do rekordowego 2016 roku.
Co najmniej 915 osób zostało postrzelonych w tym roku - w porównaniu do 955 w podobnym okresie ubiegłego roku. W strzelaninach zginęło 166 osób - to mniej niż 171 ofiar rok temu.
Jedna ze śmiertelnych strzelanin ostatniego weekendu miała miejsce około godz. 2:40 nad ranem w poniedziałek w pobliżu stacji Garfield Red Line.
33-letni mężczyzna kłócił się z inną osobą na peronie stacji przy 200 West Garfield Boulevard, kiedy pracownik CTA kazał im stamtąd odejść. Kiedy odchodzili, napastnik wyciągnął pistolet i strzelił ofierze w głowę i klatkę piersiową - podała chicagowska policja.
Druga osoba zginęła około godz. 2:30 rano w niedzielę w dzielnicy Dougles Park na zachodniej stronie miasta. 23-letni Tywan Anderson został postrzelony w głowę i plecy przy 1300 South Fairfield Avenue, pół przecznicy na północ od szpitala Mount Sinai. 19-latek postrzelony w rękę również trafił do szpitala Sinai.
Anderson znalazł się w grupie 21 osób postrzelonych w okresie zaledwie sześciu godzin, od 9:20 wieczorem w sobotę do 3:10 nad ranem w niedzielę.
Najmłodszą ofiarą weekendowych strzelanin był 14-letni chłopak, postrzelony w prawę ramię w dzielnicy Pilsen.
Monitor