----- Reklama -----

09 stycznia 2025

Udostępnij znajomym:

Donald Trump, prezydent-elekt Stanów Zjednoczonych, w ostatnich tygodniach przed objęciem urzędu przedstawił zaskakujące plany terytorialnej ekspansji USA, wywołując napięcia w relacjach z długoletnimi sojusznikami.

Trump otwarcie deklaruje chęć przejęcia kontroli nad Grenlandią należącą do Danii, odzyskania Kanału Panamskiego oraz włączenia Kanady w struktury Stanów Zjednoczonych. Co więcej, nie wyklucza użycia siły militarnej w przypadku Grenlandii i Kanału Panamskiego, podczas gdy wobec Kanady zapowiada zastosowanie "siły ekonomicznej". Przy okazji zapowiedział również przemianowanie nazwy Zatoki Meksykańskiej na Zatokę Ameryki.

Według osób zaznajomionych ze sprawą, Trump nigdy nie porzucił pomysłu nabycia Grenlandii, o które bezskutecznie zabiegał podczas swojej pierwszej kadencji. Argumentuje, że kontrola nad wyspą jest "absolutną koniecznością" ze względów bezpieczeństwa narodowego. Carla Sands, była ambasador USA w Danii, podkreśla obawy związane z rosnącymi wpływami Chin na wyspie oraz ograniczonymi możliwościami obronnymi Danii.

W przypadku Kanału Panamskiego, Trump wykorzystuje retorykę jego przejęcia jako narzędzie nacisku na Panamę. Twierdzi, że amerykańskie statki są "przeciążone opłatami", podczas gdy chińskie jednostki otrzymują preferencyjne traktowanie. Prezydent Panamy José Raúl Mulino stanowczo odrzucił te sugestie, podkreślając, że "każdy metr kwadratowy kanału należy do Panamy i tak pozostanie".

Najbardziej kontrowersyjne wydają się plany wobec Kanady. Trump określił północną granicę jako "sztucznie wyznaczoną linię" i zasugerował, że Kanadyjczycy "pokochaliby bycie 51. stanem". 

Podczas konferencji prasowej w Mar-a-Lago we wtorek Trump powiedział reporterom, że Stany Zjednoczone „nie są dobrze traktowane przez Kanadę”.

„Kanada jest dotowana kwotą około 200 miliardów dolarów rocznie plus inne rzeczy. Zasadniczo nie mają armii. Mają bardzo małą armię. Są zależni od naszej armii. Wszystko jest w porządku, ale, wiecie, muszą za to płacić. To bardzo niesprawiedliwe” – ubolewał Trump. „Trzeba coś zrobić”.

Odchodzący wkrótce ze stanowiska premier Kanady Justin Trudeau odpowiedział, że "nie ma najmniejszych szans", by Kanada stała się częścią USA. W odpowiedzi sojusznik Trumpa, Elon Musk, przyłączył się do jego trollingu. „Dziewczyno, nie jesteś już gubernatorem Kanady, więc nie ma znaczenia, co powiesz” – napisał Musk na X.

Republikańscy kongresmeni już przygotowują legislację wspierającą te plany. Reprezentant Dusty Johnson planuje wprowadzić ustawę umożliwiającą negocjacje w sprawie "reakwizycji" Kanału Panamskiego. Demokraci są podzieleni w reakcjach - niektórzy traktują sprawę z przymrużeniem oka, inni wyrażają obawy o skutki polityczne.

John Bolton, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Trumpa, obecnie jeden z jego krytyków, studzi jednak emocje, twierdząc, że za tymi deklaracjami "nie stoi żadna filozofia ani strategia". Według niego, szczególnie w przypadku Kanady, chodzi głównie o "trolling" i próbę irytowania przeciwników politycznych.

Ta ekspansjonistyczna agenda, wraz z presją wywieraną przez sojusznika Trumpa, Elona Muska, na przywódców Wielkiej Brytanii i Niemiec, już teraz znacząco wpływa na relacje USA z kluczowymi sojusznikami, jeszcze przed oficjalnym objęciem urzędu przez nowego prezydenta.

Reakcje reszty świata

Minister spraw zagranicznych Francji zareagował stanowczym oświadczeniem, podkreślając, że "nie ma mowy o tym, by jakiekolwiek państwo, niezależnie od tego kim jest, atakowało suwerenne granice Unii Europejskiej" - odnosząc się bezpośrednio do wypowiedzi Trumpa o Grenlandii.

Premier Danii próbowała złagodzić napięcie, przyjmując pozytywną postawę wobec zainteresowania Trumpa Grenlandią i wyrażając otwartość na amerykańskie inwestycje na wyspie. Sami mieszkańcy Grenlandii twardo odpowiedzieli, iż nie pozwolą na utratę niezawisłości.

Unia Europejska wydaje się przygotowywać na trudny okres w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Komisarz UE ds. przemysłu ogłosił niedawno "koniec europejskiej pobłażliwości". Eksperci wskazują jednak, że w obliczu rosyjskiej agresji i rosnącej potęgi Chin, Europa potrzebuje USA bardziej niż kiedykolwiek, mimo że jej możliwości wpływania na amerykańską politykę są obecnie najsłabsze od dekad.

Komentatorzy BBC zwracają uwagę, że ze względu na spontaniczny styl wypowiedzi Trumpa, trudno odróżnić rzeczywiste plany polityczne od retorycznych prowokacji. CNN argumentuje, że "nękanie amerykańskich przyjaciół" może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego, wzmacniając antyamerykańskie nastroje w tych krajach.

Obserwatorzy sceny międzynarodowej podkreślają, że druga kadencja Trumpa może być trudniejsza w zarządzaniu dla sojuszników USA niż pierwsza. Jak zauważa "The Observer", Trump 2.0 nie będzie "tak łatwo rozpraszany, czarowany czy powstrzymywany". Jednocześnie eksperci "The Wall Street Journal" argumentują, że mimo słuszności niektórych krytycznych uwag Trumpa wobec Europy, osłabienie kontynentu nie leży w interesie USA, a "celem Ameryki powinno być raczej reanimowanie Europy niż tańczenie na jej grobie".

Panama utrzymuje, że jej suwerenność nad Kanałem Panamskim jest „niepodlegająca negocjacjom”, a minister spraw zagranicznych tego kraju odpowiedział, że „jedynymi osobami odpowiedzialnymi za obsługę kanału są Panamczycy i tak już pozostanie”. Prezydent Mulino w przeszłości wykazywał irytację twierdzeniami Trumpa, że kanał znajduje się pod wpływem Chin, stwierdzając, że „na miłość boską, w kanale nie ma żadnych chińskich żołnierzy”.

Przez dziesięciolecia zarządzaniem Kanałem Panamskim zajmowały się Stany Zjednoczone, ale na mocy traktatu podpisanego przez nieżyjącego już prezydenta USA Jimmy'ego Cartera w 1977 r., 31 grudnia 1999 r. kanał został przekazany Panamczykom.

Jeśli chodzi o Kanadę, to część tamtejszych polityków w odpowiedzi zaproponowała, by trzy liberalne stany na zachodnim wybrzeżu: Kalifornia, Oregon i Waszyngton stały się częścią Wielkiej Białej Północy, dzięki czemu skorzystają na powszechnej opiece zdrowotnej i surowszych przepisach dotyczących broni palnej.

Stało się to po tym, jak premier prowincji Ontario Doug Ford złożył kontrpropozycję kupna dwóch stanów USA – Alaski i Minnesoty.

rj 

 

----- Reklama -----
----- Reklama -----
----- Reklama -----
----- Reklama -----
Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor