27 sierpnia 2024

Udostępnij znajomym:

W obecnej kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych zarówno Kamala Harris, jak i Donald Trump, mimo znaczących różnic politycznych, wykazują podobne tendencje populistyczne w kwestiach gospodarczych. Obydwoje twierdzą, że aby chronić przeciętnych Amerykanów, konieczne jest stawienie czoła potężnym interesom. Jednak ich propozycje rozwiązań znacząco się różnią, co może mieć istotny wpływ na życie codzienne i finanse obywateli.

Powrót do protekcjonizmu?

Były prezydent Trump proponuje wprowadzenie wyższych ceł na import towarów, argumentując, że takie działanie stworzy więcej miejsc pracy w USA i pozwoli amerykańskim firmom na produkcję dóbr, które obecnie są importowane. Trump zapowiada nałożenie cła w wysokości od 10% do 20% na towary z krajów, które, jak mówi, "od lat nas oszukują". Warto przypomnieć, że już podczas swojej prezydentury w latach 2017-2021 wprowadził znaczące cła na niektóre importowane produkty.

Potencjalne korzyści płynące z takich działań według jego zwolenników to między innymi: tworzenie miejsc pracy, zwiększenie wpływów do budżetu federalnego, możliwość finansowania obniżek podatków, czy ochrona amerykańskich firm przed "nieuczciwą" konkurencją zagraniczną.

Ekonomiści ostrzegają jednak przed potencjalnymi negatywnymi konsekwencjami takiego podejścia. Według szacunków Tax Foundation, 10% cło na import spowodowałoby:

- Wzrost cen szerokiej gamy produktów, od żywności po części samochodowe

- Efektywne nałożenie nowego "podatku" na Amerykanów w wysokości 524 miliardów dolarów rocznie

- Skurczenie gospodarki o co najmniej 0,8%

- Likwidację ekwiwalentu 684 000 miejsc pracy w pełnym wymiarze godzin

Ponadto, istnieje realne ryzyko wywołania wojny handlowej z głównymi partnerami gospodarczymi USA, co mogłoby prowadzić do zmniejszenia amerykańskiego eksportu, dalszego wzrostu cen dla konsumentów, a także zakłóceń w globalnych łańcuchach dostaw i spowolnienia globalnego wzrostu gospodarczego.

Jednak dla zwolenników tego planu ostrzeżenia te nie mają większego znaczenia, ponieważ jego przeciwników przedstawiono już jako skorumpowaną elitę o liberalnych poglądach, której nie można ufać.

Ekonomiści z prawej i lewej strony biją na alarm. „Niepokoi mnie brak zrozumienia podstawowych kwestii ekonomicznych, tak bardzo widoczny u Trumpa” – napisał w felietonie dla Washington Times Peter Morici, były czołowy ekonomista w US International Trade Commission.

Historycy gospodarki przypominają także o katastrofalnych skutkach wprowadzenia ceł Smoota-Hawleya w 1930 roku, które doprowadziły do wojny handlowej z Europą i pogłębienia Wielkiego Kryzysu. Eksport i import USA spadły wówczas o dwie trzecie, co znacząco pogorszyło sytuację gospodarczą kraju.

mother and her son buying food at a supermarket. shopping concept

Walka z zawyżaniem cen?

Kamala Harris w swojej kampanii skupia się na działaniach mających na celu obniżenie kosztów życia klasy średniej. Jej propozycje obejmują między innymi zwiększenie ulgi podatkowej na dzieci, pomoc w uiszczeniu wkładu własnego dla osób kupujących pierwszy dom czy wprowadzenie pierwszego w historii federalnego zakazu zawyżania cen żywności.

To właśnie ta ostatnia propozycja wywołała najwięcej kontrowersji i dyskusji w ostatnich dniach, a jej przeciwnicy polityczni porównują tę propozycję do kontroli cen znanej z rynków odgórnie regulowanych przez rządy socjalistyczne i komunistyczne. Oświadczenie Harris wywołało zamieszanie, w tym obawy ze strony biznesów, a także wielu ekonomistów, że może ona poprzeć kontrolę cen – praktykę, która historycznie szkodziła konsumentom, a nie im pomagała.

Harris nie rozwiała wątpliwości co do tego, czy jej propozycja może otworzyć drzwi do jakiejś formy kontroli cen. Zobowiązała się jedynie do prowadzenia polityki mającej na celu "obniżenie kosztów codziennych potrzeb", jednocześnie krytykując to, co nazwała "podatkiem Trumpa" w postaci rozszerzonych ceł importowych.

Według jej zwolenników potencjalne korzyści takiego planu to ochrona konsumentów przed nieuzasadnionym wzrostem cen, zwiększenie siły nabywczej klasy średniej, stymulacja gospodarki poprzez zwiększenie wydatków konsumenckich, a przy okazji zmniejszenie nierówności ekonomicznych.

Jednak podobnie jak przy propozycjach Trumpa, tak i w tym przypadku ekonomiści i liderzy biznesu wyrażają obawy dotyczące potencjalnych negatywnych skutków proponowanych rozwiązań:

- Ryzyko wprowadzenia kontroli cen, co historycznie prowadziło do niedoborów i czarnego rynku

- Możliwe zmniejszenie inwestycji w sektorze spożywczym z obawy przed regulacjami

- Potencjalne zakłócenia w łańcuchach dostaw żywności

- Ryzyko zwiększenia deficytu budżetowego w wyniku rozszerzonych programów socjalnych.

Krytycy argumentują, że obwinianie inflacji o "chciwość korporacji" jest błędnym podejściem. Wielu ekonomistów uważa, że wzrost cen był wynikiem kombinacji kilku czynników, w tym ograniczeniem podaży towarów, pakietami stymulacyjnymi i spóźnioną reakcją Fed na inflację, choć wielu przyznaje, że chciwość firm też miała znaczenie dla wzrostu cen.

Warto zauważyć, że obecna administracja prezydenta Joe Bidena, mimo krytyki polityki handlowej Trumpa podczas kampanii wyborczej, utrzymała większość ceł wprowadzonych przez poprzedni rząd. Ten fakt wskazuje na szerszy trend odchodzenia od polityki wolnego handlu w amerykańskiej polityce gospodarczej.

Populizm ekonomiczny

Populistyczne podejście do ekonomii nie jest niczym nowym w amerykańskiej polityce. Obecny wzrost popularności takich haseł wynika z kilku kluczowych czynników:

- Nierównomierny podział korzyści z globalizacji - mimo potrojenia się gospodarki USA od 1981 roku, zyski z tego wzrostu nie były równomiernie rozdzielone.

- Kryzysy gospodarcze - wydarzenia takie jak krach finansowy 2008 roku i pandemia COVID-19 podważyły zaufanie do globalnych łańcuchów dostaw i dotychczasowego modelu wzrostu.

- Postępująca automatyzacja i cyfryzacja gospodarki, prowadząca do zaniku tradycyjnych miejsc pracy w przemyśle.

Populizm ekonomiczny, choć nie dostarcza konkretnych rozwiązań na przyszłość, jest sygnałem głębokiego niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy. Jak zauważa autor John Judis, populiści "mącą wodę" i sygnalizują, że dominująca ideologia polityczna wymaga naprawy.

Czym to grozi

Niezależnie od tego, czy mówimy o propozycjach Trumpa czy Harris, populizm ekonomiczny niesie ze sobą szereg potencjalnych zagrożeń, wśród nich ryzyko podejmowania krótkowzrocznych decyzji politycznych kosztem długoterminowego wzrostu gospodarczego, czy możliwość destabilizacji międzynarodowych stosunków handlowych. Ponadto możliwe jest potencjalne zwiększenie deficytu budżetowego i długu publicznego w wyniku populistycznych programów wydatków, a także ryzyko odwrócenia uwagi od rzeczywistych problemów gospodarczych na rzecz prostych, ale nieefektywnych rozwiązań.

Koniec wolnego handlu?

Wielu ekonomistów przyznaje, że era polityki gospodarczej opartej na wolnym handlu i globalizacji dobiega końca. Wyzwaniem dla przyszłych administracji będzie znalezienie równowagi między wzrostem gospodarczym i sprawiedliwością społeczną.

Dla obserwatorów z zewnątrz, w tym z Polski i Europy, rozwój sytuacji w USA może mieć istotne znaczenie. Potencjalne zmiany w polityce handlowej USA mogą prowadzić do wzrostu protekcjonizmu, ograniczającego dostęp do amerykańskiego rynku dla europejskich firm, potencjalnych napięć w relacjach transatlantyckich i przesunięcia globalnych łańcuchów dostaw. Niezależnie od wyniku wyborów, nadchodzą istotne zmiany w podejściu do polityki gospodarczej największej gospodarki świata.

na podst. csmonitor, taxfoundation

rj

----- Reklama -----

WCZESNE GLOSOWANIE 2024

----- Reklama -----

WCZESNE GLOSOWANIE 2024

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor