Rynek akcji ma się dobrze, choć wszystko inne zdecydowanie nie. Choć oczywiście giełda to nie cała gospodarka, to jednak w tej chwili wydaje się ona szczególnie odizolowana od wszystkiego, co dzieje się w kraju i na świecie. Specjaliści głowią się nad tym i przyznają, że nie są w stanie wytłumaczyć tego fenomenu.
Na początku kryzysu wywołanego nowym koronawirusem Wall Street uległo panice. Ceny akcji gwałtownie spadły w obawie przed potencjalnym wpływem rozprzestrzeniającej się choroby na globalną gospodarkę, momentami do tego stopnia, że handel akcjami został całkowicie wstrzymany, aby opanować chaos. Ale w ostatnich kilku tygodniach rynek radził sobie już dobrze.
Nie ma wprawdzie rekordowych danych jak z połowy lutego, ale nie jest źle - S&P 500 jest mniej więcej tam, gdzie był jesienią. Biorąc pod uwagę, w jakim stanie jest świat – globalna pandemia i brak perspektyw jej szybkiego zakończenia, 30 milionów Amerykanów nie ma już pracy, a gospodarka znajduje się poza krawędzią przepaści i spada – względnie pozytywny obraz rynku akcji niepokoi wiele osób.
Oczywiście giełda nie jest gospodarką, ale w tej chwili wydaje się szczególnie odizolowana od tego, co dzieje się gdzie indziej. „Przepaść pomiędzy rynkami akcji, a danymi ekonomicznymi nigdy nie była większa” - napisał niedawno Matt King, szef globalnej strategii kredytowej w Citigroup .
Niemożliwe jest określenie, co dokładnie napędza zmiany rynkowe w danym momencie - w końcu inwestorzy nie są tacy sami. Istnieje jednak kilka teorii dotyczących tego, co dzieje się teraz.
Po pierwsze, Rezerwa Federalna oraz, być może w mniejszym, ale wciąż znaczącym stopniu, Kongres, podjęły nadzwyczajne środki, aby wpompować spore pieniądze w gospodarkę i wspierać rynki. Dotychczasowe wydatki na ten cel wynoszą około jednej trzeciej PKB, a to w znacznym stopniu uspokaja inwestorów.
„Podstawowe zasady rynkowe nie mają aż tak dużego znaczenia przy takiej lawinie pieniędzy” - powiedział Isaac Boltansky z Compass Point Research & Trading.
Ponadto, inwestorzy tak naprawdę nie mają zbyt wiele miejsc, w których mogliby ulokować swe pieniądze - obligacje rządowe oferują bardzo niskie stopy zwrotu, o ile w ogóle. Niektóre osoby na Wall Street obawiają się, że coś je ominie i wydaje się, iż inwestorzy detaliczni grają na rynkach podczas kwarantanny. Ogólnie rzecz biorąc wygląda na to, że giełda może być bardziej optymistyczna w stosunku do przyszłości, niż sugerują to badania naukowe dotyczące koronawirusa.
Oczywiście nie ma gwarancji, że ten stan będzie dalej trwał, ani że inwestorzy mają rację. Zwłaszcza, że właśnie pojawiły się złe informacje o groźnej mutacji wirusa, wysoce prawdopodobnym braku szczepionki przez długie lata i przewidywanym wzroście liczby zgonów wraz z rozluźnianiem ograniczeń.
Wielu maklerów, analityków i ekspertów przyznaje, że wszyscy działają po omacku. Jeden z pracowników firmy maklerskiej z zachodniego wybrzeża stwierdził, iż "to wszystko nie ma sensu". Pragnący zachować anonimowość współpracownik Goldman Sachs w rozmowie z dziennikarzem najpierw udzielił wielu wyjaśnień dotyczących obecnej sytuacji na giełdzie, po czym zakończył mówiąc, że jeśli ma być jednak szczery, to "nikt nie wie, co się naprawdę dzieje”.
Narzędzia Rezerwy Federalnej
Wiele osób na Wall Street wskazuje na działania Rezerwy Federalnej jako główny czynnik odbicia na giełdzie w ostatnich tygodniach. Od końca marca bank centralny ogłosił serię szeroko zakrojonych działań, mających pomóc ustabilizować gospodarkę, w tym plany zakupu obligacji korporacyjnych o zarówno niskim, jaki wysokim ryzyku.
Manewr ten wniósł sporo gotówki w giełdę i przywrócił wiarę zarówno nabywców prywatnych jak i korporacyjnych, a także inwestorów kapitałowych, że bank centralny jest po to, aby ich wspierać. Warto zauważyć, że Fed nie wydawał jeszcze ani grosza na program zakupu obligacji korporacyjnych , ale wystarczyła już sama tego obietnica.
"To nie jest nowe zjawisko" - wyjaśnia Kristina Hooper, główny strateg w firmie Invesco i zwraca uwagę, że podczas ostatniego kryzysu można było zaobserwować coś podobnego.
„Uważam to za świetne rozdzielenie funkcji i nie jestem tym zaskoczona, ponieważ jest to bardzo podobne do tego, co widzieliśmy podczas globalnego kryzysu finansowego i ma to związek przede wszystkim z polityką pieniężną" - powiedziała Hooper w rozmowie z Vox.
„Podczas ostatniego kryzysu Fed zapewnił narzędzia finansowe, których nigdy wcześniej nie używał, które pozwoliły odłączyć fortuny na giełdzie od gospodarki. Nic dziwnego, że tym razem wydarzyło się to samo" – dodaje Kristina Hooper.
Konkretnym przykładem wpływu działań Rezerwy jest firma Boeing. W ubiegłym tygodniu ta korporacja poinformowała, że zebrała 25 miliardów dolarów w ramach oferowanych obligacji i nie potrzebowała do tego pomocy federalnej, ponieważ oferta została wykupiona przez prywatnych inwestorów. Inne firmy, między innymi Nike, Procter & Gamble i Visa, zrobiły to samo.
Inwestorzy mają powody, by czuć się dobrze
Widać ostatnio, że wyraźnie słabnie wola polityczna, by zrobić jeszcze więcej w kwestii pobudzenia gospodarki. Jednak przewodniczący Fed, Jerome Powell powiedział, że bank centralny jest gotowy do wspierania gospodarki tak długo, jak to będzie konieczne. A narzędzi do dyspozycji ma wiele.
Specjaliści zwracają uwagę, że to, co dzieje się teraz z akcjami, jest sprawdzianem, czy problemy korporacyjnej Ameryki są krótko, czy długoterminowe. Działania Rezerwy rozwiązują obecny problem płynności finansowej – bowiem utrzymują firmy na rynku - ale nie rozwiązują kwestii, czy firma będzie rentowna, a tym samym czy będzie w stanie spłacić swoje długi w dalszej perspektywie. Wracając do przykładu Boeinga: zysk ze sprzedaży obligacji o wartości 25 miliardów jest w tej chwili pomocny, ale przyszłość firmy w dalszym ciągu zależy od tego, czy ktoś kupi jej samoloty.
Prawdopodobnie wiele firm mających kłopoty i tak upadnie, niezależnie od sum pieniędzy zrzucanych z góry na rynki finansowe.
Muzyka wciąż gra, więc Wall Street tańczy
Przed globalnym kryzysem finansowym w 2007 r. Chuck Prince, ówczesny dyrektor Citigroup zauważył, że kiedy muzyka przestanie grać, w znaczeniu płynności finansowej, sytuacja się skomplikuje. Ale dopóki gra muzyka, musisz tańczyć.
Podczas gdy kontekst jego uwag był wtedy inny, bo mówił o transakcjach na niepublicznym rynku kapitałowym, to dziś sens tej wypowiedzi nadal jest aktualny.
Częścią problemu jest fakt, że nie ma dobrej alternatywy dla inwestowania na giełdzie. Jak niedawno zauważył Paul Krugman z New York Times , obligacje rządowe oferują bardzo niskie stopy zwrotu:
"Oprocentowanie 10-letnich obligacji rządowych wynosi zaledwie 0.6 procent, w porównaniu z ponad 3 procentami pod koniec 2018 r. Jeśli szukasz obligacji chronionych przed przyszłą inflacją, to ich rentowność wynosi minus pół procenta. Tak więc kupowanie akcji w firmach, które nadal są rentowne pomimo recesji wywołanej Covid-19, wygląda w porównaniu z nimi dość atrakcyjnie.
Poza tym wiele osób obawia się, że jak przestanie inwestować to straci. Wielcy i mali inwestorzy wydają się grać na giełdzie niezależnie od sytuacji. Boją się wycofać w obawie, że za chwilę rynek podskoczy i nie skorzystają na tym. Bloomberg donosi, że firmy maklerskie odnotowały rekordową liczbę zapisów małych inwestorów w pierwszych 3 miesiącach tego roku. Niektórzy eksperci sugerowali nawet, że po zamknięciu kasyn i wstrzymaniu zakładów sportowych niektórzy zaczęli uprawiać hazard grając na giełdzie.
Wielcy mają się dobrze
Wiele firm ma się dobrze , szczególnie w branży technologicznej - Microsoft, Apple, Amazon, Alphabet (właściciel Google) i Facebook odnotowały w zeszłym tygodniu wysokie zyski i stanowią teraz około jednej piątej wartości S&P 500. Jak wspominaliśmy wcześniej, giełda nie odzwierciedla jednak całej gospodarki, bo małe firmy i te, które nie są na niej notowane, mają poważne problemy, co nie odbija się w jej finansowych wynikach.
Rynek akcji jest czasem uważany za wiodący wskaźnik tego, co wydarzy się w gospodarce. Na początku pandemii zabrzmiał alarm jeszcze zanim pojawiły się dane ekonomiczne, co wywołało spadek wartości o 30 proc. w ciągu miesiąca. Jeśli potraktować giełdę w dalszym ciągu jako wiodący wskaźnik, to by oznaczało, że inwestorzy wierzą w znaczącą poprawę za trzy do sześciu miesięcy. Pokładają oni pewne nadzieje w wynalezieniu leczenia koronawirusa i są podekscytowani ponownym otwieraniem stanów.
Czy ten optymizm jest uzasadniony? Cóż, to jest właśnie problem całego kryzysu związanego z koronawirusem - nikt nie ma pojęcia, co będzie dalej.
„Wybuch pandemii uniemożliwił prognozowanie” - napisał Ian Shepherdson, główny ekonomista Pantheon Macroeconomics.
Analitycy zwracają uwagę, że nadzieje związane z giełdą nie opierają się teraz na prognozach wynikających z podstaw ekonomii, ale skupiają się na przewidywanej interwencji politycznej. Jeśli zabraknie woli do dalszego stymulowania gospodarki, nadzieje mogą szybko zgasnąć. Nawet jeśli ożywienie na giełdzie się utrzyma, może to nie przełożyć się na porównywalne ożywienie gospodarcze.
Inwestorzy mogą się mylić
Powtarzającym się ostatnio tematem jest to, że nikt nie wie, co będzie dalej na rynku akcji, a ci, którzy twierdzą inaczej, kłamią. Codzienne wiadomości i nagłówki gazet zmieniają się i opinie są dość niestabilne w ostatnich miesiącach. Wiele głosów ostrzega, że choć rynek jest teraz w dobrej formie, jutro może być inaczej. The Wall Street Journal opisywał ostatnio sposoby, w jakie inwestorzy "działają na oślep”, gdyż nikt nie wie, co stanie się z zyskami firm i samą gospodarką.
W tej chwili zaczynamy dopiero poznawać liczby pokazujące, jak poważny jest kryzys. W pierwszym kwartale gospodarka skurczyła się o 4.8 procent, a 30 milionów osób złożyło wnioski o bezrobocie. Znany inwestor Jeffrey Gundlach przyznał niedawno, że obstawia spadek na giełdzie. Były analityk Goldman, Will Meade, przewiduje, że w tym roku rynek będzie wyglądał jak była bańka internetowa. Miliarder Warren Buffett, który w 2008 roku zachęcał inwestorów do „ kupowania amerykańskich akcji i obligacji” przyjął inny ton mówiąc, że jednak trzeba być ostrożnym.
Na podst. vox, nytimes, marketwatch, Bloomberg
opr. Rafał Jurak