Od piątku w nocy w Chicago postrzelono ponad 80 osób, w tym 17 śmiertelnie. W związku z rosnącą falą przemocy w mieście, najbardziej tragiczne jest to, że giną niewinne dzieci. W ciągu trzech ostatnich krwawych weekendów z powodu przemocy z bronią palną w Chicago zginęło 9 nieletnich.
Najmłodszą ofiarą ostatniego weekendu była 7-letnia Natalia Wallace. Dziewczynka uczestniczyła w rodzinnej imprezie z okazji obchodów 4 lipca w dzielnicy Austin w sobotę wieczorem, kiedy została śmiertelnie postrzelona w głowę. Policja posiada nagranie wideo ze strzelaniny i twierdzi, że wystrzelono wtedy ponad 20 pocisków. Na nagraniu widać trzech mężczyzn wysiadających z białego samochodu. W poniedziałek jedna osoba przebywała w policyjnym areszcie w związku z tą strzelaniną.
14-letni Vernado Jones był jedną z czterech osób zabitych w sobotę w dzielnicy Englewood. Policja twierdzi, że czterech mężczyzn oddało strzały w stronę tłumu oglądającego fajerwerki w rejonie ulic 61st i Carpenter. Osiem osób zostało postrzelonych. Nastolatek zmarł w wyniku rany postrzałowej w plecy.
W Chicago gwałtownie rośnie fala przemocy, a kilka ostatnich weekendów zostawiło za sobą krwawe żniwo. Podczas ostatniego, związanego z obchodami Dnia Niepodległości, na ulice zostało wysłanych 1,200 dodatkowych funkcjonariuszy.
Burmistrz Lori Lightfoot twierdzi, że miasto poczyniło postępy w ograniczaniu liczby strzelanin, ale dodała, że trzeba zrobić w tej kwestii znacznie więcej.
W poniedziałek rano superintendent chicagowskiej policji, David Brown, komentując przemoc w mieście wspomniał o tragicznej śmierci Natalii oraz Vernado.
"Nie możemy dopuścić do normalizacji tego w tym mieście" - powiedział. "Nie możemy przyzwyczaić się do słuchania informacji o dzieciach zastrzelonych w Chicago w każdy weekend. Dlatego też nikt z nas się nie poddaje. Ponieważ każdy dystrykt policji, każdy zakątek tego miasta dotyczy nas wszystkich" .
"Tydzień po tygodniu... Musimy dotrzeć do źródła tego problemu" - powiedział aktywista, Andrew Holmes.
JM