Sobota była kolejnym dniem masowych protestów w związku ze śmiercią czarnoskórego George Floyda. Odbywały się w większości miast Stanów Zjednoczonych, ale tym razem w pokojowej atmosferze. Nie było zamieszek, wybijania szyb, podpalania samochodów i krwawych starć z policją. W proteście w stolicy Stanów Zjednoczonych wzięło udział nawet 100 tysięcy osób, a zdaniem agencji Reutersa była dotychczas największą i prawdopodobnie najspokojniejszą. Uczestnicy tańczyli, śpiewali i wymachiwali transparentami – nie zapominając o tym, czego się domagają.
W Waszyngtonie protestowali wszyscy – młodzi, starzy, biali i czarni. To nie miało znaczenia, cel był inny. Manifestanci sprzeciwiali i nadal sprzeciwiają się przede wszystkim rasizmowi i brutalności organów ścigania. Ludzie zebrali się w kilku miejscach Waszyngtonu – m.in. pod Kongresem i pomnikiem Waszyngtona, część z nich udała się pod ogrodzony wysokim płotem Biały Dom.
„Te protesty przywracają wiarę w ludzkość”, „"Życie czarnych się liczy" – słychać było wśród manifestantów, którzy domagali się też gruntownych reform w policji, zmniejszenia finansowania tej formacji, a także wprowadzenie zakazu stosowania przez policjantów tzw. „chockhold” – czyli uścisku szyi, w wyniku którego zginął m.in. George Floyd. Ogromna frekwencja prawdopodobnie nie spodobała się prezydentowi Donaldowi Trumpowi. W nocy z soboty na niedzielę napisał na Twitterze:
„Manifestacja w Dystrykcie Kolumbii mniejsza niż oczekiwano. Gwardia Narodowa, Secret Service i policja” – dziękuję Wam”.
W trakcie protestów obecni byli żołnierze Gwardii Narodowej, mimo tego, że o jej wycofanie apelowała burmistrz Waszyngtonu. Muriel Bowser, Afroamerykanka, która brała udział w proteście, pod koniec ubiegłego tygodnia w ramach solidarności zleciła przemianowanie fragmentu 16th Street w stolicy Stanów Zjednoczonych na „Black Lives Matter Plaza”. To nie koniec. Na tym odcinku biegnącym w kierunku parku Lafayette namalowano ogromny, żółty napis "Black Lives Matter".
W sobotę protestował nie tylko Waszyngton, manifestacje odbyły się też w większości amerykańskich miast m.in. w Chicago, Filadelfii, Nowym Jorku i Los Angeles – we wszystkich miejscach było raczej spokojnie, służby musiały interweniować m.in. w Portland. Protesty, które od końca maja odbywają się w Stanach Zjednoczonych mają związek ze śmiercią 46-letniego czarnoskórego George'a Floyda. Mężczyzna został uduszony przez białego funkcjonariusza w Minneapolis podczas policyjnej interwencji. Uczestnicy protestów uważają, że to zabójstwo jest przykładem nadużywania władzy przez policję, szczególnie w stosunku do czarnoskórych. Jak sami mówią – protestujemy przeciwko systemowi, w obronie wartości i godności.
FK