----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

30 stycznia 2020

Udostępnij znajomym:

Niedzielna wiadomość o śmierci legendy NBA, Kobe Bryanta, pozostawiła w szoku nie tylko świat sportowy. Cały kraj zamarł i z niedowierzaniem śledził wiadomości. Podobnie jak w innych częściach kraju, tak i w Chicago do tej pory oddaje się mu hołd.

Na pokładzie śmigłowca, który runął na ziemię w pobliżu Calabasas w Californii oprócz byłego zawodnika znajdowała się jego 13 - letnia córka i siedem innych osób. Już kilka godzin po tym tragicznym zdarzeniu przed halą United Center zaczęły gromadzić się tłumy. Wiele osób na chodnikach i ulicy pozostawiało napisy oddające cześć tragicznie zmarłemu Bryantowi - “Żegnaj!”, “Kochamy Cię.”, “Legenda nie umiera nigdy”, a także zwykłe “Dziękuję”.

Setki robiło zdjęcia chicagowskiej areny sportowej, która tego dnia przybrała kolory purpury i złota, barw drużyny LA Lakers, w której przez 20 lat grał Kobe Bryant.

Choć nie był on nigdy częścią drużyny z Chicago, fani z Wietrznego Miasta uznawali jego klasę i osiągnięcia. Przed poniedziałkowym meczem z drużyną Spurs, przybyli na mecz mogli obejrzeć krótki film oddający hołd temu zawodnikowi, po czym na 24 sekundy zapadła cisza.

Kobe był bardzo często porównywany do Michaela Jordana, na którego sam często się powoływał. W świecie koszykówki trwały spory dotyczące pozycji obydwu graczy w historii tej dyscypliny. Mało kto pamięta, ale Bryant kilka razy prowadził rozmowy z drużyną Bulls i dwukrotnie niemal pojawił się jej składzie.

Pierwszy raz miało to miejsce w 2004 r., gdy Lakersi przestali wygrywać i konflikt pomiędzy Kobe Bryantem i Shaquillem O`Neil przybrał na sile. Rozmowy były na tyle zaawansowane, że jak wspominał w jednym z wywiadów Bryant, wraz z rodziną już oglądał w Chicago domy i szkoły dla swych dzieci.

To jednak Shaq poprosił pierwszy o transfer i sprzedany został do Miami, co oznaczało dla Kobe pozostanie w Kalifornii.

Drugi raz okazja nadarzyła się w 2007 r. Jednak drużyna Bulls znów nie wykorzystała szansy.

„Inspirował całe pokolenie dzieciaków, które chciały być takie jak on. W latach 80. i 90. wszyscy chcieli być jak Michael Jordan, później chcieliśmy być jak Kobe” – wspomina Zach LaVine, od 2014 roku rozgrywający Chicago Bulls. Potwierdzają to inni zawodnicy, często urodzeni już po przejściu Jordana na sportową emeryturę. Gdy Mike kończył karierę, Kobe właśnie ją zaczynał.

Na temat tragicznie zmarłego zawodnika wszyscy wypowiadają się podobnie: To jak grał postawiło go na szczycie, to kim był, sprawiło, że jeszcze za życia stał się legendą.

RJ

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor