W ubiegłym roku Chicago odnotowało wzrost liczby nieletnich, w wieku 17 lat i młodszych, aresztowanych za popełnienie mordestwa pierwszego stopnia. Niektórzy są zbyt młodzi, by móc legalnie prowadzić, ale najwyraźniej wystarczająco dorośli, by pociągnąć za spust.
Policyjne dane wskazują na łącznie 36 nieletnich aresztowanych w zeszłym roku za zabójstwa, co stanowi 35% wzrost w stosunku do 2019, kiedy postawiono 27 takich zarzutów.
Jednym z najmłodszych sprawców aresztowanych w zeszłym roku, jest 15-latek - jeden z oskarżonych o śmiertelne postrzelenie emerytowanego strażaka przed sklepem na południowo-zachodniej stronie miasta.
Również w grudniu ubiegłego roku 27-letni Cameron Ruddder został zastrzelony na imprezie domowej, która odbywała się w pobliżu 53rd Street i Prairie Avenue. Policja powiedziała jego matce, że za spust pociągnął prawdopodobnie 14-latek.
„Moje pierwsze pytanie, to dlaczego 14-latek ma potrzebę noszenia przy sobie broni?” – pytała Consuella Rudder.
W tej sprawie nie wniesiono jeszcze zarzutów, ale jeśli podejrzenia policji się potwierdzą, będzie to kolejny przykład coraz większej roli, jaką nieletni odgrywają w brutalnych zbrodniach popełnianych w całym mieście.
Policja uważa, że jest wiele przyczyn takiego wzrostu, wiele związanych z pandemią, jak choćby zamykanie szkół. Zauważają jednak również, iż dzięki zmianom w prawie stanowym, nieletnim grożą teraz znacznie lżejsze kary za popełnione przestępstwa, takie jak np. uprowadzenie samochodu, ponieważ istnieją ograniczenia w kierowaniu ich do sądów dla dorosłych.
Elizabeth Clarke, prezes Juvenile Justive Initiative, stanowej koalicji grup adwokackich, działającą na rzecz zapewnienia sprawiedliwości dzieciom i młodym dorosłym w Illinois, twierdzi, iż surowsze kary i więzienie nie zawsze są najlepszymi środkami odstraszającymi. Uważa, że bardziej proaktywne podejście okazuje się bardziej skuteczne.
jm