Miliony Polaków wstając w środę rano nie było w stanie przeczytać nowych artykułów w lokalnej i ogólnopolskiej prasie. Podobnie było z programami radiowymi i telewizyjnymi – nawet, jeżeli były emitowane, to w okrojonej formie. Zdecydowana większość polskich stacji telewizyjnych, rozgłośni radiowych i portali prasowych zbuntowała się przeciwko władzy. Polsat i TVN, Radio Zet i RMF FM, a także portale, takie jak chociażby Onet czy Interia – to tylko jedne z wielu przykładów. Powód jest jeden. Protest niezależnych mediów. Akcja o nazwie "Media bez wyboru" miała być wyrazem sprzeciwu wobec projektu ustawy autorstwa Zjednoczonej Prawicy.
„Zwracamy się w sprawie zapowiadanego nowego, dodatkowego obciążenia mediów działających na polskim rynku, myląco nazywanego "składką", wprowadzaną pod pretekstem Covid-19. Jest to po prostu haracz, uderzający w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę, a także polskie produkcje, kulturę, rozrywkę, sport oraz media” – to fragment listu otwartego podpisanego przez przedstawicieli wielu polskich redakcji. Pismo skierowano do polskich władz i liderów poszczególnych partii politycznych.
O co chodzi?
Rząd chce, by media płaciły podatek solidarnościowy. Chodzi o składkę od przychodów z reklam publikowanych w mediach. Jest o co walczyć, bo według szacunkowych wyliczeń wpływy ze składek od reklam w 2022 roku mogą wynieść nawet 800 milionów złotych. To właśnie te pieniądze rząd chce przeznaczyć przede wszystkim na Narodowy Fundusz Zdrowia – to do tego państwowego podmiotu ma trafić niemal połowa całej kwoty. Pozostałe środki zostaną przeznaczone na wsparcie Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów – ta instytucja jeszcze nie powstała, ale wkrótce ma zostać oficjalnie powołana do życia. Reszta pieniędzy, bo 15 proc. kwoty, zasili budżet Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków. Powód?
„W związku z długofalowymi konsekwencjami pojawienia się i rozprzestrzeniania wirusa SARS CoV-2 oraz jego wpływem na zdrowie społeczeństwa ustawodawca widzi konieczność wprowadzania szczególnych rozwiązań, ułatwiających podejmowanie działań minimalizujących jego skutki dla zdrowia publicznego” – brzmi fragment rządowego uzasadnienia.
Z zasłoną w postaci epidemii koronawirusa nie zgadzają się polskie grupy medialne:
„Zdecydowanie sprzeciwiamy się więc używaniu epidemii jako pretekstu do wprowadzenia kolejnego, nowego, wyjątkowo dotkliwego obciążenia mediów. Obciążenia trwałego, które przetrwa epidemię Covid-19” – to część listu otwartego wysłanego do polskich władz.
Możliwe konsekwencje
Według sygnatariuszy listu, czyli redaktorów naczelnych i dziennikarzy większości prywatnych grup medialnych, taka decyzja rządu będzie oznaczać osłabienie, a nawet likwidację części mediów działających w Polsce, a także ograniczenie możliwości ich finansowania. Nowy podatek będzie dotyczyć zarówno reklam „konwencjonalnych”, czyli tych publikowanych w prasie radiu i telewizji, jak i reklam internetowych, znajdujących się na różnego rodzaju portalach.
Swój nie oberwie
Zbuntowały się przede wszystkim media prywatne. Chociaż podatek zapłacą wszyscy – prywatni i publiczni nadawcy, to ta druga grupa jest zdecydowanie na wygranej pozycji. Chociażby dzięki temu, że duża część reklam u publicznych nadawców pochodzi od publicznych podmiotów – spółek skarbu państwa. Według wyliczeń medioznawcy, profesora Tadeusz Kowalskiego, spółki skarbu państwa wydały na reklamę w latach 2015-2019 ponad 4 mld zł, a zdecydowana większość tej kwoty trafiła na konta mediów publicznych, a także prywatnych, ale tych sympatyzujących z rządem. Oprócz tego „media narodowe” osiągają też wpływy z abonamentu radiowo-telewizyjnego czy różnego rodzaju subwencji od państwa – na takie przywileje media prywatne liczyć nie mogą.
Ustawa ma wejść w życie w lipcu 2021 roku. Sygnatariuszami listu są m.in. Grupa Eurozet, Grupa Agora, Grupa Interia, Dziennik Wschodni, Ringier Axel Springer Polska, Grupa Polska Press czy tygodnik Polityka.
fk