Młoda kobieta, która dorastała na północnych przedmieściach Chicago, była jedynym członkiem załogi, który zginął podczas pożaru łodzi u wybrzeży Los Angeles. Śmierć poniosły w sumie 34 osoby.
Członkowie załogi twierdzą, iż próbowali ratować podróżnych śpiących pod pokładem, zanim dym i płomienie nie zmusiły ich do opuszczenia statku. Jednym z tych, którzy zostali, była Allie Kurtz, której ciało zostało zidentyfikowane w wyniku badań DNA. Jej rodzina, która mieszka w Skokie, nie może poradzić sobie z tą stratą.
26-letnia Allie kochała ocean. Jej najbliżsi twierdzą, że podobnie jak woda, którą tak kochała, była piękną i głęboka, a jej życie było jak radosna fala, która obmywała wszystkich dookoła.
„To takie trudne” – powiedziała przez łzy babcia ofiary, Doris Lapporte.
Dziadkowie Allie mieszkają w Skokie i nie mogą pogodzić się z jej stratą. Młoda kobieta była jedynym członkiem załogi znajdującym się pod pokładem, kiedy łódź stanęła w płomieniach.
„Czy ona cierpiała?” – nie może przestać zastanawiać się Doris. „Czy któraś z tych osób cierpiała? Właśnie z tego powodu mam tak wiele koszmarów”.
Allie dorastała w Evanston i Northbrook, uwielbiała Navy Pier i koncerty w Millennium Park. Ale zawsze ciągnęło ją do oceanu, z tego powodu też rzuciła pracę w studiu filmowym, aby pracować na statku.
„Była bardzo silna i nauczyła mnie także podążać za swoimi marzeniami” – powiedziała siostra ofiary, Olivia Kurtz.
Monitor