Dla coraz większej liczby osób najnowszy samolot wielozadaniowy F-35 to symbol wszystkiego, co nie działa w Pentagonie. Niemający powiązań z wojskiem eksperci mówili od dawna, że jest to "czarna dziura wsysająca pieniądze podatników" nie oferując wiele w zamian. Dziś nawet wojskowi przyznają, że mieli rację.
Przewodniczący Komisji Sił Zbrojnych Izby Reprezentantów dołączył ostatnio do grona zawiedzionych mówiąc, że program F-35 to „porażka na cholernie ogromną skalę". Wspomniany samolot to alegoria wszystkiego, co jest zepsute w Departamencie Obrony, który otrzymuje więcej pieniędzy niż pozostałe agencje federalne razem wzięte. USA wydają na siły zbrojne więcej niż w sumie 10 kolejnych krajów na liście. Co podatnicy otrzymują w zamian? Między innymi F-35.
F-35 to najdroższa broń w historii
której szacowany koszt w całym okresie eksploatacji wyniesie 1.7 biliona dolarów. To więcej niż cały PKB Rosji wydane na stworzenie jednomiejscowego samolotu wielozadaniowego.
Gdyby F-35 był krajem, a pieniądze wydane na jego powstanie i eksploatację budżetem, to zajmowałby 11 miejsce na światowej liście państw z największym budżetem, wyprzedając Arabię Saudyjską.
Kupno jednego kosztuje około 110 milionów dolarów, czyli prawie dwa razy więcej niż Boeing 737-600. Samoloty F-35 są również drogie w utrzymaniu. Każda godzina lotu kosztuje 44,000 dolarów, ponad dwukrotnie więcej niż F-15 Eagle, F-16 Fighting Falcon i F/A-18 Super Hornet.
F-35 jest również zbędny
nie tylko drogi. Został opracowany jako latający wielofunkcyjny scyzoryk, który ma zaspokoić potrzeby sił powietrznych, marynarki wojennej, marines i armii. Zamiast tego udało się udowodnić prawdziwość powiedzenia, że "wielbłąd to koń stworzony przez komisję".
Czy jest wart tych pieniędzy?
To prawda, że F-35 może brać udział w walkach powietrznych, zrzucać bomby i szpiegować - tylko że żadnej z tych rzeczy nie robi dobrze. Starsze konstrukcje radzą sobie lepiej we wszystkich tych zadaniach. Bombowce mogą latać dalej z większymi ładunkami. A-10 Thunderbolt, samolot wprowadzony w 1977 roku, lepiej sprawdza się w misjach wsparcia naziemnego.
Zadziwiające jest to, że F-35 nie może walczyć w powietrzu, co jest naturą i celem istnienia każdego myśliwca. Zdaniem pilotów testowych, F-35 jest „znacznie gorszy” od 40-letniego F-15 w pozorowanych bitwach powietrznych. Nie może zawrócić lub wspiąć się na tyle szybko, by trafić wroga lub uniknąć ostrzału. W symulacjach przegrywał z F-16. Starsze samoloty z łatwością podkradały się do „niewidzialnego”, nowoczesnego, wielozadaniowego samolotu. Pomimo wychwalanych zdolności, F-35 przegrywa w wielu testach.
Zawodzi również oprogramowanie. W 8 milionach linii kodu znajduje się wiele błędów, podobnie jak w 24 milionach linii kodu obsługujących oprogramowanie naziemne i logistykę samolotu. W ubiegłym roku dowiedzieliśmy się, że czasami piloci muszą restartować w czasie lotu multimilionowy radar. Rządowy audytor twierdzi, że kod komputerowy F-35 jest "najbardziej skomplikowany na ziemi", a to, co można zaprogramować, można przecież również zhakować, co jest kolejną luką w zabezpieczeniach.
W wyniku hakerskiego włamania lub nie, błędny kod komputerowy uziemia samolot, podobnie jak ciągły niedobór części zamiennych i krytyczne wady konstrukcyjne. Obecnie flota F-35 otrzyma prognozowaną aktualizację oprogramowania i innych komponentów wartości 16 miliardów dolarów, która jest już opóźniona o dwa lata i przekracza budżet o 1.5 miliarda dolarów. Konstruktor samolotu, Lockheed Martin, twierdzi, że może zmniejszyć problemy - ale pod warunkiem, że zostanie przyznany mu wyłączny kontrakt na obsługę samolotu.
Jako machina wojenna F-35 jest już przestarzały. Miarą wartości każdej broni jest jej użyteczność. Stany Zjednoczone toczą wojnę nieprzerwanie od 11 września 2001 r., ale F-35 nie wykonał jeszcze żadnych misji bojowych. Choć Pentagon wysłał kilka sztuk do Afganistanu i Iraku, to samoloty te nie zostały tam wykorzystane. Wciąż trwa walka z trapiącymi konstrukcję problemami i nie wróg, ale awaria silnika, jest na razie największym zagrożeniem dla pilota.
Może pora na coś nowego?
F-35 został stworzony jako element całego systemu, ale znamy powiedzenie o najsłabszym ogniwie, które pasuje tu doskonale. Ta superbroń nie powstrzymuje też ekspansjonizmu rosyjskiego, chińskiego czy irańskiego.
F-35 wciąż walczył o osiągnięcie celu, jakim jest zdolność do wykonywania misji. Tylko 69 procent maszyn osiągnęło próg, znacznie poniżej 80 procentowego progu wyznaczonego przez wojsko. Mimo problemów i coraz wyższych kosztów Kongres chce kupić setki więcej i zmusić sojuszników USA do zrobienia tego samego. Nie wszyscy są z tego powodu zadowoleni.
Biorąc pod uwagę wszystkie problemy, Air Force po cichu rozważa alternatywy dla F-35. Z drugiej strony od kilkudziesięciu lat nie było ważnej ze strategicznego punktu widzenia walki powietrznej myśliwców, więc po co inwestować w kolejne, zwłaszcza, że USA mają i tak największą flotę powietrzną na świecie, a mimo to od 70 lat kraj nie wygrał żadnej większej wojny.
Coraz częściej mówi się, że Stany Zjednoczone nie potrzebują coraz bardziej wyrafinowanych systemów uzbrojenia, takich jak F-35, które są bezużyteczne w nowoczesnej wojnie i kosztują tyle, ile wynosi budżet dużych krajów. Zamiast tego USA potrzebuje lepszej dyplomacji i umiejętności strategicznego myślenia. Dziś najbardziej skuteczna broń nie strzela w ogóle, ale wykorzystuje inne technologie. Może warto zainwestować w coś, co pozwoli uzyskać tzw. „przewagę informacyjną” wobec supermocarstw dezinformacyjnych, takich jak Rosja, Iran i Chiny. W obecnych czasach siła militarna jest jednym z wielu elementów globalnej potęgi. Może zamiast wrzucania kolejnych miliardów w przegrany już samolot, warto zainwestować w inne departamenty?
Na podst. felietonu Seana McFate, autora książek militarnych, profesora w Georgetown University i doradcy na Uniwersytecie Oxfordzkim w Centre for Technology and Global Affairs. Wcześniej służył w 82 Dywizji Powietrznodesantowej US Army.