Na co dzień mało kto zastanawia się nad składem, obowiązkami, czy historią tej instytucji. Instytucji, której decyzje we wszystkich ważnych dla społeczeństwa sprawach - od aborcji, przez przepisy dotyczące ochrony środowiska, po opiekę zdrowotną i bezpieczeństwo narodowe – zależą po części od tego, kiedy umrą lub zdecydują się odejść na emeryturę najstarsi sędziowie. Instytucją, która miała orzekać ponad podziałami, a stała się narzędziem w rękach polityków.
Niektórzy posuwają się dalej i stawiają pytanie, czy przypadkiem grupa dziewięciu prawników mianowanych na całe życie nie ma zbyt dużej władzy nad prawem i polityką w Stanach Zjednoczonych.
Ta obawa, że sądy stały się zbyt potężne w stosunku do innych podmiotów władzy, ma długą historię, zarówno wśród konserwatystów oburzonych decyzjami potwierdzającymi prawa do aborcji i kontroli urodzeń, jak i wśród liberałów i lewicowców, którzy twierdzą, że sądy zdolne do unieważnienia postanowień Kongresu podważają zasady demokracji.
Niezawisły, niezależny od polityków i polityki
Taki miał być Sąd Najwyższy. Miał rozstrzygać ponad podziałami, bez obawy o reperkusje. Dlatego zdecydowano się na dożywotnie nominacje dla sędziów, by niezależnie od tego, czy ich decyzja spodoba się władzy, czy nie, nie zagroziło to ich pozycji. Wtedy jednak polaryzacja społeczeństwa i polityki była dużo mniejsza, a także średnia długość życia w USA była o kilkadziesiąt lat krótsza i wymiana członków Sądu Najwyższego dokonywała się częściej, w pewien sposób zastępując odgórne ograniczenia kadencji.
Jeszcze niedawno członkowie tej instytucji mianowani byli ponadpartyjną większością głosów. Przecież zmarła niedawno Ruth Bader Ginsburg otrzymała poparcie 96 senatorów i tylko 3 głosy przeciwne. Od tamtego czasu wiele się zmieniło, a nominacja stała się możliwa wyłącznie za sprawą dominującej większości partyjnej.
Nowa kadencja Sądu Najwyższego rozpocznie się w poniedziałek. Towarzyszyć jej będzie wiele pytań, niepewności, czy radości – jeśli ktoś ma poglądy konserwatywne, a nawet strachu - jeśli ktoś ma poglądy liberalne. Śmierć sędzi Ruth Bader Ginsburg oznacza, że republikanie na pewno będą kontrolować sześć miejsc w dziewięcioosobowym trybunale przed końcem roku. A nominowana przez prezydenta na zwolnione miejsce Amy Coney Barrett jest skrajnie konserwatywną sędzią, która prawdopodobnie poprze pozwy sądowe wysuwane przez bliskich jej poglądom prawników.
Jednym z takich pozwów jest Kalifornia kontra Teksas, dotyczący Affordable Care Act. Rozprawa uważana za niepotrzebną nawet przez konserwatywnych prawników starających się uchylić ACA. Wynikiem decyzji SN może być uchylenie ustawy, co w dobie pandemii może automatycznie, z dnia na dzień, pozbawić ubezpieczenia zdrowotnego ok. 20 mln. osób.
Nadchodząca kadencja Sądu Najwyższego może również zadecydować w trwającym od dawna sporze o to, czy ktoś, kto z powodów religijnych sprzeciwia się osobom ze środowiska LGBTQ, ma konstytucyjne prawo do ich dyskryminowania.
Powróci na pewno sprawa aborcji, dostępu do broni, rozdziału kościoła i państwa. Konserwatywni prawnicy już przygotowują setki pozwów chcąc skorzystać ze sprzyjającego im składu sędziowskiego. Co ciekawe, by sprawa trafiła pod obrady, potrzebna jest zgoda co najmniej 4 sędziów, w sytuacji, gdy przewaga będzie wynosiła 6 do 3, dobór spraw też może być inny.
Zmiany?
Oczywiście w przeszłości zdarzało się, że przewagę mieli liberalni sędziowie, wówczas podejmowane były decyzje niezgodne z wolą konserwatywnej części społeczeństwa. Czasami sędziowie jednogłośnie podejmowali decyzje, w innych przypadkach potrzebny był głos rozstrzygający. Od wielu lat eksperci prawa mówili, iż Sąd Najwyższy wymaga reform.
Absolutna większość
Jedna z nich mówi o absolutnej większości w podejmowaniu decyzji. Zamiast obecnego wymogu 5 głosów, proponuje się od lat 7 w dziewięcioosobowym składzie.
Liczebniejszy skład
Inni uważają, że trzeba podwyższyć liczbę członków sądu. Do 11, może 15, by tak ważne dla kraju i społeczeństwa decyzje podejmowane były w szerszym gronie. Mało kto zdaje sobie sprawę, że Konstytucja nic nie mówi o liczbie członków SN. To wyłącznie Kongres decyduje, ilu sędziów tam zasiada. Dlatego temat podnoszony jest od lat – przez republikanów, gdy przewagę mieli liberalni sędziowie oraz demokratów, gdy było odwrotnie.
Kadencje
Jest również pomysł, by wprowadzić kadencje dla Sądu Najwyższego. Sprawdzają się one wszędzie. Dlatego politycy, którzy zasiadają na stanowiskach nieograniczonych liczbą lat, tak zawzięcie zwalczają wszelkie propozycje ich wprowadzenia.
Kontrola
Nikt nie kontroluje Sądu Najwyższego w USA. To w skali świata rzadko spotykana sytuacja. W kilku krajach europejskich w ogóle nie ma takiej instytucji. W innych parlament zdecydowaną większością może z decyzjami sądu polemizować i nawet je odrzucać. Mało gdzie stanowiska są w nim dożywotnie. Często są to stanowiska wybieralne, co oznacza, że skład sądu podąża za zmianami poglądów społeczeństwa.
Spadek zaufania
Sąd Najwyższy USA traci w oczach społeczeństwa, właśnie ze względu na rosnącą od lat stronniczość jego członków. Wiele osób już teraz obawia się, że w razie zakwestionowania wyniku zbliżających się wyborów, obecny skład nie będzie obiektywny. Z drugiej strony jest to również ryzykowna gra dla polityków. Ich decyzje dotyczące SN mogą wpływać na decyzje wyborcze. Jak będzie, już wkrótce się przekonamy. Wypada mieć nadzieję, że sędziowie to jednak osoby ponadprzeciętne i zdają sobie sprawę z odpowiedzialności za swoje decyzje, a także dalekosiężnych konsekwencji swych postanowień.
Na podst. vox, cornell.edu, supremecourt.gov,
RJ