Departament straży pożarnej w Chicago prowadzi wewnętrzne dochodzenie po tym, jak ratownicy pomyłkowo uznali starszego mężczyznę za zmarłego i pozostawili go na podłodze jego apartamentu, do czego doszło w lutym.
64-letni Whitfield Marshall, był mechanikiem samochodowym i służył w marynarce wojennej. Po tym, jak Gabray Carter otrzymał telefon z informacją, że jego dziadek umarł, mężczyzna razem ze swoją dziewczyną udali się do mieszkania Marshalla, aby zobaczyć się z nim po raz ostatnim, zanim dom pogrzebowy zabierze jego ciało.
„Jego mieszkanie jest tak małe, że kiedy otworzyła drzwi i weszła do środka, stojąc na zewnątrz widziałem, jak leży na podłodze” – powiedział Carter.
Julia Morris weszła pierwsza i zobaczyła, że leżący starszy mężczyzna wciąż się porusza.
„Poruszał rękami” – powiedział Carter. „Byłem przerażony”.
Para zadzwoniła pod numer 911 i sprawdziła, czy mężczyzna ma puls.
„Nie ma mowy, żeby się poruszał, jeśli nie żyje, więc po prostu wiedziałam, że jest żywy. Potrzebował pomocy” – wspomina Morris.
„Gdybym znalazł się w takiej sytuacji, na pewno byłbym w stanie go uratować na miejscu ratownika, który przybył na miejsce jako pierwszy” – powiedział potem Carter, który uczy się, aby zostać sanitariuszem medycznym.
Z danych departamentu straży pożarnej wynika, że po wizycie pierwszego zespołu ratowników minęły ponad 3.5 godziny. Kiedy sanitariusze przybyli po raz drugi, zabrali Marshalla, oddychającego i ze słabym pulsem, do czekającej karetki. Gdy pędzili do szpitala Strogera, mężczyzna przeszedł atak serca.
Trzy dni później najbliżsi podjęli decyzję o odłączenia go od maszyny podtrzymującej życie.
„To pewne. Odebrali mu szansę na życie” – powiedział adwokat rodziny, Dan Biederman. „Leżał na tej podłodze przez trzy i pół godziny, walcząc o życie i jest absolutnie oczywiste, że gdyby wcześniej trafił do szpitala, jego szanse na przeżycie byłyby znacznie większe”.
Z zapisów dotyczących pierwszego przybycia na miejsce karetki wynika, że sanitariusze znaleźli Marshalla „leżącego twarzą do ziemi, z krwią pokrywającą całą przednią stronę jego ciała”. Mężczyzna został określony jako DOA – Dead on Arrival, czyli martwy w momencie przybycia. Nie ma żadnych informacji wskazujących na jakiekolwiek badania lekarskie lub podejmowane próby reanimacji i leczenia.
„To przerażające, że tak się stało” – powiedział Biederman. „Dlaczego ci sanitariusze odeszli, nie zbadali go?”
Po incydencie ratownicy zostali natychmiast zawieszeni w obowiązkach służbowych na dwa tygodnie, a potem przeszli ponowne szkolenie. Teraz wracają do pracy, a departament straży pożarnej kontynuuje wewnętrzne dochodzenie, które może ostatecznie doprowadzić do podjęcia działań dyscyplinarnych i potencjalnych zwolnień.
Rodzina Marshalla pozywa teraz miasto za to, że rannemu nie udzielono pomocy ani nie przetransportowano do szpitala, pozostawiając na śmierć.
„Chcę uzyskać sprawiedliwość dla mojego dziadka” – powiedział Carter. Mówi, że mężczyzna, którego „nazywał najlepszym przyjacielem” i „wzorem do naśladowania” chciałby, aby zrobił wszystko, co w jego mocy, aby upewnić się, ze nic takiego nie przydarzy się nikomu innemu w mieście Chicago.
Rzecznik Chicago Fire Department twierdzi, iż „personel ratunkowy zachowuje najwyższe standardy zawodowe, a przedstawiciele departamentu poważnie traktują kwestię ustosunkowania się do popełnionych błędów i jest zobowiązany do pociągnięcia do odpowiedzialności każdego członka personelu ratunkowego, który nie spełnił swojego obowiązku”.