Chrystus przyszedł na świat w ubogiej stajence i w ciszy. Jednak z upływem lat zamieniliśmy to wydarzenie w święto komercjalizmu i materializmu. Zaginął gdzieś religijny element, znikają tradycje i zwyczaje, ustępując reklamom towarów i usług, które stały się nieodłącznym elementem tego okresu.
Wbrew pozorom, mimo pandemii i obowiązujących ograniczeń, tegoroczne święta pod względem handlowym tylko w niewielkim stopniu będą ustępować poprzednim. Większość badanych specjalnie na tę okoliczność Amerykanów zapowiadało w październiku, iż planuje wydać mniej. Po czym dane z Czarnego Piątku i Cybernetycznego Poniedziałku przekroczyły oczekiwania wielu detalistów. Owszem, wiele osób wydało mniej, przede wszystkim w tradycyjnych sklepach. Reszta zdecydowała się jednak na większe wydatki. Zwłaszcza w internecie.
Zaczęło się tak…
Kilkaset lat temu nic nie zapowiadało tak gwałtownego przeobrażenia świąt w konsumpcyjną ucztę. Przecież wiele ich tradycji jest współczesną wersją pogańskich zwyczajów. Choćby ozdabianie choinki, czy spotkania przy zastawionym stole. Dlatego w XVII wieku Purytanie po przybyciu do Nowego Świata uznali ucztowanie, spożywanie alkoholu i zabawy w tym okresie za zakłócanie prawdziwego znaczenia Bożego Narodzenia. W wielu miejscach tworzącego się dopiero kraju radosne obchody świąt zostały wręcz zakazane i tylko połowa ówczesnych stanów uznawała Boże Narodzenie.
W XIX wieku opublikowany został wiersz „Wizyta św. Mikołaja”, który zmienił postrzeganie okresu świątecznego i stał się początkiem zmian. Wkrótce prezydent Ulysses Grant uznał Boże Narodzenie za święto federalne, a jeden z kolorowych magazynów zamieścił na okładce wizerunek Mikołaja autorstwa rysownika Thomasa Nesta, który prawie niezmieniony przetrwał do dziś. Społeczeństwo zaczęło traktować Boże Narodzenie jako okazję do zabaw i obdarowania dzieci, tworząc rysunki, wiersze i piosenki przedstawiające już Mikołaja niosącego prezenty.
Sklepy atakują
Wtedy do działania przystąpiły powstające sieci handlowe. Pierwszy Santa Claus pojawił się w sklepie w Brockton w stanie Massachusetts, wkrótce powieliły ten pomysł Nowy Jork i Chicago. Wynajęty Mikołaj zaczął pojawiać się w centrach sklepowych, na przyjęciach, a wkrótce odwiedził paradę z okazji Thanksgiving organizowaną przez sieć Macy`s. Przybywając zawsze na końcu zapowiadał rozpoczęcie okresu świątecznego i zachęcał do zakupów. Chicagowski, nieistniejący już Marshall Field`s, zaczął na początku XX wieku odliczać dni, jakie pozostały do Bożego Narodzenia. Jednocześnie pojawiły się przepiękne wystawy. Później już poszło szybko, bo Coca Cola wykorzystała w reklamie podobiznę Mikołaja, a za nią poszli inni.
Mikołaj sprzeda wszystko
Wizerunek staruszka z siwą brodą promował papierosy, ubezpieczalnie, samochody, pralki i płatki śniadaniowe. Powstały wtedy wiersz, a później na jego podstawie piosenka o Rudolfie z czerwonym nosem była kropką nad „i”. Klimat wesołych, bogatych świąt z prezentami i muzyką stał się faktem. Do dziś White Christmas jest najlepiej sprzedającym się singlem wszechczasów, a świąteczna muzyka przynosi miliardy jej twórcom. Potem przyszły filmy i specjalne wydania programów telewizyjnych. To wszystko umiejętnie wykorzystali specjaliści od reklamy i stworzyli święta takie, jakie znamy dziś. Niezbyt religijne, oznaczające szalone zakupy, pośpiech, uczty rodzinne i okolicznościowe imprezy w miejscach pracy.
„Po raz kolejny nadchodzi wspaniały sezon świąteczny, głęboko religijny czas w roku, który każdy z nas celebrować będzie na swój sposób, zwykle wybierając się do ulubionego centrum handlowego” – Dave Barry, satyryk.
Święta są teraz największym bodźcem ekonomicznym w większości rozwiniętych krajów świata. Również, a może przede wszystkim w okresie pandemii. W samych Stanach Zjednoczonych sprzedaż detaliczna w tym czasie jest coraz wyższa i liczona jest w setkach miliardów, zbliżając się powoli do biliona.
Wszyscy chcą zarobić
Od producentów kartek i słodyczy, poprzez hodowców choinek, aż do sprzedawców luksusowych samochodów – wszyscy czekają na przedświąteczny szał zakupów. Każdy ma nadzieję na zysk, który pozwoli podkręcić wyniki finansowe na koniec roku. Dla niektórych to nawet 30% rocznego zysku.
Christmas - najdroższa marka świata?
Słowo „Christmas” to w USA już niemal marka handlowa, której wpływ na sprzedaż jest olbrzymi. Słowa tego nie można kupić, ale gdyby tak było, cena byłaby wielokrotnie wyższa od najbardziej znanych marek i znaków handlowych.
Dla dużych sieci handlowych Boże Narodzenie to być lub nie być w świecie sprzedaży. Już w lipcu zarządzający tymi firmami spotykają się, by opracować plany promocji, sprzedaży, zaopatrzenia. Grudniowe wyniki publikowane później w największych serwisach ekonomicznych decydują o wzroście lub spadku cen akcji, wysokości rocznych bonusów oraz często przyszłości i karierze tysięcy osób. To, co znajdujemy na sklepowych półkach, jest wypadkową głębokiej analizy. Nasze zachowania z ostatnich sezonów przedświątecznych decydują, czy w konkretnym miejscu na półce sklepowej znajdzie się czerwony parasol, czy zestaw do przyrządzania sushi. Nic nie jest dziełem przypadku i mimo, że bardzo tego nie lubimy, jesteśmy poddawani handlowej manipulacji.
“Boże Narodzenie to okres, w którym dzieci mówią Mikołajowi, co chciałyby dostać, a płacą za to później dorośli. Deficyt mamy wtedy, gdy dorośli mówią rządowi czego oczekują, a płacą za to później ich dzieci” – Richard Lamm, były gubernator Kolorado.
Święta są coraz droższe, z wyjątkiem 2020
Najlepiej można się o tym przekonać studiując Christmas Price Index, czyli publikowany od 37 lat koszt zakupu rzeczy wyliczanych w starym utworze świątecznym. Chodzi o piosenkę "12 Days of Christmas", w której pojawiają się kuropatwy, turkawki, łabędzie, złote pierścienie, bębniarze i inne osoby, zwierzęta i przedmioty. Oczywiście ich znaczenie jest symboliczne, ale traktując te określenia dosłownie grupa PNC Wealth Managment jest w stanie wskazać różnice w wydatkach świątecznych.
Tegoroczny wskaźnik wynosi zaledwie $16,168, co stanowi znaczny, bo ok. 28% spadek w porównaniu do roku ubiegłego, gdy wyniósł on $22,825. Wynika to jednak z faktu, iż niemal jedna trzecia dóbr jest dosłownie niedostępna w tym roku. Chodzi przede wszystkim o występy na żywo: koncerty, teatry, balet, itd.
Coś w tym złego?
Nie wszyscy uważają komercjalizację świąt za coś złego. To w końcu okres nadziei, miłości i obdarowywania innych podarunkami. Nie każdy uważa, że jesteśmy zmuszani do dokonywania niepotrzebnych zakupów. Robimy to, bo chcemy. Cieszymy się, że mamy kogo obdarować. Z takim podejściem na pewno łatwiej zmiany zaakceptować. Chodzi tylko o to, by pamiętać, od czego się to wszystko zaczęło.
na podst. Forbes, FastCompany, pnc.mediaroom
rj