Miejscy radni zatwierdzili przyszłoroczny budżet Chicago autorstwa burmistrz Lori Lighfoot. „Tak krawiec kraje, jak mu materii staje” – to polskie powiedzenie idealnie oddaje nastroje, w jakich rodził się finansowy plan Wietrznego Miasta. Całkowita kwota, na jaką opiewa budżet, to 12.8 miliarda dolarów – ustawa została przyjęta 29 głosami „za”, z kolei 21 radnych opowiedziało się za odrzuceniem projektu. Ta kwota, a właściwie jej część po stronie dochodów została osiągnięta dzięki podwyżce podatku od nieruchomości. Z tego tytułu miejską kasę zasilą 94 miliony dolarów – co budzi ogromne kontrowersje.
Burmistrz przyznała wprost, że uchwalenie tegorocznego budżetu było nie lada wyzwaniem ze względu na pandemię koronawirusa – „to prawdopodobnie najtrudniejszy budżet w historii naszego miasta” – mówiła Lighfoot.
Podwyżka podatku od nieruchomości zacznie być odczuwalna w przyszłym roku. Opozycyjni radni wyliczają, że ten ruch będzie opłakany w skutkach, bo przeciętny właściciel domu wartego około 250 tysięcy dolarów zapłaci rocznie 56 dolarów więcej. Jeden z radnych powiedział, że być może na pierwszy rzut oka to nie jest wielki wzrost, ale patrząc na to z perspektywy czasu, podatki od nieruchomości na przestrzeni ostatnich 20 lat wzrosły w Chicago o kilkaset procent. To nie koniec podwyżek. Mieszkańcy miasta więcej zapłacą też za paliwo – podatek wzrośnie o 3 centy.
Deficyt zgodnie z wcześniejszymi prognozami wyniósł 1.2 miliarda dolarów. Burmistrz zaznaczyła, że większość, bo 60 proc. tej kwoty, to wynik epidemii koronawirusa. Kilka dni temu Lori Lightfoot wycofała się z masowych zwolnień w administracji publicznej. Jeszcze do niedawna mówiło się, że taki ruch ze strony miejskich władz jest niemal pewny w celu zmniejszenia deficytu budżetowego.
fk