Najnowsze badania wykazały, iż nie ma żadnych dowodów na to, że prezentowany w muzeum Abrahama Lincolna w Springfield czarny cylinder wykonany ze skóry borsuczej, będący wręcz jednym z głównych eksponatów tej placówki, kiedykolwiek należał do 16. prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Dla przeciętnego śmiertelnika informacja ta nie ma wielkiego znaczenia – jakiś przedmiot, w tym przypadku kapelusz, nie okazał się tym, za co go przez lata uważano – nic wielkiego. W środowisku muzealnym zrobiła ona jednak wielkie wrażenie.
Wyobraźmy sobie Abrahama Lincolna, dla wielu najsłynniejszego prezydenta w historii USA, często przedstawianego w wysokim, czarnym cylindrze. Wyobraźmy sobie teraz, iż przez lata właśnie to nakrycie głowy znajdowało się w muzeum jego imienia w stolicy Illinois, gdzie pokazywane było z dumą milionom odwiedzających tę placówkę. Jakiś czas temu kapelusz ten wyceniony został przez ekspertów na sumę 6.5 mln. dolarów.
A teraz nagle ukazuje się 54 stronicowy raport, w którym znaleźć można tezę, iż choć na pewno stary, to jednak kapelusz ten nigdy na głowie Lincolna się nie znalazł.
Przede wszystkim historycy zauważyli, iż ma on inny rozmiar niż znane nakrycia głowy byłego prezydenta. Ponadto potomkowie pierwotnego właściciela wspomnianego kapelusza nie byli świadomi, że należał on kiedyś do tak sławnej postaci. Zwykle jest tak, że historie takie przekazuje się z pokolenia na pokolenia, a w tym przypadku najwyraźniej nie było takiej potrzeby.
W prowadzonym przez 16 miesięcy badaniu zwrócono uwagę na fakt, że przed zakupem kapelusza w 2007 r. nie sprawdzono dokładnie jakichkolwiek związków pomiędzy wspomnianym nakryciem głowy, a osobą prezydenta Lincolna. Zaufano słowu sprzedającego i wystawiono czarny cylinder na widok publiczny w Bibliotece Prezydenckiej i Muzeum Abrahama Lincolna w Springfield.
Pytania dotyczące sławnego cylindra zadawane były jednak od wielu lat. Historyk z Illinois, Samuel Wheeler, na zlecenie fundacji i muzeum podjął się zadania zbadania historii kapelusza, czym wzbudził tylko jeszcze więcej wątpliwości na temat tego eksponatu.
Okazało się, że dowodem na to, iż Lincoln go nosił, były wyłącznie słowa farmera z południa stanu, Williama Wallera, który miał powiedzieć, a później napisać, iż prezydent ofiarował mu ten cylinder w imię przyjaźni. Podobno miało to miejsce, gdy odwiedził on Waszyngton po 1861 r. i spotkał się tam z Lincolnem.
Nakrycie głowy zmieniało przez lata właścicieli, by w końcu stać się częścią kolekcji Louisa Tapera. W 2007 r. prywatna fundacja o nazwie Abraham Lincoln Presidential Library zakupiła kosztem 25 milionów dolarów całą kolekcję związaną z prezydentem, w której czarny cylinder stanowił główną atrakcję, choć były tam jeszcze na przykład zakrwawione rękawiczki prezydenta, które podobno miał na sobie, gdy dokonano zamachu na jego życie.
Wątpliwości było wiele, więc fundacja starała się uwierzytelnić pochodzenie kapelusza, podejmując choćby nieudaną próbę dopasowania DNA z kapelusza do prezydenta.
Wheeler odkrył również, że syn Wallera, były prawodawca stanowy Elbert Waller, nigdy nie wspomniał o sławnym kapeluszu w wielu swoich listach i innych dokumentach. Podejrzane również wydało się, iż wdowa po Elbercie Wallerze zdecydowała się sprzedać to nakrycie głowy w latach 50. za jednego dolara.
„Jeśli cylinder rzeczywiście był tak wartościowy i stanowił dowód łączący rodzinę Wallera z Abrahamem Lincolnem, to czemu nie przekazała go synowi lub wnukowi?” – zapytał w raporcie historyk.
Władze fundacji i muzeum doszły do wniosku, iż niezbędne są dalsze badania, a wnioski ze zleconego raportu uznały za bardzo istotne. Jego autor wskazał na wiele nieścisłości, brak niezbitych dowodów, jednak nie posunął się do stwierdzenia, że kapelusz nie jest tym, za co uchodzi. Uznał, że potrzebne są dalsze badania i dochodzenie. Według niego zamieszanie to powinno być ostrzeżeniem na przyszłość.
„Bez względu na to, jakie ostatecznie będą ustalenia dotyczące kapelusza, jasne jest, że nikt w muzeum nie przeprowadził żadnych badań tego eksponatu przed jego zakupem w 2007 r.” - stwierdził Wheeler.
Choć sprawa ta wywołała sporo zamieszania w środowisku historyków, zwłaszcza interesujących się postacią Abrahama Lincolna, to znacznie większym echem odbiła się inna, sprzed ponad dekady.
Podróbka w Art Institute
gdy pół człowiek, pół kozioł, czyli słynny Faun wyrzeźbiony w XIX w. przez Paula Gauguina okazał się falsyfikatem.
Instytut Sztuki kupił ją w 1997 roku od prywatnego kolekcjonera z Londynu. Ten z kolei nabył ją 3 lata wcześniej na licytacji w domu aukcyjnym Sotheby’s. Przez lata uważano, iż została ona stworzona przez Gauguina w 1888 r. W oficjalnych publikacjach i muzealnych przewodnikach można było wyczytać, że "Rzeźba jest prawdopodobnie autoportretem artysty. Często bowiem przedstawiał siebie w sposób satyryczny - z długim spiczastym nosem. Dzieło jest poruszającym wyrazem towarzyszącego Gauguinowi poczucia kryzysu męskości".
Autorem chicagowskiej podróbki Fauna okazał się brytyjski oszust Shaun Greenhalgh. W ciągu 17 lat stworzył on 120 falsyfikatów, które jego rodzice sprzedawali jako dzieła wybitnych artystów. Ich potencjalną wartość oszacowano na 20 milionów dolarów. Władze Art Institute nigdy nie udzieliły informacji na temat ceny, jaką zapłacono w 1997 r. za rzekomą pracę francuskiego artysty.
RJ