Długi weekend z okazji Dnia Niepodległości w Chicago znów okazał się bardzo krwawy, 64 osoby zostały ranne w strzelaninach, w tym cztery śmiertelnie. Do połowy z tych zdarzeń doszło w okresie tylko 15 godzin.
28 osób zostało rannych po tym, jak komendant policji, Eddie Johnson, mówił o postępach w walce z przestępczością na konferencji prasowej zwołanej w poniedziałek o godz. 8 wieczorem.
Wśród ofiar weekendu jest troje dzieci: 5-cio i 7-latek zostali postrzeleni w dzielnicy West Englewood podczas odpalania fajerwerków oraz 11-latek, którego obrażenia w pierwszej chwili wzięto za wypadek spowodowany przez ognie sztuczne.
"Chociaż widzimy przemoc na terenach, które w przeszłości stanowiły dla nas wyzwanie, jak do tej pory zauważamy spadek w porównaniu do ubiegłych lat i mamy nadzieję, że ta tendencja będzie się utrzymywać do końca długiego weekendu" - powiedział komendant Eddie Johnson dziennikarzom w poniedziałek w Washington Park.
Choć Johnson chwalił wysiłki policji w walce z przestępczością, powiedział również, że miasto nie traktuje tych liczb jako sukcesu.
"Robimy postępy, ale to jeszcze nie sukces" - powiedział. "Przed nami długa droga i chcemy, aby wszyscy wiedzieli, że skupiamy nasze wysiłki na właściwych osobach".
W 8 incydentach rannych zostało po kilka osób, włączając w to wypadek w West Englewood, gdzie ranne zostały dzieci. Postrzelone zostały wtedy również dwie osoby dorosłe. Stan całej czwórki jest stabilny - dzieci zostały przewiezione do szpitala dziecięcego Comer, a dorośli do University of Chicago Hospital. Do zdarzenia doszło przy 5500 South Hermitage Avenue, ok. godz. 11 wieczorem w poniedziałek.
Piąta ofiara śmiertelna długiego weekendu została zabita nożem w wypadku związanym z przemocą domową - poinformowała policja.\
Monitor