Słabe oceny poparcia dla prezydenta Bidena, połączone z głębokimi podziałami w partii demokratycznej poważnie zwiększają prawdopodobieństwo znaczących zwycięstw republikanów w nadchodzących wyborach listopadowych. Jak znaczących?
Według średniej RealClearPolitics (RCP) wskaźnik aprobaty Bidena po upływie roku na stanowisku wynosi nieco poniżej 41 procent, co jest drugim najniższym wynikiem pośród wszystkich prezydentów ostatnich kilkudziesięciu lat.
Republikanie mają teraz 3 punkty przewagi w badaniu ogólnych preferencji wyborczych - według RCP - co stanowi podobny wynik, jak w roku 2010, kiedy zdobyli pięć dodatkowych miejsc w Senacie oraz w 2014 r., gdy republikanie odzyskali senacką większość, zdobywając dziewięć miejsc w tej izbie.
Rzeczywiście, analiza poszczególnych wyścigów nie wskazywała dotąd pogarszającej się rzeczywistości makropolitycznej dla demokratów. Jeszcze na początku cyklu wyborczego, czyli w połowie ubiegłego roku, partia ta sprawiała wrażenie, jakby była w stanie odnieść korzyści z obecnej mapy senackiej i nie była zmuszona do walki o miejsca w stanach wygranych w 2020 r. przez Bidena.
Ale wraz z pogorszeniem się wyników sondażowych Bidena tzw. wahające się stany, w których wygrał on niewielką różnicą głosów - Arizona, Georgia, Pensylwania, Wisconsin - wyglądają jak trudne pola bitew dla rządzącej patii.
Tymczasem chylące się w stronę republikanów stany, takie jak Floryda, Karolina Północna i Ohio, w których kiedyś obydwie partie miały szanse na wygrane, oddalają się spoza zasięgu demokratycznych kandydatów.
To nie wszystko, solidne dotąd stany demokratyczne - choćby New Hampshire i Kolorado - mogą nagle stać się konkurencyjne i dać szansę GOP na zdobycie kilku dodatkowych mandatów w Kongresie.
Wiele różnych wydarzeń przyniosło korzyści senackim republikanom. Dręczony skandalami i popierany przez Trumpa Sean Parnell odpadł z wyścigu w Pensylwanii, co pozwoliło na wypełnienie powstałej próżni w partii przez współzarządzającego funduszem hedgingowym Davida McCormicka i lekarza, telewizyjnego celebrytę, Mehmeta Oza (Dr Oz), obydwu ze znacznie większymi szansami na wygraną. Demokraci w Wisconsin przesunęli się tak daleko na lewo, że nawet słaby politycznie republikański senator Ron Johnson ma przed sobą w miarę łatwe zadanie zdobycia trzeciej kadencji.
Republikanie opublikowali wewnętrzne sondaże pokazujące, że ich kandydaci już prowadzą w Nevadzie i Georgii; nawet starsze sondaże demokratów podkreślały niepewną sytuację senatorów Raphaela Warnocka i Catherine Cortez Masto.
Tymczasem ostatnie niepowodzenia demokratów w Senacie - głównie chodzi o nieudane głosowanie dotyczące reformy praw wyborczych - pozwala republikańskim pretendentom wskazywać, iż nawet centrowi demokraci ulegają swym progresywnym kolegom.
Największym wyzwaniem dla republikanów pozostaje niezbyt duży kaliber ich kandydatów w niektórych stanach i zbytnie przesunięcie wielu z nich na prawo. W partii GOP zaczynają być widoczne pęknięcia i coraz częściej zadawane jest kandydatom i wyborcom pytanie, czy są oni zwolennikami Donalda Trumpa, czy partii republikańskiej. Podział ten może doprowadzić do rozłamu tuż przed wyborami i mniejszej aktywności konserwatywnych wyborców lub, co też bierze się pod uwagę, głosowania przez niektórych z nich na umiarkowanych demokratów zamiast radykalnych konserwatystów.
Trudno wyobrazić sobie utrzymanie Senatu przez demokratów bez utrzymania senackich foteli z Georgii i Arizony. Właśnie na te stany zwrócona będzie największa uwaga.
Problem dla demokratów polega na tym, że niepopularność Biden przekłada się na poszczególnych kandydatów. By partia ta zachowała kontrolę obydwu izb, potrzebna jest wielka niezależność ze strony poszczególnych polityków, a to z kolei jest źle widziane i szkodzi w sprawach legislacyjnych.
Przegrana demokratów w listopadzie nie jest przesądzona, ale należy liczyć się z każdym scenariuszem. Najgorszy może oznaczać cztery lub więcej miejsc przejętych przez GOP w Senacie, głównie w stanach wygranych przez Bidena. To jest właśnie scenariusz "czerwonej fali", który wygląda na coraz bardziej prawdopodobny.
To nie wszystko, bo mapa polityczna staje się coraz trudniejsza dla demokratów w 2024 roku, gdy mogą stracić kolejne miejsca w Kongresie i Biały Dom. Oznaczałoby to długoterminowe odejście od dominującej roli w polityce.
rj