Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę otwarcie nie zaangażował się w wojnę. Nie zrobił tego oficjalnie, bo nieoficjalnie wiadomo, że część rosyjskich rakiet jest wystrzeliwanych z terenu Białorusi, a także z Białorusi startują rosyjskie bombowce i myśliwce. Wielu politologów podkreśla, że długofalowym celem Rosji miałoby być połączenie pod własnym dowództwem rosyjskiej i białoruskiej armii.
Teraz Białoruś szykuje się do wojny na pełną skalę?
13 grudnia Ministerstwo Obrony Białorusi przeprowadziło nagłą kontrolę gotowości bojowej. Została ona uruchomiona na polecenie Aleksandra Łukaszenki.
"Działania będą miały charakter kompleksowy; wojska będą musiały jak najszybciej przemieścić się w wyznaczone rejony, przemieścić tam sprzęt inżynieryjny, zorganizować ochronę i obronę, a także zbudować mosty przez rzeki Niemen i Berezynę" - napisano w oświadczeniu. Zdaniem ukraińskiego generała Ołeksija Hromowa Rosja może otrzymać wparcie od Białorusi – „Reżim Łukaszenki prawdopodobnie przygotowuje się do wojny, jednak na razie nie dysponuje wszystkimi potrzebnymi środkami”. Doprecyzował, że obecnie braki można dostrzec m.in. w grupie lotniczej, która miałaby zapewnić wsparcie podczas operacji. Mimo wszystko nadal ma miejsce przemieszczanie broni i sprzętu wojskowego na wyposażenie rosyjskich jednostek. Kilka dni temu kilka czołgów oraz maszyn inżynieryjnych zostało przeniesionych z poligonu Obóz Lesnowski pod Baranowiczami na położony przy granicy z Ukrainą poligon Brzeski. Według ekspertów z amerykańskiego ISW te ruchy rosyjskich i białoruskich wojsk są elementem rosyjskiej kampanii informacyjnej, która ma sugerować, że białoruska armia może dołączyć do wojny przeciw Ukrainie, ale w rzeczywistości jest to mało prawdopodobne.
Białoruś rekrutuje ochotników
Jak podaje ukraiński Sztab Generalny Sił Zbrojnych w obwodzie brzeskim na Białorusi i w najbliższych okolicach przeprowadzono akcję naboru ochotników do jednostek obrony terytorialnej. Gen. Hromow stwierdził, że kandydaci otrzymują informacje, że w przypadku dołączenia ich kraju do wojny, zostanie im wydana amunicja, a ich głównym zadaniem będzie obrona lokalnej ludności. Zbiega się to w czasie ze zmianami w białoruskim prawie. Białoruś po raz kolejny zmienia kodeks karny. Drugi raz w tym roku ma zostać rozszerzona lista przestępstw, za które grozi kara śmierci. Tym razem przepisy dotkną konkretnych grup społecznych – m.in. funkcjonariuszy publicznych oskarżonych o zdradę stanu. Politolodzy podkreślają, że Aleksander Łukaszenka może szykować się w ten sposób na sądzenie zbrodniarzy wojennych i zdrajców, co ma dowodzić chęci rzeczywistego zaangażowania się w konflikt zbrojny.
Czy Białoruś ma kim walczyć?
Białoruskie wojsko w aktualnym kształcie, nawet doprowadzone do swojej szczytowej formy forsownymi przygotowaniami, nie ma wystarczających sił do realnego zagrożenia Ukrainie. Mowa o armii składającej się w rzeczywistości z 15 tysięcy ludzi. Sprawę zdaje sobie z tego sam Łukaszenka, o czym poinformował publicznie - 24 listopada ogłosił, że nie ma zamiaru angażować się w walki zbrojne na terenie Ukrainy. „Nasze siły zbrojne, cóż, ile możemy tam użyć: 35-40 tysięcy? One nie rozwiążą problemu w wojnie z Ukrainą. To nie jest rola Białorusi w tym konflikcie. My się nie angażujemy, nikogo nie zabijamy, nie wprowadzamy tam siły roboczej. To nie jest konieczne” – podkreślał. Do tego dochodzi brak przeszkolenia wojskowego Białorusinów. Ukraińcy po pierwsze od 2014 walczą w Donbasie, a po drugie byli szkoleni przez wojska NATO – m.in. przez Polaków.
fk