26 marca 2018

Udostępnij znajomym:

Tysiące studentów i aktywistów zgromadziło się w Union Park w sobotę rano, aby wziąć udział w Marszu dla naszego życia (March for Our Lives), wzywającym do zaostrzenia przepisów dotyczących kontroli broni palnej.

Demonstracja w Chicago była jedną z setek innych, które odbyły się w całym kraju, w ramach rosnącego w siłę ruchu młodzieżowego, który zachęca ustawodawców do wprowadzenia ostrzejszych przepisów dotyczących broni, co rozpoczęło się po masakrze, do której doszło w szkole średniej w Parkland, na Florydzie.

Organizatorzy ocenili, że w marszu wzięło udział około 85,000 osób. Uczniowie i ich rodzice nieśli transparenty z napisami: „Nigdy więcej” i „Popieram uczniów”, "Ręce służa do przytulania", "Książki nie pistolety", "Wystarczy" i wiele innych. 

15-letnia Savita Sundar nazwała to sprawą, o którą warto walczyć. „Mam nadzieję, iż nasz rząd zobaczy, że myśli i modlitwy już nie wystarczą” – powiedziała uczennica z Hinsdale Central.

Podczas wydarzenia przemawiało kilku studentów, którzy zwracali także uwagę na nierówności wobec ludzi o innym kolorze skóry i brak dostępu do zasobów na południowej i zachodniej stronie miasta, gdzie koncentruje się największa ilość przemocy w Chicago.

„Myślę, że najważniejszą rzeczą dla młodego pokolenia, ludzi w moim wieku, 17, 18 lat, jest wyjście i zagłosowanie, sprawienie, że nasze głosy zostaną wysłuchane i będziemy mogli wybrać urzędników, którzy wprowadzą zmiany, których potrzebujemy” – powiedział 17-letni Nathan Bryk, licealista z Naperville Central High School.

Mieszkająca w Chicago Robin Jennings maszerowała ze swoim 4-letnim synem Ewanem. W kwestii praw dotyczących broni nazwała Amerykę „całkowicie zacofaną”.

„Pragnę przyszłości, w której on nie będzie się bał chodzić do szkoły, nie będzie się bał tego, że kiedy znajdzie się w publicznym miejscu, ktoś wyciągnie broń i zacznie strzelać do ludzi” – powiedziała Jennings. „Ja też nie chcę się tego wszystkiego bać”.

21-letni Dantrell Blake, który wciąż ma w nodze kulę po strzelaninie sprzed trzech lat, powiedział, że przyjechał w nadziei, że wspomoże ruch, który będzie walczyć nie tylko z użyciem broni, ale przemocą w ogóle. „Mam nadzieję na duże zmiany i chcę być ich częścią” – powiedział Blake.

Największy marsz miał miejsce w Waszyngtonie, gdzie setki tysięcy ludzi wypełniły prawie kilometrowy odcinek Pennsylvania Avenue. 16-letnia Mya Middleton była częścią grupy After School Matters z chicagowskich szkół publicznych, która udała się do Waszyngtonu, aby wziąć udział w największych protestach. Dziewczyna nazwała to doświadczenie „niesamowitym”.

„To tak wiele dla mnie znaczyło” – powiedziała Middleton, która była świadkiem zbrojnego napadu w wieku 13 lat. „Wszyscy wspólnie krzyczeli, śmiali się, dzieląc jednocześnie ten sam ból”.

„Udanie się do Waszyngtonu dało Chicago głos, którego tak naprawdę nigdy nie miało” – powiedziała. „Przechodzimy przez to samo, co wszyscy inni w tym kraju i… znaczymy coś więcej niż tylko pięciominutowe wydanie wiadomości”.

„Nie mam nic do stracenia, nie mam wypłaty, nie mam poparcia ani pięknego domu na plaży” – powiedziała Caitlyn Smith, 12-latka z Chicago Heights, wybrana przez swoich rówieśników, aby przemówić na Marszu dla naszego życia w Chicago. Smith opisała, jak zdecydowała się walczyć o powstrzymanie przemocy w Chicago po tym, jak jej starszy brat został zastrzelony siedem lat wcześniej przed jej rodzinnym domem w Englewood. Zgromadzony w Union Park zaczął wiwatować, gdy dziewczynka ostrzegła polityków, że ich dni są policzone, jeśli nie będą chcieli wprowadzić zmian w przepisach dotyczących broni palnej.  

Ojciec Michael Plfeger z kościoła św. Sabiny przewodniczył grupie młodzieży z Chicago, która reprezentowała miasta podczas ogólnonarodowego March of Our Lives w Waszyngtonie. Młodzi członkowie chicagowskiej delegacji powiedzieli, że byli tam, aby reprezentować młodzież z Chicago, na której losy codziennie wpływa fala przemocy z bronią w mieście.

„Zapominająca o naszej rasie, naszym wieku, naszej płci, wszyscy tutaj łączymy się ze względu na wartość życia” – powiedział 16-letni Diego Garcia z Brighton Park.

Marsz dla naszego życia w Chicago został zorganizowany przez około 20 uczniów szkół średnich i studentów college z rejonu miasta i przedmieść. Podobne odbyły się w innych dużych amerykańskich miastach, między innymi w Los Angeles, Nowym Jorku. Największy miał miejsce w stolicy kraju. Kilka przedmieść Chicago zorganizowało własne marsze, między innymi Elgin, Downers Grove czy Vernon Hills.

W chicagowskim wydarzeniu wzięło udział wielu lekarzy, pielęgniarek, studentów medycyny i farmaceutów w białych fartuchach. Grupa złożona z pracowników szpitali Advocate, Loyola, UIC, Lurie’s Children’s i Rush powtórzyła apel, który został także poruszony przez wielu mówców – przemoc musi być zwalczana czymś więcej niż ustawami, zwłaszcza w Chicago. Wymaga inwestowania w centra urazowe, zasoby dotyczące zdrowia psychicznego, szkoły i inne systemy wsparcia.

„Przemoc w Ameryce to kryzys zdrowia publicznego. To epidemia” – powiedziała Deanna Behrens, pediatra, która pracuje na oddziale intensywnej opieki pediatrycznej w Advocate Children’s Hospital w Oak Lawn.

Eduardo Medel, uczeń Jones College Prep opowiadał o swoich pierwszych doświadczeniach z przemocą związaną z bronią palną w bardzo młodym wieku. Powiedział, iż czuje się zainspirowany przez swoje pokolenie, które nie spocznie, dopóki granice dotyczące rasy, klasy i geografii nie zostaną przełamane.

„To nie jest tylko marsz, to ruch” – powiedział Medel, przypominając jednak uczestnikom wydarzenia, że „to nie my przeciwko nim… to równoważenie siły, na której opiera się demokracja”.

Wielu uczestników sobotniego marszu osobiście było dotkniętych przez przemoc panującą w mieście.

„Straciłam za dużo uczniów z powodu przemocy związanej z bronią” – powiedziała dyrektor szkoły podstawowej Banard, Kathleen Valente. „Widziałam zbyt wielu uczniów rannych, sparaliżowanych z powodu przemocy, która musi się skończyć”.

Stephanie Stone z Moms Demand Action (Mamy domagają się działań) powiedziała, że jej 14-letni syn został zastrzelony w ich domu w stanie Georgia w 2012 roku.

„Kiedy rozglądam się i widzę te dzieciaki, nieważne, jakiego koloru, widzę mojego syna” – powiedziała Stone.

Aby zorganizować marsz, młodzież poznawała się ze sobą na Facebooku i Twitterze, spotykała w piwnicach kościoła i bibliotekach, złożyła wnioski o pozwolenia miejskie i zgromadziła więcej pieniędzy niż była w stanie wydać.

Młodzi aktywiści zostali przedstawieni innym lokalnym grupom walczącym z przemocą, a organizacja non-profit Everytown for Gun Safety zapewniła wsparcie strukturalne dla wydarzenia, w tym dotację w wysokości $5,000 na wydatki operacyjne oraz kilku pracowników stacjonujących w Chicago specjalnie po to, aby pomóc nastolatkom w uzyskaniu wymaganych zezwoleń. Organizacja przekazała 2.5 miliona dolarów dotacji ponad 500 organizacjom planującym marsze w całym kraju.

Po wydarzeniu, które trwało prawie trzy godziny, 17-letnia Emerson Toomey z Lane Tech High School i jedna z organizatorów marszu, powiedziała, że nie zamierzają teraz odpoczywać. Młodzi aktywiści planują utworzenie koalicji młodzieżowych grup zwalczających przemoc w Chicago, gdzie nadal będą pracować nad wprowadzeniem zmian.

„Jeśli po prostu zorganizujesz protest, a potem nie zrobisz nic, nic nie osiągniesz” – powiedziała Toomey. „Po prostu chcemy, aby ten ruch dalej działał”.  

Monitor

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor