02 marca 2023

Udostępnij znajomym:

Poniedziałkowy nalot FBI jednych zszokował i oburzył, inni spodziewali się czegoś takiego od dawna. Niezależnie, czy przeszukanie było motywowane politycznie, czy też było częścią śledztwa dotyczącego wywiezionych z Białego Domu tajnych dokumentów, jego konsekwencje mogą być poważne.

"Mój piękny dom, Mar-a-Lago w Palm Beach na Florydzie, jest obecnie oblężony, najechany i okupowany przez dużą grupę agentów FBI" – napisał w poniedziałek w mediach społecznościowych Donald Trump. Były prezydent stwierdził, że to atak radykalnie lewicowych demokratów, którzy nie chcą, aby ubiegał się o urząd prezydenta w 2024 roku.

Nie jest tajemnicą, że agenci, którzy dokonali przeszukania, konsultowali się z prawnikami Donalda Trumpa, którzy sami wskazali miejsce przechowywania dokumentów. Christina Bobb, prawniczka reprezentująca byłego prezydenta twierdzi, że nalot dotyczył dokumentów, które Trump usunął z Białego Domu, kiedy opuszczał urząd w styczniu 2021 r.

Przeszukanie FBI upoważnia agentów do zajęcia „prezydenckich akt lub wszelkich potencjalnie tajnych materiałów” – powiedziała Bobb dzień po wydarzeniach. Dodała, że poszukiwania trwały około 10 godzin.

Jakich akt szukało FBI?

Nie wiemy jeszcze, co dokładnie FBI odzyskało podczas nalotu, ale wiadomo, że wyniesiono stamtąd kilkanaście pudeł dokumentów. Może to być dalszy ciąg działań z lutego, gdy odzyskano z Mar-a-Lago 15 skrzyń dokumentów poszukiwanych przez Archiwa Narodowe. Część odzyskanego wówczas materiału została utajniona, ale zapisy podobno obejmowały na przykład korespondencję między Trumpem a przywódcą Korei Północnej Kim Dzong Unem.

W tym czasie poinformowano, że nadal "poszukiwane są dodatkowe prezydenckie akta, które należą do archiwów narodowych”. Możliwe jest więc, że poniedziałkowy nalot miał na celu odzyskanie tych pozostałych dokumentów.

Możliwe też, że cel rewizji był inny:

O jakie dochodzenie może chodzić?

Departament Sprawiedliwości nie skomentował nalotu ani ewentualnego śledztwa. Eksperci wskazali co najmniej trzy możliwe kwestie, które mogą być przedmiotem dochodzenia.

Pierwsza to ustawy federalne, które dotyczą postępowania z materiałami niejawnymi, takimi jak niektóre akta odzyskane z Mar-a-Lago na początku tego roku.

„To bardzo poważny problem, gdy takie informacje są niewłaściwie przetwarzane” – powiedział w lutym były prokurator federalny Brandon Van Grack, wskazując na prawo federalne zabraniające nieuprawnionego usuwania i przechowywania tajnych dokumentów.

Druga to Presidential Records Act, ustawa z 1978 r. wymagająca, aby prezydenci przechowywali wszystkie historycznie istotne materiały z okresu sprawowania urzędu – wszystko, od rejestrów telefonicznych i informacji o bezpieczeństwie narodowym po e-maile i odręczne notatki – a następnie przekazali je do Narodowej Administracji Archiwów i Akt po opuszczeniu biura.

Trzecia dotyczy wydarzeń związanych z próbą obalenia wyników wyborów prezydenckich z 2020 roku i podsycania zwolenników do styczniowego szturmu na Capitol.

Co potrzeba, by dostać taki nakaz?

Nakaz rewizji wskazuje, że władze federalne posiadają dowody na trwającą działalność przestępczą w miejscu, w którym zamierzają przeprowadzić przeszukanie. Nakazy są często używane w sytuacjach, w których władze uważają, że wezwanie do sądu nie będzie skuteczne. Sam nakaz nie jest zarzutem karnym.

Ogólnie rzecz biorąc, agenci federalni ubiegający się o nakaz muszą dostarczyć oświadczenie złożone pod przysięgą, które zawiera szczegółowe informacje o tym, jakie dokładnie materiały zamierzają przejąć podczas przeszukania i dlaczego uważają, że znajdują się one w miejscu objętym nakazem. Sędzia przegląda oświadczenie i podpisuje nakaz, jeśli uważa, że informacje zawarte w piśmie są zgodne z prawem i dają podstawę do nakazu.

„Wiemy, że to nie jest jakaś banda agentów FBI, którzy obudzili się pewnego dnia i postanowili pójść się zabawić” – powiedział Steve Vladeck, profesor prawa z University of Texas.

„Im bardziej szczegółowe jest oświadczenie, które towarzyszy wnioskowi o nakaz, tym lepiej” – dodaje Vladeck. „Podejrzewam, że w przypadku tego konkretnego przeszukania domu byłego prezydenta Trumpa oświadczenie było prawdopodobnie dość konkretne”.

Co ważne, sam nakaz zawiera często znacznie mniej informacji niż oświadczenie potrzebne do jego uzyskania. Zazwyczaj nie jest ono podawane do wiadomości publicznej. Nakaz może nie określać, o jakie przestępstwo chodzi lub jaka osoba jest podejrzana o jego popełnienie.

Kto musiałby zgodzić się na rewizję?

Standardy federalnych nakazów rewizji są takie same dla byłych prezydentów, jak dla zwykłych obywateli.

Ale w praktyce, takie politycznie wrażliwe działania musiałyby zostać zatwierdzone na najwyższych szczeblach federalnego wymiaru sprawiedliwości - twierdzą eksperci.

Oprócz sędziego federalnego, który zatwierdził nakaz, musiał on być podpisany przez samego dyrektora FBI — Christophera Wraya, mianowanego w 2017 roku przez prezydenta Trumpa. Dodatkowo, ze względu na wysokie ryzyko politycznych zawirowań, zatwierdził go Prokurator Generalny Merrick Garland. Według dostępnych informacji Biały Dom nie wiedział o wystawionym nakazie rewizji.

„Garland jest bardzo ostrożnym człowiekiem i możemy być pewni, że chciał upewnić się, iż wszystko zostało zrobione zgodnie z wytycznymi prawa” – powiedział Gillers.

Czy byli prezydenci są prawnie chronieni?

Krótko mówiąc, nie. Chociaż prowadzone są dyskusje dotyczące tego, czy urzędujący prezydent może zostać oskarżony o popełnienie przestępstwa, tego samego nie można powiedzieć o byłych prezydentach.

„On (Donald Trump) naprawdę jest jak zwykły obywatel, z wyjątkiem ogromnych implikacji politycznych, których nie można tutaj lekceważyć” – uważa Kimberly Wehle, była prokurator federalna, która obecnie wykłada prawo na University of Baltimore School of Law.

Eksperci zgadzają się taką opinią wskazując, że Trump nie jest po prostu byłym prezydentem, bo rozważa udział w wyborach w 2024 r., co czyni go potencjalnym przeciwnikiem wyborczym Bidena. Nie można więc ignorować punktu widzenia mówiącego, że to działanie obecnej administracji oskarżającej potencjalnego przeciwnika.

Z drugiej strony podczas kampanii w 2020 sam Biden przyznał, że takie teoretyczne oskarżenie miałoby potężne polityczne konsekwencje, kiedy zapytany o to powiedział, że "to bardzo, bardzo niezwykła rzecz i prawdopodobnie niezbyt dobre dla demokracji, aby mówić o ściganiu prawnym byłych prezydentów”.

Biały Dom utrzymuje, że nie jest zaangażowany w dochodzenia kryminalne prowadzone przez Departament Sprawiedliwości.

Czy to działanie bezprecedensowe?

Zasadniczo tak. Rezydencja byłego prezydenta nigdy nie była przedmiotem federalnego nakazu przeszukania. Nalot taki jest istotny z historycznego punktu widzenia. Z drugiej strony - jak wskazują historycy - nie było dotąd precedensu wywożenia w ten sposób dokumentów z Białego Domu.

Jeśli chodzi o śledztwo kryminalne wobec prezydenta, to dotyczyło ono Richarda Nixona. Po jego rezygnacji w związku ze skandalem Watergate stanął przed możliwością postawienia federalnego aktu oskarżenia i procesu. Zamiast tego jego następca, prezydent Gerald Ford, ułaskawił go, skutecznie kończąc śledztwo.

Konsekwencje

Politycznie rzecz biorąc, nalot ma miejsce, gdy kongresowe przesłuchania dotyczące 6 stycznia już wyrządziły pewne szkody reputacji byłego prezydenta. Niektórzy republikanie wyrazili zaniepokojenie możliwym startem Donalda Trumpa w 2024, a sondaże pokazują, że coraz więcej konserwatywnych wyborców jest otwartych na alternatywnego kandydata. Z drugiej strony Trump jest nadal największym nazwiskiem w partii GOP. O jego poparcie zabiegali główni kandydaci w całym kraju.

Po poniedziałkowym nalocie wielu republikanów wyraziło wsparcie dla byłego prezydenta. Kilku domagało się, aby Wray i Garland zostali przesłuchani przez Kongres. Lider mniejszości, Kevin McCarthy, zobowiązał się do zbadania działań Departamentu Sprawiedliwości, gdyby republikanie odzyskali Izbę w listopadzie. Jest o tyle niepokojące, że McCarthy nie posiada żadnych dowodów, iż przeszukanie było nielegalne i zapowiada nielegalne dochodzenie w tej sprawie. Z prawnego i politycznego punktu widzenia to nieodpowiedzialne groźby.

Jedno jest pewne:

Jeśli FBI przekroczyło uprawnienia, ktoś poniesie konsekwencje

Ponieważ istniej nakaz rewizji można założyć, że jakieś argumenty za jego podpisaniem istniały. Jednak, jeśli w wyniku przeszukania FBI nic nie znalazło, niczego nie udowodniło, a w samym procesie przekroczyło swe uprawnienia, co przecież jest możliwe, byłby to "największy błąd organów ścigania w historii" - jak pisze Charles Cooke w National Review. To rodzi pytanie o konsekwencje dla osób biorących w tym udział. Eksperci twierdzą, że najlepszym dla przejrzystości sprawy byłoby upublicznienie nakazu przeszukania. W środę prokurator Merrick Garland poinformował, iż zatwierdził nakaz rewizji, a podległy mu Departament Sprawiedliwości zadecydował o upublicznieniu tego dokumentu. Do piątku do 3 po południu Donald Trump ma czas na wyrażenie zgody lub sprzeciwu wobec tej decyzji. Prawdopodobnie wkrótce potem poznamy treść nakazu i towarzyszących mu dokumentów.

Nieodpowiedzialna retoryka GOP

Zwolennicy byłego prezydenta w naturalny sposób stanęli w jego obronie określając działania FBI jako polityczny atak. Jednak, jak pisze Aaron Blake w Washington Post, to nieco obłudne, gdyż sami niedawno skandowali o Hillary Clinton "Lock her up" w odniesieniu do domniemanego złamanie przez nią prawa. Ważne jest, by zrozumieć, że takie śledztwo nie bierze się znikąd - czytamy - postępowanie byłego prezydenta w odniesieniu do dokumentów rządowych od dawna było kwestionowane, a Archiwum Narodowe musiało odzyskać 15 pudeł z dokumentami zabranymi bezprawnie do Mar-a-Lago. Departament Sprawiedliwości nie jest bezmyślną organizacją, a jego przywódcy wiedzą, że decyzja ta będzie surowo analizowana. Tak więc automatyczny krzyk, że jest to "polowanie na czarownice" i działanie "politycznie motywowane" może być przedwczesne.

Nalot może pomóc Trumpowi w wyborach

Działanie FBI może być dla byłego prezydenta polityczną "manną z nieba", uważa Conn Carroll z Washington Examiner. Jeśli okaże się, że spotkają go jakieś problemy z powodu "niewłaściwego obchodzenia się z tajnymi dokumentami", co jak pisaliśmy wcześniej prawdopodobnie nie zakazuje udziału w wyborach, sprawa jawić się będzie jako polityczne nadużycie. I to w czasach, gdy Departament Sprawiedliwości zdecydował się zignorować nękanie przez lewicowych działaczy sędziów Sądu Najwyższego, czy nie do końca jasną sprawę laptopa należącego do Huntera Bidena. Donald Trump może na tym skorzystać przygotowując się do wysoce prawdopodobnego startu w kolejnych wyborach prezydenckich. "Nalot ten może zmienić Trumpa w męczennika" - pisze Carroll.

Czy może przeszkodzić w starcie w wyborach?

Trudno powiedzieć. Z prawnego punktu widzenia Konstytucja nie zabrania startu osobie oskarżonej lub skazanej za większość przestępstw. Z drugiej strony jedną z możliwych kar za „umyślne i niezgodne z prawem” obchodzenie się z dokumentami publicznymi można znaleźć w sekcji 2071 amerykańskiego kodeksu karnego, która mówi, że każdy, kto dopuścił się takiego postępowania, powinien być "zdyskwalifikowany z zajmowania jakiegokolwiek stanowiska w Stanach Zjednoczonych”. Pojawiają się jednak pytania, czy ta klauzula może spełnić wymagania prawne, jeśli chodzi o kandydowanie na prezydenta.

To może być początek

Ponieważ agenci FBI nie mogą wejść do domu byłego prezydenta bez dobrego powodu, a żaden sędzia nie dałby im nakazu bez przekonywujących dowodów popełnienia przestępstwa, może się okazać, że sprawa dopiero ma swój początek - czytamy w opinii Timothy O`Briena w Bloombergu. Pytanie nie dotyczy tego, czy śledztwo jest uzasadnione, ale czy Merrick Garland "jest zdecydowany pokazać wszystkie obciążające dowody przed ławą przysięgłych, i czy ta ława uzna to za złamanie prawa" - czytamy w tekście.

na podst. Vox, npr, foxnews, bloomberg, washingtonexaminer, washingtonpost, nationalreview

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor