Nurek z chicagowskiego departamentu straży pożarnej, który brał udział w akcji ratunkowej na rzece Chicago, cierpiał na rzadką chorobę serca, która przyczyniła się do jego śmierci.
46-letni Juan Bucio był częścią zespołu prowadzącego akcję w południowej części rzeki, w poszukiwaniu 28-letniego mężczyzny, który wypadł za burtę w pobliżu Ashland Avenue około godziny 6 po południu w poniedziałek, 28 maja. Widoczność w wodzie była bliska zeru, więc akcja była trudna i niebezpieczna. W pewnym momencie pozostali nurkowie stracili z oczu Juana Bucio i odnalezienie go zajęło im kilkanaście minut. Kiedy został wyciągnięty z wody, sanitariusze przeprowadzili akcję reanimacyjną, a mężczyzna został przewieziony do szpitala Strogera. Niestety nie udało się go uratować
Koroner powiatu Cook poinformował, że Bucio cierpiał na chorobę zwaną limfocytarną miokardią, która powodowała nieregularne bicie serca, co spowodowało szybsze wyczerpanie powietrza w jego zbiorniku. Śmierć mężczyzny została uznana za wypadek.
Limfocytarne zapalenie mięśnia sercowego to reakcja zapalna w mięśniu sercowym - zwykle zdarza się to po infekcji wirusowej, gdy serce próbuje walczyć z wirusem, twierdzi dr Kousik Krishnan, kardiolog Centrum Medycznego Uniwersytetu Rush.
"Jego serce wpadło w tę nagłą arytmię i uczyniło niezdolnym do wykonania tego, czego nauczył się robić i stracił przytomność" - wyjaśnił dr Krishnan.
"Podczas gdy sprzęt do nurkowania działał prawidłowo, zmarły prawdopodobnie wyczerpał swój pierwotny dopływ powietrza w pewnym momencie podczas nurkowania. To z kolei spowodowało, że nie był w stanie aktywować innych urządzeń bezpieczeństwa, które mogły utrzymać go na powierzchni, a tym samym znalazł się pod wodą"- oświadczył koroner.
Bucio był częścią zespołu nurkowego departamentu straży, który poszukiwał 28-letniego Alberto Lopeza, który wypadł z łodzi. Jego ciało znaleziono kilka dni później w rzece. Bucio miał 15-letni staż pracy w wydziale, w tym 11 lat jako członek zespołu nurkowego.
Monitor