XXXI piesza pielgrzymka z Chicago do Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville
11 sierpnia rozpoczęła się dwudniowa pielgrzymka z Chicago do klasztoru ojców salwatorianów w Merrillville na terenie stanu Indiana. Tegoroczna pielgrzymka została zorganizowana pod hasłem „Pod płaszczem Maryi”. Jej duchowym opiekunem był w tym roku arcybiskup wrocławski, ks. biskup Józef Kupny. 31. edycja pielgrzymki, która w sobotę rano wyruszyła sprzed kościoła pw. św. Michała Archanioła na południowej stronie naszej metropolii, zgromadziła około sześciu tysięcy uczestników.
W pierwszy dzień wierni szli do Munster, do klasztoru ojców karmelitów bosych, pokonując dystans około 20 mil. Tam spędzili noc. W niedzielę o godzinie siódmej rano wyruszyli na 12-milowy odcinek trasy wiodącej do sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Merrillville, gdzie o godzinie pierwszej po południu witało ich parę tysięcy wiernych oczekujących na ich przyjście. O godzinie drugiej po południu ks. biskup Józef Kupny przewodniczył uroczystej mszy dziękczynnej. Był on również celebransem nabożeństwa, które rozpoczęło tegoroczną pielgrzymkę.
Pielgrzymi szli podzieleni na kilka sektorów. Na czele pątników podążały rodziny z wózkami i małymi dziećmi. Następne grupy tworzyli przedstawiciele poszczególnych parafii i wspólnot oraz indywidualni uczestnicy. Licznie pokazali się wolontariusze fundacji „I ty możesz zostać moim aniołem”. Reprezentowane były Polskie Linie Lotnicze LOT. Szła grupa wolontariuszy walcząca o uratowanie kościoła pw. św. Wojciecha i wielu innych. List duszpasterski skierował do uczestników kapelan prezydenta RP, ks. Zbigniew Kras. Jego treść odczytał uczestnikom gospodarz pielgrzymki, ks. Mikołaj Markiewicz.
Niezaprzeczalny sukces tej szczególnego rodzaju modlitwy, jaką jest pielgrzymowanie, to bardzo liczny udział dzieci i młodzieży. Młodzi stanowili blisko połowę ogólnej liczby wiernych. W gronie uczestników nie brakowało nawet paromiesięcznych niemowląt, ale były też osoby powyżej osiemdziesiątego roku życia.
Po raz dziesiąty w pielgrzymce uczestniczyła Beata Sterlińska, która wraz z grupą przyjaciół i znajomych szła pod szyldem PLL „LOT”. – Czasem jest ciężko, innym razem lżej, ale to nie ma znaczenia, ważne, że idziemy i dochodzimy, aby pokłonić się Matce Bożej. Dziewiąty raz idzie ze mną córka. Po przyjściu do sanktuarium już myślimy o kolejnych pielgrzymkach”.
Dorota Czernik szła z rodziną w grupie parafian od św. Alberta. „Ze mną idzie córka Nicole, syn Adam i mąż Marek. To już dziewiąty raz. Nie ma żadnych trudności. Modlitwa nas prowadzi”.
Dla Magdaleny Mrożek był to czwarty raz. „Cztery lata temu koleżanka mnie zachęciła. Zaczęłam chodzić z bratem, później z synem. I od tego momentu zaczęły się w moim życiu bardzo duże zmiany. Stwierdziłam, że już nie mogę opuścić żadnej. To już tak będzie trwało i trwało dopóty, dopóki będę w stanie chodzić”.
„Mój tata idzie już siedemnasty raz. Tata zawsze mnie zachęcał, żebym szła. Sama idę już po raz piąty. Nikt mi nie nakazuje ani mnie nie zmusza” – powiedziała Karolina Kamińska, jedna z młodszych uczestniczek.
Po raz szósty w pielgrzymce szli wolontariusze fundacji „You Can Be My Angel”. „Początki były trochę nieśmiałe, ale teraz już pełną parą maszerujemy pod anielskimi skrzydłami. Śpiewamy, skaczemy, modlimy się. Modlimy się w naszych intencjach, ale również w intencjach tych wszystkich dzieciaków, którym udało się pomóc i tym, które patrzą na nas z niebios. Na koniec tradycyjnie prosimy pielgrzymów o wsparcie. W tym roku dla Norberta” – powiedziała prezes fundacji Katarzyna Romanowska.
„Jest ciężko, ale trud, który podejmujemy, aby pokłonić się Matce Bożej Częstochowskiej jest niczym wobec faktu, że możemy stanąć przed obliczem Królowej Polski” – powiedziała Maria Mikołajczyk z parafii pw. Pięciu Braci Męczenników, która po raz trzeci szła z mężem. Po raz pierwszy towarzyszył im brat pani Marii. „Pierwszy raz nie był łatwy, ale później człowiek się wciąga i idzie się coraz łatwiej” – zwierzył się Wisław Mołek, który szedł razem z żoną, córką oraz bratem i bratową.
„Pierwszy raz o pielgrzymce usłyszałam w kościele. Poszłam bez nikogo, bez żadnych znajomych. Spałam pod gołym niebem, ale to doświadczenie, które przeżyłam sprawiło, że idę już piętnasty raz, ale teraz już ze znajomymi. Jest nas coraz więcej. Dzisiaj pierwszy raz idzie ze mną pani Bogumiła. (…) Cały strój po pielgrzymce piorę, chowam do pudełeczka, dwa dni przed pielgrzymką wyciągam, piorę i idę na pielgrzymkę” – powiedziała o swoim doświadczeniu pielgrzymkowym Anna Jonak.
Nad bezpieczeństwem i zdrowiem uczestników czuwała kilkudziesięcioosobowa grupa pielęgniarek. Najczęstszą pomocą medyczną udzielaną pątnikom było opatrywanie pęcherzy na stopach oraz zwalczanie uczulenia nazywanego „asfaltówką”. „Co roku są przypadki, że pomoc medyczna jest potrzebna. Ludzie nie zawsze dostosowują się do sytuacji. Nie piją, nie są przygotowani kondycyjnie, bo nie mają czasu, żeby pochodzić sobie przed wymarszem. Ruch jest wskazany i mięśnie powinny zostać rozruszane, ale my jesteśmy przygotowani, więc każdemu pomożemy” – powiedziała przed rozpoczęciem marszu Jolanta Struzik, jedna z kilkudziesięciu pielęgniarek, które wraz z grupą lekarzy rokrocznie idą z pielgrzymami, żeby nieść pomoc osobom, które zasłabną lub nabawią się bąbli na nogach.
Pielgrzymka zorganizowana pod kierownictwem ojca Mikołaja Markiewicza oraz Józefa Zuziaka jak zwykle wypadła wspaniale, również od strony organizacyjnej. Duża w tym zasługa sponsorów oraz licznej grupy wolontariuszy, którzy dbali na trasie o wodę, przygotowanie posiłków i zabezpieczali najpilniejsze potrzeby uczestników.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Baraniak/NEWSRP