Funkcjonariusze policji w Chicago wycelowali swoje pistolety w dwoje małych dzieci, podczas wykonywania nakazu przeszukania pod niewłaściwym adresem – wynika z pozwu złożonego w środę w sądzie federalnym.
Gilbert Mendez pozywa miasto twierdząc, iż policja użyła nadmiernej siły, gdy oficerowie wtargnęli przez drzwi frontowe do jego mieszkania w McKinely Park w listopadzie ubiegłego roku. Oficerowie zamierzali przeprowadzić rewizję domu sąsiada, w mieszkaniu znajdującym się powyżej apartamentu Mendeza, podejrzanego o posiadanie narkotyków. Pomylili jednak adres.
W mieszkaniu, do którego wpadł policyjny oddział, znajdował się Gilbert Mendez, ze swoją żoną Hester i dwójką dzieci, 5-letnim Jackiem i 9-letnim Peterem.
Na konferencji prasowej w środę adwokat Al. Hofeld Jr., który reprezentuje rodzinę, oskarżył chicagowskich funkcjonariuszy policji o rutynową praktykę „niepotrzebnego użycia siły przeciwko lub w obecności małych dzieci, co powoduje u nich traumę”. Hofeld powiedział, że przypadek taki jak nalot na mieszkanie Mendeza, podkreśla potrzebę reform dotyczących policyjnych praktyk. Pokrywa się to również z trwającą debatą nad tym, czy od chicagowskich policjantów powinno się wymagać udokumentowania każdego przypadku, kiedy wyciągają broń i biorą kogoś na muszkę.
„Jeśli rozmawiasz z ludźmi w naszym mieście, odkryjesz, że to jest milczącą, masowa trauma dotycząca niezliczonych ilości dzieci, które doświadczają czegoś takiego” – powiedział Hofeld. „To zostało tak znormalizowane przez policję przez dziesięciolecia, i zdarza się z taką regularnością, że wielu obywateli z południa i zachodu miasta, z którymi rozmawiam, nawet nie wie, że to nielegalne, aby policja mierzyła z broni do dziecka bez powodu”.
Rzecznik departamentu prawnego miasta, Bill McCaffrey powiedział, że miasto nie otrzymało jeszcze pozwu i odmówił komentarza w tej sprawie.
Kwestia tego, czy departament policji będzie musiał zgłaszać przypadki, w których policjanci mierzą z broni do ludzi, jest punktem zapalnym pomiędzy biurem prokurator generalnej stanu Illinois, Lisy Madigan, a administracją burmistrza Rahma Emanuela. Biuro Madigan chce, aby zgłaszano takie incydenty, a urzędnicy miejscy najwyraźniej mają w tej kwestii inne opinie.
Na środowej konferencji prasowej Gilbert Mendez przypomniał sobie poczucie bezradności.
„Nie życzyłbym tego nikomu…” – powiedział. „Moja żona krzyczała przeraźliwie, moje dzieci krzyczały, a ja nic nie mogłem zrobić”.
Mężczyzna został skuty kajdankami po tym, jak policjanci bez ostrzeżenia wtargnęli do jego mieszkania, wielu z nich uzbrojonych w karabiny, które wycelowali w stronę mieszkańców, w tym dzieci.
Pozew, w którym żądana jest nieokreślona suma odszkodowania, zwraca także uwagę na kwestie bezprawnego przeszukania i aresztowania.
„W momencie, gdy oficerowie dowiedzieli się, że znajdują się w niewłaściwym mieszkaniu, czyli innymi słowy, że naruszają prawa wynikające z czwartej poprawki, chroniące przed nieuzasadnionym przeszukaniem – byli zobowiązani do zakończenia przeszukiwania mieszkania, zdjęcia kajdanek panu Mendezowi i opuszczenia mieszkania” – powiedział Hofeld.
Nic takiego jednak nie nastąpiło. Nawet kiedy funkcjonariusze dzięki informacjom żony skutego mężczyzny, zorientowali się, że znajdują się w niewłaściwym mieszkaniu, nadal kontynuowali przeszukiwanie, trzymając mężczyznę zakutego w kajdanki. Dopiero 90 minut od momentu wtargnięcia do środka, funkcjonariusze opuścili apartament, nie oferując żadnych wyjaśnień ani przeprosin.
Frontowe drzwi mieszkania zostały zniszczone podczas policyjnego nalotu. Ich właściciel musiał zapłacić za naprawę – wynika ze złożonego pozwu. Inne problemy były jednak trudniejsze do rozwiązania. Od czasu zdarzenia u dzieci pojawiły się koszmary i lęki, co skłoniło rodzinę do rozważenia opcji specjalistycznej terapii.
Gilbert Mendez powiedział, że odbył rozmowę ze swoim 9-letnim synem, który wcześniej twierdził, iż chce zostać policjantem, kiedy dorośnie.
„Powiedziałem mu, że podobnie jak we wszystkim innym, występuje tutaj dobro i zło. On chce być tym dobrym policjantem”.
Monitor