Setki pracowników sieci restauracji szybkiej obsługi zebrało się pod siedzibą główną firmy McDonald w Oak Brook żądając podwyżki minimalnej stawki wynagrodzenia.
"Pracujemy bardzo ciężko. Mamy tu więcej niż jedną pracę. Musimy sprzątać, musimy pracować w magazynach" - powiedział Chanvrica Malone, pracownik Arby's z Północnej Karoliny.
Protestujący z całego kraju całą noc spędzili na miejscu, aby o godzinie 6 rano rozpocząć demonstrację przed budynkiem, w którym zaplanowane było doroczne spotkanie akcjonariuszy firmy McDonald.
Demonstranci starali się dostać do środka i porozmawiać z inwestorami. Zostali zatrzymani przy wejściu przez policję.
Pracownicy podkreślali, że warta 5 miliardów firma ciągle wypłaca im tak niskie pensje, że wielu z nich musi korzystać z programów pomocy społecznej. Naquasia LeGrand z Brooklinu w Nowym Jorku powiedziała, że pragnie tylko, aby McDonald wypłacał jej pensję, z której mogłaby normalnie żyć i zapewnić byt swojemu synowi.
"Naszym celem jest godne życie, a nie życie od czeku do czeku. Tak, żeby mieć cokolwiek, co można wydać na siebie, bo teraz nie mamy nic. Mam 4-letniego syna i bardzo ciężko mi pozwolić sobie na kupienie mu choćby piłki czy zabawki, o których marzy" - powiedziała LeGrand.
Firma McDonald wydała oświadczenie, informując, że "w lipcu zeszłego roku doszło do podwyżki płac wszystkich pracowników sieci o dolara powyżej lokalnej minimalnej stawki godzinowej, spółka także zaoferowała pracownikom możliwość zarobienia płatnego czasu wolnego".
Ale demonstranci stwierdzili, że to nie wystarczy.
Chociaż czwartkowy protest był momentami bardzo chaotyczny, generalnie był pokojową demonstracją. Nie dokonano żadnych aresztowań. Ulica Jorrie została zamknięta na czas trwania demonstracji w celu zapewnienia bezpieczeństwa zarówno kierowców jak i protestujących - poinformowała policja z Oak Brook.
Monitor
