Zmiany w amerykańskiej poczcie ruszyły pełną parą. Choć część listów ma dochodzić szybciej, a nowoczesna flota elektryczna ma zastąpić wysłużone auta, wielu klientów — zwłaszcza w mniejszych miejscowościach — może spodziewać się opóźnień. W tle wraca też pomysł prywatyzacji instytucji starszej niż kraj.
Więcej zmian, mniej listów
Amerykańska poczta (USPS), która ma ponad 250 lat historii i dostarcza przesyłki do 165 milionów adresów sześć dni w tygodniu, przechodzi głęboką modernizację. 1 kwietnia weszła w życie kolejna faza programu „Delivering for America” — dziesięcioletniego planu reform, który ma przynieść 36 miliardów dolarów oszczędności.
Co się zmienia? Przede wszystkim sposób dostarczania przesyłek. USPS ogłosiła „ulepszenie standardów doręczeń”, co w praktyce oznacza, że część klientów zauważy poprawę, ale inni — głównie z terenów wiejskich — będą musieli uzbroić się w cierpliwość.
Według danych poczty 75 proc. przesyłek pierwszej klasy nadal będzie docierać w dotychczasowym tempie. 14 proc. trafi do odbiorców szybciej, ale 11 proc. – wolniej, choć nadal w granicach 1–5 dni roboczych. Nowe zasady dostaw oparte będą na dokładniejszych, pięciocyfrowych kodach pocztowych (zamiast dotychczasowych trzycyfrowych), co ma poprawić planowanie logistyczne.
W lipcu wejdą w życie kolejne zmiany. Szczegóły mają zostać ogłoszone w nadchodzących tygodniach.
Cięcia, elektryczne auta i protesty
Równolegle z optymalizacją usług trwają redukcje zatrudnienia. USPS uruchomiła program dobrowolnych odejść na wcześniejszą emeryturę, który ma objąć ok. 10 tysięcy pracowników — to 1,5 proc. całej kadry. Tym, którzy zdecydują się odejść, oferowane jest jednorazowe wsparcie w wysokości 15 tys. dolarów.
Zmiany kadrowe są częścią umowy zawartej przez dotychczasowego szefa poczty Louisa DeJoya z Departamentem Wydajności Rządu (DOGE), kierowanym przez Elona Muska. Ten nowo utworzony urząd ma pomóc w restrukturyzacji usług federalnych w duchu „więcej za mniej”.
Nie brakuje jednak głosów krytyki. Związki zawodowe ostrzegają przed spadkiem jakości usług i przeciążeniem pozostałych pracowników. „To nie tylko firma, to służba publiczna. Ludzie polegają na poczcie w codziennym życiu” — argumentują przedstawiciele związków zawodowych.
Wraca temat prywatyzacji
Równocześnie na nowo rozgorzała debata o możliwej prywatyzacji USPS. Pomysł ten wraca jak bumerang od lat, a były prezydent Donald Trump otwarcie przyznał ostatnio, że „to nie najgorszy pomysł, jaki słyszał”. Nowa administracja republikańska rozważa podciągnięcie poczty pod Departament Handlu.
Problem w tym, że pełna prywatyzacja oznaczałaby koniec gwarantowanej dostawy do każdego zakątka kraju i olbrzymie podwyżki usług. Obecnie USPS dociera nawet tam, gdzie prywatni giganci — jak FedEx czy UPS — nie mają interesu docierać. Poczta to dziś nie tylko listy, ale też recepty, dokumenty wyborcze, przesyłki zakupów online. Jej rola, mimo spadku liczby listów, jest nie do przecenienia.
Jak mówi Michael Plunkett z Association for Postal Commerce: „Ludzie są przyzwyczajeni do tego, co mają. Poczta sześć razy w tygodniu, do każdego adresu. Każda próba radykalnej zmiany spotka się z ogromnym oporem”.
Publiczna służba, nie prywatny interes
Zwolennicy utrzymania USPS w obecnej, publicznej formie, podkreślają, że to nie tylko ekonomia, ale też misja. Zwracają uwagę, że poczta nie jest biznesem, ale usługą z dotacjami, która ma służyć wszystkim i jest w pisana w strukturę kraju, jak wydatki na straż pożarną, wojsko, biblioteki, itp.
„To instytucja, która ma obowiązek służyć każdemu” — mówi Brian Renfroe, prezes Narodowego Stowarzyszenia Listonoszy. „Poczta to definicja służby publicznej: ta sama cena, niezależnie od miejsca. W prywatnym modelu, ceny w Wyoming czy Montanie byłyby horrendalne”.
Niektóre raporty sugerują, że znaczna część „strat” USPS to tzw. księgowe straty, związane z kosztami planów emerytalnych, a nie rzeczywistymi problemami finansowymi.
Czy więc amerykańska poczta potrzebuje reform? Z pewnością. Ale czy ich kierunkiem powinna być prywatyzacja? Coraz więcej ekspertów i obywateli odpowiada: niekoniecznie. Bo poczta to coś więcej niż koperty — to ważne ogniwo, które łączy ludzi i instytucje.