Po raz drugi w ciągu dwóch tygodni były prezydent wywołał krytykę ze strony części własnej partii, gdy niedługo po kolacji w towarzystwie znanych antysemitów i zwolenników kłamstwa oświęcimskiego, domagał się publicznie zawieszenia zapisów Konstytucji odwołujących się do wyborów.
W odpowiedzi na te zdarzenia republikanie z Senatu powoli, ale zdecydowanie, zaczęli dystansować się od Donalda Trumpa, choć nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek aktywnie sprzeciwiał się jego kampanii prezydenckiej przed wyborami w 2024 roku.
Rozpoczęcie kampanii przez byłego prezydenta wywołało różne reakcje wśród republikańskich przywódców, z których wielu zaczęło tracić zainteresowanie jego kandydaturą po przegranej z Joe Bidenem, a teraz otwarcie mówi o potrzebie udziału licznych kandydatów w prawyborach GOP. Wyrażana nadzieja na konkurencyjne prawybory wewnątrz partii to retrospekcja z pierwszych dni walki o nominację w 2016 roku, z tą różnicą, że tym razem Donald Trump ma bagaż w postaci podsycania ataku na Capitol, licznych wezwań do obalenia wyniku wyborów, czy ostatnio spotkań z Ye i białym nacjonalistą, Nickiem Fuentesem.
Zaczynają się liczyć inni
Ponieważ sondaże pokazują, że gubernator Florydy Ron DeSantis ma szanse konkurować z Trumpem, a wielu innych polityków konserwatywnych chce z nim otwarcie walczyć w prawyborach, niektórzy w partii republikańskiej uważają, że były prezydent może nawet wcześniej zakończyć swoją rozpoczynającą się właśnie kampanię.
„Myślę, że ostatecznie nie będzie kandydował z powodu sondaży” - powiedział odchodzący na emeryturę republikański senator Rob Portman z Ohio. „Trend nie jest dla niego pozytywny”.
W sobotę Donald Trump po raz kolejny nazwał "masowym oszustwem" swą przegraną w 2020 roku, po czym wezwał do „anulowania wszystkich zasad, przepisów i artykułów, nawet tych zawartych w Konstytucji" w celu przywrócenia go na stanowisko prezydenta lub przeprowadzenia nowych wyborów.
"Taki komentarz" - uznał senator Portman - „nie ma sensu”.
Wielu urzędników nadzorujących wybory, w tym były prokurator generalny w administracji Donalda Trumpa potwierdziło, że nie doszło do żadnego oszustwa wyborczego na skalę na tyle znaczącą, aby wpłynęło to na wynik. A spędzenie kolejnego roku na sporach sądowych dotyczących wyborów z 2020 roku to za dużo dla niektórych przywódców partyjnych.
„Brak mi słów. Musimy iść dalej” - powiedział republikański senator John Cornyn z Teksasu w odniesieniu do komentarza byłego prezydenta na temat zawieszenia Konstytucji. Cornyn dodał, że
perspektywa zdobycia przez Trumpa nominacji jest „coraz mniej prawdopodobna, biorąc pod uwagę takie twierdzenia”.
Podczas gdy niewielu republikanów odniosło się publicznie na temat komentarza byłego prezydenta, senator John Thune z Płd. Dakoty powiedział: "Oczywiście, że się z tym nie zgadzam”. Zajmujący drugą co do ważności pozycję wśród mniejszości republikańskiej Senatu (po przewodniczącym) Thune nie powiedział, czy poprze Trumpa w razie wygranych prawyborów i uzyskania nominacji, mówiąc, że „po prostu nie zamierza decydować o tym w tym momencie”.
Sen. Thune przyznał jednak, że uwagi Trumpa podsycają ambicje tych republikanów, którzy chcieliby zmierzyć się z byłym prezydentem w prawyborach w 2024 roku.
„Chciałbym, aby republikanie ponownie wygrali wybory" - powiedział senator Ben Sasse z Nebraski, który opuszcza Kongres w przyszłym miesiącu, aby zostać rektorem University of Florida. Dodaje też, że „ludzie w mojej partii muszą zdecydować: czy chcą nadal podawać tlen komuś, kto próbuje sprzedać bilety do własnego cyrku, czy też chcą być partią konstytucyjną, która ma jasny program”.
Jednak wielu z tych, którzy będą zasiadać w Kongresie przez kolejne lata, było bardziej powściągliwych. Choć rola byłego prezydenta w partii jest mniejsza, nie można powiedzieć, że jest mała. To wciąż najbardziej wpływowy polityk konserwatywny w kraju.
na podst. politico, nbcnews
rj