Przez pięć lat burmistrz Rahm Emanuel i inni urzędnicy miejscy utrzymywali, że w Chicago nie brakuje policjantów. Burmistrz zapewniał też publicznie, że współpracują oni z mieszkańcami, by zwalczyć problemy leżące u źródła przestępczości.
Administracja burmistrza Emanuela przekonuje teraz urzędników federalnych, że departament policji w Chicago potrzebuje setki dodatkowych funkcjonariuszy i że należy wskrzesić działania w zakresie policji środowiskowej (policing).
Ale we wnioskach o dotacje do federalnego departamentu sprawiedliwości w ciągu ostatnich dwóch lat urzędnicy miejscy skarżyli się na problemy z kadrą chicagowskiego departamentu policji przy rosnącej przestępczości w mieście.
Oficjalnie o tym burmistrz Rahm Emanuel mówi od kilku tygodni, po tym, jak w swoim przemówieniu budżetowym potwierdził wolę zatrudnienia około 1,000 nowych policjantów.
"Duża liczba nieobsadzonych stanowisk dla zaprzysiężonych policjantów, w połączeniu z niedopuszczalnie wysokim wskaźnikiem przestępstw z bronią palną w Chicago, nadal stanowią istotne zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego naszych mieszkańców, lokalnej gospodarki i dla milionów turystów i gości przybywających każdego roku do Chicago" - czytamy we wniosku o federalne dofinansowanie złożonym w lipcu przez Urząd Miasta.
Na początku tego miesiąca departament sprawiedliwości przyznał Chicago ponad $3.1 mln na 25 policjantów zatrudnionych w ramach programu finansowanego z grantów. Miasto dostawało podobne dotacje corocznie odkąd Emanuel objął stanowisko burmistrza, zresztą robił to regularnie jego poprzednik, Richard M. Daley.
Podczas kampanii wyborczej w 2015 roku rywal Emanuela w wyborach na burmistrza, Jesus "Chuy" Garcia obiecywał też zatrudnienie 1,000 nowych policjantów, na co zamierzał przeznaczyć $100 milionów zaoszczędzone z wydatków na nadgodziny funkcjonariuszy. Rahm Emanuel wyśmiewał wtedy ten pomysł.
Trzy miesiące później urzędnicy miejscy w piśmie skierowanym do departamentu sprawiedliwości ubolewali nad tym, że nie ma pieniędzy na zatrudnienie 469 dodatkowych policjantów.
We wniosku z lipca ubolewali także nad tym, że "incydenty związane z użyciem broni palnej w Chicago stają się codzienną rzeczywistością".
Od objęcia urzędu w 2011 roku Rahm Emanuel przekonywał, że miastu zależy na koncepcji policji środowiskowej - określanej jako CAPS (Chicago Alternative Policing Strategies). Polega ona na bliskiej współpracy funkcjonariuszy z lokalną społecznością, w tym z byłymi członkami gangów.
Nie chodzi tylko o rozpracowywanie środowisk przestępczych, ale nawiązanie relacji z tymi, którzy je znają, by zwalczyć zmowę milczenia, która powoduje, że policja ma problemy ze zdobyciem informacji środowiskowych.
Ludzie są niechętni do współpracy z policją, zwłaszcza kiedy dochodzi do porachunków gangów, których ofiarami są bardzo często przypadkowi świadkowie zdarzenia. W latach 90. ubiegłego wieku dzięki zorganizowaniu "okrągłego stołu" przedstawicieli gangów, udało się doprowadzić do zawieszenia broni pomiędzy dwoma zwalczającymi się grupami przestępczymi.
Podobne eksperymenty przeprowadzano w Cleveland, Minneapolis i Kansas City. W Chicago w 2010 r. ówczesny szef chicagowskiej policji, Jody Weis, potajemnie spotkał się z przywódcami gangów i zakomunikował im, że albo skończą z przemocą, albo miasto użyje wszelkich dostępnych środków do walki z nimi.
Jego pomysł nie przyniósł zbyt wielkich rezultatów, bardzo szybko został też skrytykowany przez lokalnych polityków uważających, iż nie można przestępców traktować jak równych i organizować z nimi spotkań.
Zupełnie odmienne zdanie miał były dyrektor chicagowskiego programu CeaseFire, Tio Hardiman. “Nie można ograniczyć przemocy bez zaproszenia gangsterów do stołu” – stwierdził.
Burmistrz Rahm Emanuel podczas kampanii w 2015 roku zapewniał, że od komendanta po każdego funkcjonariusza "wszyscy praktykują policing". Ale w budżecie na ten rok burmistrz ograniczył budżet na program CAPS do $2.7 mln z $9 mln w 2000 roku i $4 mln, kiedy obejmował urząd.
W lipcu urzędnicy miejscy przyznali w piśmie skierowanym do departamentu sprawiedliwości, że policja odeszła od programu CAPS (policji środowiskowej). Stwierdzono też, że doszło do tego po lokalnych konfliktach z niektórymi członkami społeczności.
Urzędnicy podkreślali, bardzo ogólnikowo, że choć model ten przynosił sukces w zapobieganiu i zmniejszaniu przestępczości, doprowadził do zachwiania długofalowej strategii. Wskazywano na brak odpowiedniego przygotowania funkcjonariuszy po szkole policyjnej do współpracy ze społeczeństwem. Każdego roku policjanci przechodzą osiem godzin szkolenia w zakresie użycia siły, ale żadnego dotyczącego uprzedzeń rasowych lub etnicznych.
W swoim projekcie budżetu na 2017 rok burmistrz Rahm Emanuel zapowiedział rozszerzenie szkolenia policjantów w zakresie interwencji w sytuacjach kryzysowych, utworzenie grupy ds. stosunków policji ze społeczeństwem oraz zatrudnienie 970 funkcjonariuszy. Jak poinformowali przedstawiciele jego biura, po ich zaprzysiężeniu zostaną zmniejszone wydatki na godziny nadliczbowe policjantów.
Radni twierdzą, że decyzja o zatrudnieniu nowych policjantów jest bardzo spóźniona. "Niektórzy z nas mówili o tym od lat" - stwierdził radny Roderick Sawyer, przewodniczący Black Caucus, klubu skupiającego czarnoskórych radnych.
Chicagowska policja we wtorek opublikowała dane na temat poziomu przestępczości kryminalnej w październiku. W minionym miesiącu w naszym mieście zamordowano 78 osób. Więcej morderstw było tylko w sierpniu, kiedy zabito 90 osób na terenie Chicago. Od początku roku do 31 października policja potwierdziła w sumie 616 morderstw i 3,657 ofiar strzelanin (w tym są zabici i ranni). W naszym mieście ostatnio liczba zabójstw przekroczyła liczbę 600 w 2003 roku.
Ostatni weekend października był najbardziej krwawy od początku tego roku w Chicago - ogłosiły lokalne media po tym, jak się okazało, że w strzelaninach zginęło 17 osób a 57 odniosło obrażenia. W sumie w październiku doszło do 353 strzelanin, w których ucierpiało 427 osób. W poniedziałek na ulicach Wietrznego Miasta zginęły jeszcze 3 osoby, a 19 zostało rannych.
Policja twierdzi, że największa eskalacja przemocy ma miejsce w pięciu dystryktach na południu i zachodzie miasta, podczas gdy w innych siedmiu widoczny jest jej spadek.
W dalszym ciągu największym problemem jest nielegalna broń na chicagowskich ulicach. Policja średnio co godzinę przejmuje jeden pistolet. W sumie od początku roku zarekwirowano ponad 7,000 sztuk broni, co stanowi wzrost o 20 procent w porównaniu do 2015 roku.
JT