Zmęczenie pandemią mocno daje się wszystkim we znaki, zwłaszcza rodzicom, którzy chcą, aby ich dzieci były szczęśliwe, zdrowe i uczęszczały do szkoły. Tymczasem są oni coraz bardziej znużeni niekończącymi się ograniczeniami związanymi z COVID-19. To spora grupa wyborców, którzy zaczynają obracać się przeciw demokratom.
Podczas ostatnich wyborów demokraci wygrali Biały Dom i Senat, po części prezentując się jako partia, która poważnie potraktuje pandemię i przejmie nad nią kontrolę. Według badania Pew Research ponad 90% wyborców demokratycznych uważało, że podejmowane środki ostrożności i ograniczenia były konieczne w pierwszych miesiącach pandemii. W kluczowych dla zwycięstwa stanach większość głosujących stwierdziła w sondażach przeprowadzanych po głosowaniu, iż powstrzymanie koronawirusa było pilniejsze niż odbudowa gospodarki.
Rodzice mają dosyć
Poza powszechnymi szczepionkami i mniej zjadliwym wariantem wirusa, kolejne badania potwierdzają, że Covid stanowi niewielkie zagrożenie dla dzieci. Mimo to w wielu stanach utrzymywany jest obowiązek masek w szkołach, co sprawia, że coraz większa liczba rodziców, często demokratycznych wyborców, wyraża frustrację z powodu rosnącej liczby protokołów pandemicznych – szczególnie tych, które dotyczą dzieci i ich edukacji.
W miastach, w których stadiony są pełne wrzeszczących kibiców, sale bankietowe pełne gości, bary i restauracje otwarte, wiele szkół nadal nakłada nakaz noszenia masek, rozdziela dzieci podczas lunchu i ogranicza zajęcia pozalekcyjne. Aż do niedawnej zmiany w wytycznych CDC dzieci w wieku szkolnym często musiały poddawać się kwarantannie przez 10 dni za każdym razem, gdy ktoś z ich klasy uzyskał pozytywny wynik testu, co powodowało ciągłe zakłócenia w nauce i w życiu rodzin.
Ponieważ demokraci już stoją w obliczu strat przed listopadowymi wyborami, stratedzy polityczni twierdzą, że postrzeganie ich jako partii „niekończących się” ograniczeń w związku z COVID-19 może stanowić polityczną słabość.
Znakiem ostrzegawczym były wybory w Virginii, gdzie republikanin Glenn Youngkin wygrał fotel gubernatorski częściowo dzięki frustracji tamtejszych rodziców. Sondaże powyborcze wykazały, że edukacja była dominującą kwestią dla głosujących.
Demokraci obudzili śpiącego giganta
„Jesteśmy rodziną, która zrobiła wszystko, co trzeba” - mówi Jennifer Reesman, samotna matka z Maryland, neuropsycholog dziecięcy. Ona przyjęła szczepionkę i booster, jej córka jest zaszczepiona, sumiennie noszą maski w miejscach publicznych, a mimo to jak wskazuje - nie widać końca ograniczeń i wydaje się, że nikogo to nie obchodzi.
"Myślę, że demokraci naprawdę nie doceniają wpływu, jaki ma to na rodziny, i naszego gniewu” - dodaje Reesman. „Nie mogę spojrzeć mojemu dziecku w oczy i powiedzieć, że zależy mi na jej wykształceniu i jednocześnie głosować niedługo na demokratów."
Ostatnie sondaże pokazują pogłębiający się podział wśród członków tej partii, jeśli chodzi o ograniczenia związane z Covid-19.
W ankiecie Uniwersytetu Monmouth ze stwierdzeniem: „Nadszedł czas, abyśmy zaakceptowali fakt, że COVID jest z nami i po prostu musimy żyć dalej” zgodziło się prawie 90% republikanów i ponad 70% wyborców niezależnych. Demokraci byli jednak podzieleni prawie równo – 47% się zgadzało, a 51% nie.
To pokazuje głębokie pęknięcie w tej partii - uważa Jason Roe, strateg GOP z Michigan. A podziały wewnętrzne nie są czymś, czego partia chce tuż przed wyborami. Zwłaszcza, że coraz trudniej jest zadowolić obydwa obozy.
Widzi to wielu demokratycznych gubernatorów, nawet tych, którzy w początkowym okresie pandemii narzucili dość restrykcyjne ograniczenia - w Kolorado, Michigan, czy Pensylwanii. Wspólnie ostatnio podkreślają oni potrzebę "pójścia dalej".
Te opóźnienia w podejmowaniu koniecznych decyzji podsycają tylko prawdopodobieństwo nadejścia czerwonej fali w listopadowych wyborach.
„Demokraci obudzili śpiącego olbrzyma” – uważa Jason Roe. „Docierasz do punktu, w którym ludzie z lewej strony, być może myślący bardziej zbiorowo w kwestiach naszej odpowiedzialności, kończą z tym. Chcą, żeby ich dzieci żyły normalnie".
Zakłócenia w nauce
Chociaż prawie wszystkie amerykańskie szkoły publiczne były w tym roku szkolnym otwarte, to okresowe zamykanie i inne zakłócenia powtarzają się.
Ponad 7,450 szkół publicznych nie było otwartych dla bezpośrednich lekcji w drugim tygodniu po przerwie zimowej. Prawie 5,000 zostało zamkniętych tydzień później. W stanie Maryland 11 szkół powiatu Montgomery wprowadziło wirtualną naukę na dwa tygodnie po tym, jak ponad 5% pracowników i uczniów uzyskało wynik pozytywny – ówczesny próg, porzucony później przez dystrykt.
Niektóre z tych zakłóceń wynikały z niedoborów kadrowych. Inne dystrykty zostały zmuszone do zamknięcia z powodu protestujących związków nauczycieli. Uczniowie w Chicago opuścili pięć dni w szkole w zeszłym miesiącu, kiedy Związek Nauczycieli zorganizował strajk po zapowiedzi utrzymania nauki w szkołach mimo pojawienia się nowego wirusa.
W niektórych bastionach demokratów maski w szkołach są punktem spornym, choć wkrótce w związku z decyzjami poszczególnych stanów przestaną. Na razie setki okręgów pozwanych zostało przez rodziców, podobnie z lokalnymi i stanowymi rządami.
Kandydat na gubernatora stanu Maryland, John King Jr., który był sekretarzem edukacji za prezydentury Baracka Obamy mówi, że demokraci rozumieją znaczenie edukacji osobistej i bardzo troszczą się o dobro dzieci, ale często stają przed trudnymi wyborami ze względu na nieprzewidywalny charakter koronawirusa.
„Powinniśmy zrobić wszystko, co możliwe, aby szkoły były bezpiecznie otwarte, ale przyznajemy, że czasami, szczególnie wyzwania kadrowe, sprawiają, że szkoły muszą stać się wirtualne” — mówi King, sam będąc rodzicem szkoły publicznej w swoim stanie.
Mówi, że urzędnicy muszą wyrażać więcej empatii wobec tego, jak wyglądały ostatnie dwa lata dla rodziców. Inaczej, dopowiadają inni, rodzice mogą masowo pokazać demokratom swe niezadowolenie przy urnach wyborczych.
na podst. csmonitor
opr. R. Jurak