Stany, miasta, drużyny oraz kibice, wszyscy mają nadzieję zarobić lub w inny sposób zyskać na legalnych zakładach sportowych. Czy każdy okaże się zwycięzcą? Prawdopodobnie nie, ale nikomu w niczym to nie przeszkadza. Potencjał jest zbyt wielki, by przejść koło tej fortuny obojętnie.
W okresie ostatnich 12 miesięcy aż szesnaście stanów przyjęło przepisy zezwalające na zakłady sportowe, z których sześć już rozpoczęło działalność, a tym samym zarabianie pieniędzy. W maju ubiegłego roku Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych uchylił bowiem ustawę federalną, ograniczającą zakłady bukmacherskie wyłącznie do terenu Nevady orzekając, że prawo niekonstytucyjnie wtargnęło w decyzje poszczególnych stanów.
Mając nadzieję na ożywienie kasyn w podupadającym od jakiegoś czasu Atlantic City, to właśnie New Jersey poprowadziło szarżę, której konsekwencją było obalenie zakazu z 1992 r.
Od tamtej pory w całym kraju wydano około 9 miliardów dolarów na zakłady sportowe w ligach zawodowych i studenckich w takich stanach jak Delaware, Mississippi, New Jersey, Pensylwania, Rhode Island, czy Zachodnia Wirginia. W ostatnich miesiącach również Arkansas, Indiana, Iowa, Maine, Montana, New Hampshire, Tennessee, Waszyngton D.C. oraz Illinois przyjęły przepisy dotyczące tego typu zakładów sportowych, a kilkanaście kolejnych rozważa ich legalizację.
Analitycy uważają, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej, bo wartość rynku zakładów bukmacherskich w USA oceniana jest na 400 miliardów dolarów rocznie.
Co z tego będą miały stany?
Przede wszystkim nowe źródło dochodu. Nawet najbardziej zamożne i doskonale radzące sobie do tej pory z równoważeniem budżetu nie przepuszczą okazji do ekstra zarobku. Bo na razie zarabiają na tym inni.
W 2017 r. Amerykanie wydali na zakłady sportowe około 150 miliardów dolarów, z czego zaledwie 4.9 mld. stanowiły zakłady legalne. W 2018 r. prawdopodobnie było podobnie, choć pełne dane jeszcze nie są dostępne. Argument legalizacji hazardu sportowego przypomina nieco akcję propagandową mającą na celu legalizację marihuany: „Skoro ludzie i tak to robią, czemu nie uregulować i nie opodatkować?”
W New Jersey w krótkim czasie zmiana prawa przyniosła dla stanu zysk w wysokości $200 milionów i pozwoliła wykreować ponad 3,300 nowych, pełnoetatowych miejsc pracy, wiele właśnie w Atlantic City. „Legalizacja zakładów wniosła nowe życie i nowych klientów do naszych kasyn i torów wyścigowych” – powiedział niedawno gubernator tego stanu, Phil Murphy – „New Jersey zdetronizuje wkrótce Nevadę jako stolicę zakładów sportowych w Ameryce”.
Mimo panującego optymizmu wyniki finansowe są słabsze od oczekiwanych. Choć poszczególne stany liczą sobie miliony dolarów za licencje na działalność bukmacherską i nakładają wysokie podatki, to większość z nich na razie nie zarabia spodziewanych pieniędzy.
Na przykład Rhode Island spodziewała się uzyskać $11.5 mln. w podatkach w okresie pierwszego roku fiskalnego od czasu legalizacji. Prawdopodobnie się to nie uda, gdyż w pierwszych trzech miesiącach zysk tego stanu wyniósł zaledwie $150 tysięcy. Inne stany - Mississippi, Pensylwania i Zachodnia Wirginia zarobiły mniej niż połowę oczekiwanych sum.
Czemu takie słabe wyniki?
Przyczyn jest kilka. Przede wszystkim istnieje spora konkurencja, gdy chodzi o dolary wydawane przez ludzi na hazard. Poza zakładami sportowymi mamy przecież kasyna, stanowe loterie oraz zakłady w internecie. Do tego nie każdy czuje się na siłach, by przewidywać wyniki meczów w ligach zawodowych, w związku z czym wybiera inną opcję wydawania pieniędzy.
Warto również pamiętać, iż w zakładach sportowych wypłaty wygranych czasami przekraczają wpływy. Stan Rhode Island stracił $2.35 mln., gdy w lutym New England Patriots zdobyli Super Bowl. James Adducci z Wisconsin wybrał się do Las Vegas w kwietniu, gdzie postawił 85 tysięcy dolarów na Tigera Woods wygrywającego Masters. Gdy po 11 latach Woods powrócił a szczyt, przyjmujący ten zakład bukmacher musiał wypłacić Adducciemu aż $1.19, miliona niemal bankrutując firmę.
Czy ligi biorą w tym udział?
Oczywiście, choć jeszcze niedawno nie było to pewne. 10 lat temu większość zawodowych lig sportowych przeciwna była zakładom sportowym. Przynajmniej oficjalnie. Liga footballowa, hokejowa, koszykarska czy baseballowa obawiały się skandali korupcyjnych z udziałem zawodników, trenerów, sędziów i działaczy. Istniała obawa, iż przekazywane pod stołem pieniądze zaważą na wynikach spotkań. Posłużyliśmy się czasem przeszłym, gdyż obawa taka najwyraźniej już nie istnieje. Eksplozja popularności zakładów bukmacherskich w internecie, gdzie wartość stron takich jak FanDuel, czy DraftKings wyceniana jest na ponad miliard dolarów, przekonała władze poszczególnych lig do zaangażowania się w sportowy hazard. Pieniądze i potencjalne zyski są po prostu zbyt duże, by zarabiali na tym tylko inni.
Po tym, jak Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych utorował drogę dla legalizacji zakładów sportowych, Mark Cuban – właściciel koszykarskiej drużyny zawodowej Dallas Mavericks stwierdził, iż „posiadacze drużyn nagle zauważyli podwojenie wartości ich zespołów”.
Od tamtej pory każda liga sportowa licencjuje swe zastrzeżone statystyki kasynom za dziesiątki milionów dolarów. Ligi starają się również otrzymywać do 0.25 proc. z każdego zakładu jako formę opłaty, która ma być przeznaczona na zapobieganie korupcji. Sugeruje to nawet jej nazwa – „opłata za uczciwość”.
W jaki sposób poszczególne ligi walczyłyby z tego typu zachowaniami, nie wiadomo. Wiadomo, że starałyby się na przykład nie dopuścić do sytuacji, w której drużyna przyjmuje pieniądze w zamian za celowe przegranie meczu – tak jak zrobili to 100 lat temu niektórzy zawodnicy chicagowskiej drużyny White Sox.
Skandal Black Sox
Taką nazwę miał popularny w mediach skandal związanego z grupą graczy Chicago White Sox, którzy podczas World Series w 1919 mieli za pieniądze słabiej zagrać i doprowadzić do przegranej z Cincinnati Reds. Ośmiu zawodników baseballowej drużyny White Sox zostało oskarżonych za celowe przegrywanie meczów w zamian za pieniądze od hazardzistów. Ośmiu z nich – nazwanych „Black Sox” – zostało później postawionych przed sądem, gdzie odpowiadali za spisek. Wykluczono ich też dożywotnio z gry w zawodowym baseballu.
Inicjatorem wydarzeń miał być Arnold Gandil, a powodem skąpstwo właściciela White Sox, Charlesa Comiskeya, który nie był skory do uczciwego nagradzania swoich graczy, mimo że zespół uchodził za jeden z najlepszych w lidze, a dwa lata wcześniej zdobył mistrzostwo. Gandil, chcąc przed końcem kariery zarobić jeszcze znaczną sumę, zaoferował hazardziście Josephowi Sullivanowi przegranie finału, żądając w zamian 100 tysięcy dolarów.
Choć skandal ten miał miejsce 100 lat temu, to jego wspomnienie wciąż jest żywe, podobnie jak obawy przed powtórką.
„Ewentualny skandal będzie nas kosztował setki milionów dolarów” – mówi wiceprezydent MLB, Bryan Seeley.
Do tych wszystkich obaw dorzucić można jeszcze jedną, dotyczącą uzależnienia od hazardu. Bo że wraz z legalizacją zakładów sportowych gwałtownie wzrośnie liczba uzależnionych hazardzistów, to pewne.
Uzależnieni
Każdy rozwój gier i zakładów przynosi wzrost liczby uzależnionych. Przykładem może być Charlie, informatyk z Pensylwanii, który bardzo szybko stracił 400 tysięcy dolarów oszczędności po tym, jak jego stan zalegalizował zakłady bukmacherskie.
„Wyobraź sobie, że jesteś alkoholikiem siedzącym na kanapie i w całym domu nie ma nic do picia” – mówi Charlie – „Nagle w telefonie pojawia się aplikacja, dzięki której, za dotknięciem jednego przycisku, obok ciebie magicznie pojawia się piwo. To cholernie kuszące”.
Do tego stopnia kuszące, że w stanie New Jersey liczba osób dzwoniących pod bezpłatny numer oferujący pomoc dla hazardzistów wzrosła o 21 proc. od czasu legalizacji zakładów sportowych.
Specjaliści ostrzegają, że współczesny hazard sportowy może wyglądać inaczej i zbierać większe żniwo. Lada chwila pojawi się możliwość dokonywania zakładów na żywo, dotyczących najdrobniejszych wydarzeń na boisku – „$10 że dobiegnie do końca, $20 że strzeli, $15 że się przewróci, $40 że dostanie czerwoną kartkę, itp.”.
Każda minuta gry może stać się źródłem podsycanych adrenaliną zakładów. Ostrzeżeniem niech będą doświadczenia innych: w Wielkiej Brytanii taka forma natychmiastowych zakładów już jest legalna, w kraju funkcjonuje 8,500 zakładów bukmacherskich, 430 tysięcy Brytyjczyków ma problem z hazardem, a ich liczba wzrosła o 50 proc. w okresie zaledwie 3 lat. Można się więc spodziewać, iż w USA będzie podobnie.
Po co nam to?
Politycy uwielbiają dochód z tzw. podatków od grzechu. To między innymi sprzedaż tytoniu, spożycie alkoholu, czy wspomniany hazard. Uwielbiają, gdyż nie mają wyrzutów sumienia, ponieważ ludzie sami po to sięgają, nikt nikogo do tego nie zmusza.
Ligi sportowe z kolei postrzegają zakłady jako zwiększenie zainteresowania swymi rozgrywkami, poza dochodem oczywiście. Wyobraźmy sobie, iż jakiś mecz jest dość jednostronny. Część kibiców, tych mniej zaangażowanych, wychodzi wcześniej lub przełącza kanał w telewizji. Hazardziści do końca jednak oglądają z napięciem każdą minutę i liczą zyski lub straty związane z obstawianiem kolejnych zagrywek.
Peter Guber, właściciel drużyny koszykarskiej Golden State Warriors mówi, że chce, by fani czuli się bardziej uczestnikami gry, a nie pasażerami.
Z kolei Keith Wachtel, główny skarbnik ligi NHL uważa, iż właściciele zespołów traktują dochód z hazardu jako wartość dodatkową. Przede wszystkim pozwala on na przyciągnięcie nowej rzeszy fanów, co ma o wiele większe znaczenie.
Zakłady w Illinois
Illinois nie chce pozostawać na marginesie i zmienia obowiązujące prawo. Pojawi się więc kasyno w Chicago, więcej maszyn do gry, a także licencjonowanych biur bukmacherskich. Nowe prawo pozwala na sprzedaż zakładów sportowych w już istniejących kasynach i na terenie torów wyścigowych, prawdopodobnie będą mogły to robić wybrane punkty sprzedaży losów loteryjnych oraz duże areny sportowe, takie jak Wrigley Field, Soldier Field, United Center, czy Joliet Speedway.
Z czasem zaistnieje możliwość dokonywania zakładów przez aplikacje mobilne, więc tak naprawdę fizyczna lokalizacja licencjonowanego punktu sprzedaży nie będzie miała już tak wielkiego znaczenia. Jedynie przez jakiś czas obowiązywała będzie konieczność fizycznej rejestracji w takim miejscu, zanim zainteresowani zaczną korzystać z zakładów elektronicznych. Ale i to z czasem się zmieni.
Warto też mieć świadomość, że legalizacja nie zlikwiduje nielegalnych operacji bukmacherskich. Zawsze będą tacy, którzy nie będą chcieli grać legalnie, unikając pozostawienia jakiegokolwiek śladu w systemie komputerowym należącym do stanu czy miasta. Poza tym prawdopodobnie wiele nielicencjonowanych, podziemnych biur oferować będzie lepsze warunki. Na pewno jednak liczba takich miejsc będzie mniejsza.
Na podst. Chicago Tribune, theweek, wikipedia,
opr. Rafał Jurak