Prezydent podpisał rozporządzenie wykonawcze, które nakazuje rządom stanowym i lokalnym „odgrywanie bardziej aktywnej i znaczącej roli” w przygotowaniu do katastrof. Od miesięcy Trump sugerował, że rozważa likwidację Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego (FEMA), która odpowiada za reakcję na katastrofy w USA.
„Moim zdaniem FEMA to bardzo drogi i w dużej mierze nieefektywny twór. Lepiej mieć dobry rząd stanowy niż FEMA” - mówił Trump podczas styczniowej wizyty w Kalifornii, gdzie szalały pożary.
Eksperci ds. zarządzania kryzysowego podkreślają jednak, że to rozporządzenie niewiele zmienia formalnie — i tak to rządy stanowe i lokalne prowadzą działania ratunkowe. Pytanie brzmi, czy administracja Trumpa planuje wycofać federalne zasoby i fundusze, na których polegają poszczególne stany.
Gdy nadchodzi wielka katastrofa — huragan, powódź, pożar — FEMA zaczyna działać dopiero po oficjalnym wniosku od władz stanowych. Sama agencja nie przejmuje kontroli nad sytuacją, lecz organizuje pomoc tysięcy pracowników federalnych, którzy wspierają działania na miejscu i przetwarzają miliony wniosków o pomoc finansową.
Bez FEMA stany musiałyby same znaleźć tysiące pracowników, by ocenić szkody, rozdzielać pomoc i planować odbudowę infrastruktury. Koszty takich działań sięgają miliardów dolarów. Przykład: po huraganie Irma w 2017 roku Floryda otrzymała ponad 5,5 miliarda dolarów z funduszy federalnych.
FEMA nie tylko pomaga po katastrofach, ale i przed nimi — inwestując w prewencję. Jak pokazuje badanie Narodowego Instytutu Nauk Budowlanych, federalne inwestycje w infrastrukturę chroniącą przed powodziami (27 miliardów dolarów od 1995 roku) pozwolą uniknąć strat rzędu 160 miliardów. Wiele stanowych biur zarządzania kryzysowego funkcjonuje dzięki dotacjom federalnym.
„Trudno zrozumieć, czemu akurat teraz, gdy katastrofy są coraz częstsze i silniejsze, mówi się o ograniczaniu pomocy federalnej” - zauważa Tim Manning, były zastępca administratora FEMA.
Wraz ze wzrostem temperatury huragany, powodzie i pożary lasów stają się coraz intensywniejsze. FEMA reaguje obecnie na trzy do czterech razy więcej katastrof niż w latach 80. XX wieku.
Współpraca stanów z FEMA
Po uderzeniu huraganu Helene w Karolinę Północną w 2024 roku, zniszczenia były ogromne: ponad 75 cm deszczu, zalane domy, zerwane drogi. Gubernator Roy Cooper od razu wystąpił o federalną pomoc.
„To władze lokalne kierują sytuacją w swoich powiatach. Stan udziela wskazówek FEMA, co jest potrzebne” - wyjaśnia Justin Graney z zarządu ds. zarządzania kryzysowego Karoliny Północnej.
FEMA koordynuje nie tylko własne działania, ale też ściąga zasoby z całego rządu federalnego — m.in. z Departamentu Obrony czy Korpusu Inżynieryjnego Armii USA.
„FEMA sama nie ma helikopterów, statków, samolotów. Ich rolą jest organizacja pomocy z innych instytucji” - mówi Manning.
Tysiące ludzi w akcji
Po przejściu huraganu Helene potrzebne były: schronienia, jedzenie, pomoc medyczna i akcje poszukiwawcze. Do działań zaangażowano 8 500 pracowników federalnych. Pomoc nadesłało też 39 innych stanów.
FEMA zajmuje się m.in. tzw. pomocą indywidualną - dla osób poszkodowanych, które muszą znaleźć tymczasowy dach nad głową, odbudować dom, kupić leki, ubrania czy jedzenie. Po Helene call center FEMA otrzymywało ponad 500 tys. połączeń tygodniowo - wiele z nich nie zostało obsłużonych z powodu braków kadrowych.
Bez FEMA stany musiałyby same stworzyć system obsługi takiej skali, co jest niemal niemożliwe — szczególnie w obliczu coraz częstszych katastrof.
„Zasoby stanowe są przeciążone. Wtedy kluczowe staje się wsparcie federalne” - zaznacza prof. Claire Connolly Knox z Uniwersytetu Centralnej Florydy.
FEMA zapewnia także tzw. pomoc publiczną — fundusze dla lokalnych władz na odbudowę szkół, dróg, mostów i parków. Przed katastrofami oferuje dotacje, by chronić infrastrukturę przed zniszczeniem.
Czy FEMA wymaga reform?
Trump polecił powołanie rady, która w ciągu sześciu miesięcy ma opracować propozycje reform FEMA. Chce także stworzyć nową „Narodową Strategię Odporności”, mającą „zmniejszyć obciążenia podatników poprzez większą efektywność”.
Konserwatywny think tank Heritage Foundation, autor politycznego projektu Project 2025, twierdzi, że to stany powinny ponosić główny ciężar finansowy katastrof. Rzecznik Białego Domu Kush Desai przekonuje, że obecny system „zniechęca stany i samorządy do inwestowania w infrastrukturę i odporność, co prowadzi do niepotrzebnych zniszczeń i ofiar”.
Mimo to wiele stanów nie chce rezygnować z FEMA. Niedawne zwolnienia ponad 200 pracowników tej agencji już osłabiają jej zdolność do reagowania.
„Nasza współpraca z partnerami federalnymi jest kluczowa i nadal na niej polegamy” -podkreśla Graney z Karoliny Północnej.
Nie wszystkie stany są w stanie samodzielnie sprostać wymaganiom zarządzania katastrofami. Największe, jak Floryda czy Kalifornia, mają rozbudowane systemy. Ale mniejsze i biedniejsze, szczególnie na terenach wiejskich, posiadają niewiele zasobów i personelu.
„Nie każdy stan ma zasoby, by przygotować się, zareagować, odbudować i zabezpieczyć się na przyszłość” — mówi Knox.
Eksperci przyznają, że FEMA można ulepszyć — np. uprościć skomplikowany proces ubiegania się o środki na odbudowę, przy jednoczesnym ograniczeniu ryzyka nadużyć.
Jedną z propozycji jest przekazywanie środków na odbudowę bezpośrednio stanom — w formie „grantów blokowych”, z mniejszym nadzorem federalnym. Może to jednak prowadzić do niespójnych standardów odbudowy.
Podczas gdy administracja Bidena wymagała, by projekty realizowane za pieniądze federalne były odporne na zmiany klimatyczne, Trump wcześniej zniósł te przepisy.
Eksperci twierdzą, że bez federalnych wytycznych dotyczących budowy z uwzględnieniem zmian klimatycznych wiele stanów ma niewielką motywację do lepszego budowania projektów, ponieważ odpowiedzialność finansowa za odbudowę po kolejnej katastrofie w dużej mierze spoczywa na rządzie federalnym.
jm