----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 marca 2018

Udostępnij znajomym:

Trudno nie zauważyć nawiedzających w ostatnich latach różne rejony naszego globu, niespotykanych wcześniej na tę skalę powodzi, gwałtownych burz, suszy, rekordowo niskich i wysokich temperatur. Nawet nie wierząc w teorię globalnego ocieplenia powodowanego działalnością człowieka musimy przyznać, że klimat się zmienia, o czym świadczą obserwowane od pewnego czasu anomalia pogodowe. Ponoszony przez ludzkość koszt z tym związany jest bardzo wysoki – setki tysięcy istnień ludzkich i liczone w trylionach straty w światowej gospodarce.

W 2006 roku Nicholas Stern w przygotowanym na zamówienie brytyjskiego rządu raporcie nt. ekonomiki zmian klimatycznych (nazywanym Raportem Sterna), ostrzegał przed zgubnym wpływem zmian klimatycznych na gospodarkę. Według raportu, potrzeba 1% światowego PKB, by powstrzymać rozwój negatywnych zjawisk związanych z ocieplaniem klimatu – w przeciwnym wypadku spadnie on o 20% w wyniku konsekwencji zmian klimatycznych. Przemysł ponosi już coraz większe straty – przypomnijmy sobie huragan Sandy w 2012 r., cyklon Nargis w 2008 r., falę upałów jaka przetoczyła się przez Europę, wciąż trwającą suszę w Kalifornii i wiele innych, podobnych zjawisk. Żadne z nich nie jest nowe, nigdy jednak dotąd nie występowały tak często i na tak wielką skalę.

W związku z tym nastąpiła rzecz niespodziewana – stawiający dotąd zdecydowany opór teoriom zmian klimatu światowy biznes zaczyna wspierać naukowców i rządy w działaniach na rzecz zahamowania produkcji gazów cieplarnianych. Nie jest to jeszcze zjawisko powszechne, ale coraz częściej spotykane.

Należy zaznaczyć, że opinie na temat globalnego ocieplenia są podzielone. To fakt, że ponad 95 proc. naukowców zajmujących się klimatem popiera tę teorię. Przyznają oni jednak, że choć człowiek i jego działalność ma ogromny wpływ na to zjawisko, to jednak nie jest to czynnik jedyny. Przyczyn ocieplenia należy upatrywać też w okresowych, naturalnych dla naszej planety wahaniach klimatu, aktywności Słońca, cyklach Milankovicia, chmurach, aerozolach, wulkanach, tektonice płyt, cyrkulacji prądów w oceanach, etc. Wciąż jednak zdecydowana większość naukowców uważa, że to człowiek i jego działalność przemysłowa w ponad 50% odpowiada za zmiany obserwowane w ostatnich dziesięcioleciach. Nieliczni wskazują jednak, że jeśli weźmiemy pod uwagę okres 10,000 lat, to trend temperatury wskazuje na ochłodzenie, a nie ocieplenie klimatu. W ciągu ostatnich 2.5 milionów lat było 45 okresów ochłodzeń i ociepleń – mówią przeciwnicy teorii wpływu człowieka na klimat. Z drugiej strony sami przyznają, że ostatnie ocieplenie przypada na okres teoretycznego ochładzania naszej planety. Do tego udowodniono, iż stężenie CO2 w atmosferze nie było tak wysokie jak teraz od tysięcy lat – to fakt, którego nie da się obalić.

Ponieważ ludzkość nie ma wpływu na czynniki pozaziemskie, stara się przeciwdziałać ograniczając emisję dwutlenku węgla. Jedni robią to na wszelki wypadek, inni głęboko wierząc w sens takich działań.

Według przyjętej już w 1992 r. Konwencji Ramowej ws. Zmian Klimatu wszystkie strony powinny działać w celu "osiągnięcia stabilizacji koncentracji w atmosferze gazów cieplarnianych na takim poziomie, który zapobiegnie niebezpiecznym antropogenicznym oddziaływaniom na system klimatyczny". Ustalenie, co to dokładnie znaczy, zajęło kilkanaście lat, i dopiero w 2009 roku w Kopenhadze strony Konwencji uznały, że niebezpiecznym oddziaływaniem na system klimatyczny byłoby podniesienie średniej temperatury globalnej o dwa stopnie Celsjusza ponad poziom przedindustrialny. Wcześniej, bo w 1997 r. podjęto ponowną próbę zmniejszenia wpływu człowieka na klimat w Kyoto, sugerując obniżenie emisji gazów cieplarnianych przez człowieka. Nie udało się, bo Chiny i Indie, a więc kraje odpowiedzialne za coraz większą ich produkcję nie były do tego zobowiązane. Dołączyły do nich USA, które po przejęciu prezydentury przez George W. Busha odrzuciły porozumienia wypracowane w Kyoto.

Autorzy popularno-naukowego blogu o nazwie "Doskonale Szare" poświęconemu przede wszystkim tematyce zmian klimatu wskazują, że badania klimatologiczne ostatniej dekady doprowadziły do sformułowania koncepcji tak zwanego “budżetu węglowego”, zgodnie z którą wzrost średniej temperatury globalnej w skali kilku stuleci jest mniej więcej liniowo zależny od sumy emisji dwutlenku węgla w tym okresie. Według szacunków naukowców, czułość klimatu na skumulowaną emisję dwutlenku węgla zawiera się pomiędzy 0,8 a 2.5°C na każdy bilion ton węgla wprowadzonego do atmosfery. Biorąc to pod uwagę, a także ilość dwutlenku węgla wyemitowanego od początku epoki przemysłowej oraz przyszłe emisje z już istniejącej infrastruktury, dochodzimy do wniosku, że ludzkość swój "budżet węglowy" wykorzystała w całości. W ostatnich latach pojawiło się też pojęcie “przepaści emisyjnej”, czyli konfliktu pomiędzy tym, co wszystkie kraje deklarują, że chciałyby osiągnąć, a tym, co faktycznie robią.

Konwencja klimatyczna w Kopenhadze w 2009 r. mimo zaawansowania negocjacji okazała się fiaskiem. Nie doszło do spodziewanego porozumienia, umówiono się więc za 6 lat w Paryżu. To ostatnie spotkanie okazało się przełomowym z kilku powodów, a jednocześnie nie mającym wielkiego wpływu na sam klimat. Trzeba przyznać, że Klimatyczne Porozumienie Paryskie to niespotkane dotąd uznanie problemu światowego wzrostu temperatury przez rekordową liczbę krajów świata. Przedstawiciele ponad 150 państw zobowiązali się do ograniczenia emisji dwutlenku węgla i dalszego zmniejszania jego produkcji w przyszłości. Oczywiście pod warunkiem, że większość ratyfikuje umowę, co jest jednym z warunków jej obowiązywania. Tym razem porozumienie dotyczy nie tylko najbogatszych, północnych krajów, ale też rozwijających się, w których emisja gazów cieplarnianych zaczyna być najwyższa na świecie. Poza tym dokument ambitnie przewiduje ograniczenie wzrostu temperatury do końca wieku o nie więcej, niż 1.5 stopnia Celsjusza.

Nie ma jednak powodów do optymizmu. Sama redukcja gazów cieplarnianych nie wystarczy do zatrzymania wzrostu temperatury globalnej o 1.5 stopnia, gdyż już w tym roku temperatura jest o 1 stopień wyższa od okresu sprzed rewolucji przemysłowej. Poza tym biorąc pod uwagę okres wprowadzania ustaleń w życie i wspomnianą wcześniej przepaść emisyjną, osiągnięte porozumienie ocieplenia i zmian klimatycznych nie powstrzyma. Jeśli nawet wszystkie kraje podpisujące dokument w Paryżu w 100% zrealizują swe zobowiązania(co jest mało prawdopodobne), to do 2100 roku temperatura naszej planety wzrośnie o 2.7 st. C. To lepszy wynik niż droga, jaką jako ludzkość kroczyliśmy do tej pory. To jednak wciąż za mało, by uniknąć katastrofy.

Jest to jednak przełomowe, historyczne wydarzenie, głównie o znaczeniu symbolicznym. Przedstawiciele 150 krajów uczynili krok naprzód i dali wyraźny sygnał, że era dominacji paliw kopalnych prędzej czy później w tym stuleciu przejdzie do historii.

W okresie ostatnich pięciu lat na odnawialne źródła energii przeznaczono więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek wcześniej. Ceny energii pozyskiwanej w elektrowniach słonecznych i wiatrowych spadły gwałtownie. Jednak by powstrzymać zmiany klimatyczne potrzebne są dalsze miliardy na badania prywatne i rządowe oraz wdrażanie nowych technologii. W tym samym czasie inwestorzy rynku energetycznego powinni powoli rezygnować z wydobywania paliw kopalnych. Na to wszystko potrzeba czasu, kilka lat nie wystarczy. Związane jest to bowiem z przestawieniem modelu gospodarek wielu państw, z których wiele opartych jest na energii pozyskiwanej ze spalania węgla i gazu.

Celem porozumienia osiągniętego w Paryżu nie jest więc zmuszanie kogokolwiek do gwałtownych, kosztownych zmian. Ma ono sygnalizować nadchodzące w okresie najbliższych kilkudziesięciu lat zmiany, polegające na powolnym odchodzeniu od tradycyjnych sposobów pozyskiwania energii i zachęcać do inwestycji w tzw. zielone metody.

Tym razem przyjęto inną strategię. W ramach przygotowań do spotkania w Paryżu poproszono wszystkie uczestniczące w szczycie państwa o przygotowanie własnych planów walki ze zmianami klimatycznymi zamiast narzucania gotowych, wspólnych i obowiązujących wszystkich po równo rozwiązań. Umowa była na tyle słaba w treści, że zgodziły się na nią kraje najbardziej przeciwne zmianom, ale na tyle znacząca, że zapoczątkowała globalną walkę z ociepleniem. Co ciekawe, wręcz kuriozalne – to Chiny zdecydowały się na wprowadzenie rynkowych metod dla swego planu walki z emisją dwutlenku węgla, podczas gdy szczycące się wolnym rynkiem Stany Zjednoczone wybrały system odgórnego zarządzania i kontroli.

Paryskie spotkanie wykazało, że świat zgadza się co do konieczności walki ze zmianami klimatycznymi. Problemem pozostają pieniądze. Kto powinien płacić najwięcej, kto powinien otrzymać pomoc od innych, czy powołać komisję nadzorującą wprowadzanie postanowień, kto będzie ją utrzymywał, kto wyrówna straty producentom węgla, kto zapłaci za wdrażanie nowych technologii? To tylko kilka przykładów, bo podobnych pytań było znacznie więcej. Przedstawicielom ponad 150 państw udało się w końcu osiągnąć porozumienie po ponad dwóch tygodniach rozmów i negocjacji. Nie jest ono idealne, prawdopodobnie nie wszyscy je wypełnią, jest jednak dokumentem przełomowym w historii ludzkości.

W Paryżu przyjęto też kalendarz dalszych spotkań i wydarzeń. Tak więc w 2018 r. państwa biorące udział w szczycie spotkają się ponownie, by ocenić postępy i dokonać ewentualnych poprawek. Jeśli umowa zostanie ratyfikowana przez co najmniej 55% krajów lub te odpowiedzialne za co produkcję co najmniej 55% zanieczyszczeń, wówczas dwa lata później – w 2020 roku – tegoroczna umowa z Paryża zacznie obowiązywać. Kolejne spotkanie przewidziano w 2023 r. a na nim przedstawienie nowych pomysłów, raporty z realizacji już przyjętych rozwiązań. Co pięć lat, na razie w nieskończoność, świat będzie się zbierał i dyskutował na temat klimatu.

Wszyscy mają nadzieję, że w którymś momencie oprócz pomysłów na ograniczenie emisji, ktoś przedstawi możliwy do realizacji plan usunięcia dwutlenku węgla z atmosfery. Technologia istnieje, jednak w tym momencie ludzkości nie stać na jej wykorzystanie. Mowa bowiem o technologiach, które do tej pory wypróbowane zostały w laboratoriach lub niewielkich procesach przemysłowych. By odegrały znaczącą rolę w walce z globalnym ociepleniem muszą być zastosowane globalnie. Na przykład jeden ze sposobów polega na paleniu w elektrowniach biomasą, wychwytywaniu CO2 i składowaniu go pod ziemią. To jednak wymaga upraw o powierzchni mniej więcej połowy Europy. Poza tym trzeba pamiętać, że takie technologie nie zastąpią nigdy ograniczenia emisji, mają być ich uzupełnieniem.

Mimo rosnącego zaangażowania obecnych pokoleń w problem zmian klimatu, niewielu z nas przekona się, czy dzisiejsze decyzje przyniosą skutek w przyszłości. Za kilkadziesiąt lat może się nawet okazać, że próby wpływania na poziom emisji gazów cieplarnianych przyniosą odwrotny od zamierzonego skutek. Tak jednak jak powiedziane było na początku – ludzkość nie ma wpływu na ewentualne czynniki pozaziemskie, więc walczy na swój sposób. Ograniczanie produkcji dwutlenku węgla wydaje się w tej chwili jedyną dostępną i najlepszą metodą wyhamowania zmian klimatycznych.

Spójrzmy na to jeszcze inaczej. Poszczególne kraje wciąż walczą o swe granice, zbroją się, produkują coraz więcej broni masowej zagłady. Jednak po raz pierwszy w historii naszego gatunku, zbierając się w Paryżu na szczycie klimatycznym, z powodzeniem zrobiliśmy wspólnie coś dobrego dla planety. Teraz wszystko zależy od tego, co zrobimy w najbliższych kilkudziesięciu latach.

Na podst. Forbes, Atlantic, blog Doskonale Szare, Wunderground,
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor