----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 marca 2018

Udostępnij znajomym:

Postęp technologiczny sprawia, że nasze dane biometryczne wykorzystywane są w coraz szerszym zakresie. Miejscem, gdzie poddawani będziemy wkrótce bardzo dokładnym oględzinom są niewątpliwie granice USA. Odpowiedni system już istnieje, ale na jego pełne wprowadzenie na razie nie pozwala kilka prawnych i technicznych przeszkód. Przykładem pierwszych może być ochrona prywatności, co można zmienić za pomocą odpowiedniej ustawy i na co już wstępnie wyraził zgodę Kongres.  Drugie wymagają nieco więcej pracy.

Jeden z zapisów kontrowersyjnego rozporządzenia prezydenta Trumpa dotyczącego osób podróżujących do USA wspominał o jak najszybszym wprowadzeniu systemu biometrycznej kontroli na lotniskach. Oczywiście dla wielu osób nie jest to żadna nowość, bo rząd USA pracuje nad nim już od ponad 10 lat.

Pomysł pojawił się już w raporcie po zamachach 9/11 przedstawionym członkom Kongresu. Pełne wprowadzenie systemu przewidywano wtedy na 2006 r. i miał on być dostępny dla wszystkich agencji federalnych w kraju, a nie tylko wybranych przedstawicielstw Homeland Security i Departamentu Stanu. Planowaną datę z różnych powodów przesunięto na 2009 r. Tej daty również nie dotrzymano. Mamy rok 2017, a na granicach USA w dalszym ciągu jedynym elementem pozyskiwanych danych biometrycznych jest odcisk palca.

Nie tylko linie papilarne

Dane biometryczne to określone, charakterystyczne i niepowtarzające się cechy ludzkie. Mogą one być fizyczne, jak nasze linie papilarne, obraz tęczówki oka, czy układ naczyń krwionośnych w palcu. Mogą również być behawioralne, jak barwa głosu, sposób poruszania się, czy gesty. Naukowcy dowiedli nawet, iż każdy z nas inaczej przesuwa palcem po ekranie dotykowym telefonu. Wszystko to są dziś elementy biometryki pozwalające na identyfikację konkretnej osoby, a w przyszłości będzie ich znacznie więcej.

Ile z tych elementów wykorzystanych będzie w systemie “enter-exit” planowanym na przejściach granicznych, trudno powiedzieć. Możemy się jedynie domyślać, że większość, gdyż zwolennicy i twórcy projektu zadowoleni są z opóźnień, które pozwalają im na stopniowe powiększanie możliwości tworzonych urządzeń.

Od ostatniej wyznaczonej przez Waszyngton daty ukończenia prac upłynęło kolejne osiem lat i nic się nie zmienia. Największą przeszkodę stanowi wciąż niedoskonała rozpoznawalność ludzi, koszt, a także konieczność udoskonalenia systemów komputerowych we wszystkich agencjach federalnych podłączonych do systemu. Do tego największe linie lotnicze odmawiają przestrzegania zaleceń rządowych nakazujących zbieranie informacji biometrycznych od wszystkich korzystających z ich usług pasażerów.

Kontrola pasywna

W tym czasie technika posunęła się do przodu. Mamy zaawansowane programy rozpoznające rysy twarzy, czy urządzenia mogące odczytać tęczówkę oka na odległość. To oznacza, że planowane na 2006, a później 2009 rok systemy dziś śmiało można nazwać przestarzałymi, wręcz archaicznymi.

Jeszcze niedawno identyfikacja możliwa była wyłącznie dzięki odciskom palców. Dziś sposobów jest znacznie więcej, z istnienia wielu nawet nie zdajemy sobie sprawy. Wszechobecność kamer sprawia, że nie musimy już poddawać się kontroli, odbywa się ona bez naszego udziału. Niedługo stając w punkcie kontrolnym na granicy oddalona o kilkanaście stóp kamera uchwyci cechy szczególne naszej twarzy i zajrzy w tęczówkę oka, po czym nasze dane osobowe wyświetlone zostaną na ekranie komputera. Zanim jeszcze powiemy “dzień dobry”. Jest to już możliwe, ale jeszcze nie jest stosowane. Wciąż identyfikacja wymaga pewnej aktywności z naszej strony, ustawienia się w oku kamery, położenia dłoni a skanerze. Już wkrótce wszystko to odbywać się będzie bez naszego udziału.

W tym momencie osoby przybywające do Stanów Zjednoczonych pozostawiają odciski i zdjęcie, które trafiają do wspólnej bazy danych. Tam też spływają informacje z linii lotniczych – choćby listy z nazwiskami pasażerów. Dzięki temu Homeland Security wie, kto znajduje się na terenie kraju, kto pozostał bez zezwolenia, kto przebywa tu legalnie. Pomysł na rozszerzenie systemu kontroli opiera się na dołożeniu kilku elementów identyfikacji do już istniejącej bazy. Chodzi oczywiście o bezpieczeństwo i wyodrębnienie tych, który pozostali w kraju po wygaśnięciu wizy i mogą stanowić potencjalne zagrożenie.

Problem w tym, że i tak nie wiadomo dokładnie, ile takich osób jest. Homeland Security mówi o ponad 2 milionach osób, jakie pozostały w kraju po wygaśnięciu wiz, ale z drugiej strony nie uwzględnia przypadków legalnego przedłużenia ich przez urząd imigracyjny lub innej formy czasowego zalegalizowania pobytu.

Nie tylko lotniska

Będące częścią DHS biuro o nazwie Biometric Identity Management informuje, że w ostatnich latach dzięki kontrolom biometrycznym nie dopuszczono do wjazdu na teren USA tysiące nieupoważnionych do tego osób. Jednocześnie takie same kontrole coraz częściej służą stanowym administracjom do kontroli mieszkańców. Przykładem mogą być biura sekretarza stanu, gdzie wydawane są prawa jazdy. Coraz więcej z nich korzysta z danych biometrycznych przy wydawaniu tych dokumentów.

Firma MorphoTrust zajmująca się produkcją urządzeń do kontroli biometrycznej mówi o umowach z 35 stanami. Zajmuje się ona również prowadzeniem baz danych dla swych klientów. Podobno współpraca układa się doskonale i może być przykładem dla podobnych działań na poziomie federalnym.

Koszt

Szefowie MorphoTrust przekonują również, że w tym momencie powszechne wprowadzenie nowoczesnych badań biometrycznych jest już opłacalne. Jak dotąd wydatki znacznie przekraczały korzyści.

Zwłaszcza, że marnotrawstwo jest nieodzownym elementem rządowych programów. Wystarczy przypomnieć kilka nieudanych i kosztownych pomysłów mających zapewnić bezpieczeństwo po 9/11. Był więc BioWatch, w ramach którego zbudowane miały być nowe czujniki zagrożeń biologicznych. Doświadczenia trwały 11 lat i kosztowały ponad 200 milionów. W 2014 r. zawieszono program, bo zbudowane urządzenie nie działało. 2 miliardy kosztował nowy system prześwietlania bagaży na lotniskach, ale okazało się, że nie działa lepiej od starego. Miliard wydano na czujniki i kamery na małym odcinku granicy z Meksykiem i był to początek wielomiliardowych nakładów. Program wycofano, gdyż alarm włączał się non stop wyzwalany przez zwierzęta i ruch liści na wietrze. 400 milionów dostał Lockheed Martin na stworzenie 3.5 miliona niemożliwych do podrobienia kart identyfikacyjnych dla pracowników lotnisk i portów. Karty powstały, ale do dziś nie udało się stworzyć do nich czytnika. Są więc kompletnie bezużyteczne. Ocenia się, że w okresie 15 lat rząd wydał nawet 150 miliardów na niezrealizowane lub niedziałające programy, wśród nich kilka zajmujących się biometryką.

System “enter-exit” zaczyna w końcu przybierać konkretną formę, choć pieniądze wciąż są przeszkodą. A właściwie ich brak. By w pełni funkcjonował linie lotnicze musiałyby zainwestować 3 miliardy dolarów w zbieranie danych pasażerów. Dlatego większość przewoźników ignoruje zalecenia, zresztą bez żadnych konsekwencji.

Skuteczność

To obok kosztów druga, najpoważniejsza przeszkoda opóźniająca wprowadzenie systemu. To, że coś jest możliwe z technicznego punktu widzenia, nie oznacza przecież, że jest praktyczne i niezawodne.

Wspomniana wcześniej firma MorphoTrust już wykorzystuje oprogramowanie rozpoznające rysy twarzy i urządzenia odczytujące linie papilarne przy machnięciu dłonią. Trwają prace nad obniżeniem kosztu produkcji zdalnych czytników tęczówki oka.

Teoretycznie można już zbudować system identyfikujący ludzi poruszających się korytarzem lotniska. W momencie podchodzenia do punktu kontroli ich dane byłyby znane urzędnikowi. By proces jeszcze przyspieszyć podróżni mogliby robić sobie zdjęcie telefonem stojąc w kolejce do odprawy i wysyłać je za pomocą specjalnej aplikacji. Tak, wszystko to jest możliwe. Teoretycznie.

W praktyce różnie bywa. Nawet najlepsze oprogramowanie rozpoznawania twarzy nie wychwyci różnic pomiędzy bliźniakami, a nawet osobami niespokrewnionymi, ale bardzo podobnymi do siebie. Inne światło, kąt robienia zdjęcia, to wszystko może prowadzić do błędnych wyników. A te się zdarzają i prowadzą do nieporozumień i kłopotów. Inżynierowie przyznają, że nawet grymas twarzy lub robienie głupich min myli system.

Doskonałym przykładem może być historia sprzed kilku miesięcy, gdy setki tysięcy użytkowników internetu zastanawiało się, czy osoba na zdjęciu to Tom Hanks, czy Bill Murray. Uchwycony w żółtym płaszczu przeciwdeszczowym, robiący dziwną minę mężczyzna wyglądał jak jeden z aktorów. Trudno było tylko stwierdzić który, choć przecież na co dzień podobni do siebie nie są. Zaangażowane nawet zostały w to program biometryczne, ale wyniki nie były jednoznaczne. W końcu odpowiedzi musiała udzielić autorka zdjęcia.

Takie pomyłki mogą przynieść poważniejsze konsekwencje. Przyznaje to nawet komisja kongresowa przygotowująca raport w tej sprawie – “(…) niewłaściwie działający system “enter-exit” może poważnie wpłynąć na poszczególne jednostki, ekonomię, a także utratę zaufania w system prawny (…)”.

Poza tym każdy system nadzorowany jest przez ludzi, którym zdarza się popełniać błędy lub źle interpretować dane. Wróćmy do wydarzeń 9/11, gdy czterech spośród 19 późniejszych terrorystów zostało wyznaczonych do dodatkowej kontroli podczas przekraczania granicy, ale w końcu wpuszczono ich do kraju. Ponad połowa znajdowała się na liście podejrzewanych przez Federal Aviation Administration, ale zamiast ludzi dokładnie sprawdzono ich bagaż.

Warto jeszcze wspomnieć, że nawet biometryka nie jest niezawodna.

Telewizyjny program "Mythbusters" zajmujący się weryfikacją różnych teorii poświęcił kiedyś nieco czasu zabezpieczeniom tego typu. Autorzy programu najpierw rozprawili się z biometrycznym zabezpieczeniem dostępu do laptopa, a następnie z jednym z dostępnych na rynku zamków biometrycznych. Zrobili to przy pomocy najprostszych środków – tworzyw sztucznych, zdjęć, a nawet słabej jakości kserokopii. Nie oznacza to oczywiście, że każde zastosowanie biometryki jest słabym zabezpieczeniem, ale że pewna doza nieufności jest wskazana. Podobnie z odczytywaniem danych biometrycznych, gdzie mamy do czynienia z czytnikami, czujnikami i kamerami. Je też można oszukać jeśli zna się system, posiada odpowiednie środki oraz motywację. 

Kompleksowy system biometrycznych pomiarów na granicach pojawi się już niedługo i zastąpi tradycyjny odcisk palca i pasek kodowy w paszporcie. Czy będziemy przez to bardziej bezpieczni, trudno powiedzieć. Równocześnie, a może nawet wcześniej pewnie trafi w inne miejsca. Nie uciekniemy przed tym, więc może warto się już z tą myślą powoli oswajać.

Na podst. computerworld, theatlantic, odo24, newamerica.org, today.com
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor