Już kilka lat temu ostrzegano, że możemy spodziewać się prawdziwej eksplozji szczurów w metropolii chicagowskiej. Firmy zajmujące się deratyzacją notują znaczny wzrost zapotrzebowania na swoje usługi. Do walki ze szczurami wysłano teraz nawet... koty.
Burmistrz Rahm Emanuel przyznał ostatnio, że miasto ma "poważny problem" ze szczurami i zapewnił, że jego administracja na różne sposoby próbuje go rozwiązać. Na przykład przez zabezpieczenie wszystkich studzienek kanalizacyjnych i dostępu do innych instalacji podziemnych, aby szczury nie przeprowadzały się z nich na zewnątrz. Wabione resztkami jedzenia gryzonie wychodzą na ulice, a potem do budynków.
Inna sprawa to działania zmierzające do likwidacji odchodów psów, które także sprzyjają zwiększaniu się populacji szczurów. Gryzonie żywią się odchodami zwierząt. By zmusić właścicieli psów do sprzątania po nich, radni zaproponowali zwiększenie kar za niewypełnienie tego obowiązku od $50 do $500.
Władze miasta podejmują działania i inwestują miliony dolarów, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się plagi szczurów. Natomiast mieszkańcom doradza się, aby nie pozostawiali resztek jedzenia i w ogóle odcinali gryzoniom wszelki dostęp do źródeł pożywienia.
Koty pomogą w walce ze szczurami?
Setki kotów, większość z nich ze schronisk, teraz są wynajmowane do odstraszania szczurów w domach czy lokalnych biznesach. Ponoć nawet istnieje lista oczekujących na takie koty, a zainteresowani to ludzie mieszkający w pobliżu prowadzonych rozbiórek budynków w dzielnicy w Lincoln Park.
Gniazda szczurów najczęściej odkrywane są podczas wyburzania budynków. Inne zaszczurzone dzielnice to Lakeview czy Logan Square, położone są na północnym-zachodzie Chicago.
Victoria Thomas zaadoptowała ostatnio trzy koty po tym, jak razem z sąsiadami wydała $5,000 deratyzację i nic nie działało.
"Był czas, że niemal 400 szczurów żyło pod naszymi drzwiami. Bardzo często niemal spacerowały po naszych stopach" - powiedziała mieszkanka budynku położonego kilka mil na północ od Lincoln Park.
Zamiast eksterminatora Thomas sprowadziła trzy koty. Podobnie jak kilkaset innych "pracujących" w Chicago, miały być poddane eutanazji, ale zostały uratowane z schroniska dla zwierząt i wysyłane nie tylko do domów, ale firm i fabryk do walki ze szczurami.
"Po kilku dniach nie widzieliśmy żadnych szczurów" – potwierdza kobieta.
To nie są typowe domowe koty. Te przebywają na zewnątrz. Victoria Thomas przynosi im jedzenie i wodę. Dba o koty, które patrolują okolice budynku skutecznie odstraszając szczury.
Paul Nickerson, który prowadzi program "Cats at Work" (Koty do pracy) przy Tree House Humane Society, tłumaczy, że nie chodzi tylko o zmysły łowieckie kotów, ale przede wszystkim ich feromony, które odstraszają szczury .
"Przed pojawieniem się kotów nie było żadnych feromonów drapieżnika, dlatego szczury czuły się bezkarne w okolicy, ale nie są głupie i kiedy poczują zapach feromonów kotów, wtedy omijają ich terytorium" - tłumaczy Nickerson.
Podkreślił, że program "Cats at Work" prowadzony przez stowarzyszenie Tree House Humane Society cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem. Wielu ludzi chcę zaadoptować koty do "pracy". Oznacza to, że o wiele więcej bezpańskich kotów, które mogłyby zostać poddane eutanazji, będzie mogło żyć i polować na szczury.
Jeśli chodzi o szczura zamieszkującego razem z nami Chicago, to pochodzi on z Norwegii – jest to odmiana Rattus norvegicus. Może mieć do 12 młodych w jednym miocie, nawet osiem razy w ciągu roku.
Wszystkożerny, doskonale pływa – potrafi przebyć nawet milę w wodzie. Przegryzie wszystko, zwłaszcza rury kanalizacyjne, betonowe ściany i każde tworzywo sztuczne, jego zęby rosną z prędkością 5 cali rocznie. Szczur ten może przecisnąć się przez otwór o średnicy wielkości monety 25 centowej, skoczyć na wysokość nawet 3 stóp i spaść z wysokości ponad 50 stóp bez większego uszczerbku dla swego zdrowia. W mieście, gdzie nie brakuje żywności i schronienia, żyje nawet do 18 miesięcy.
JT