Poniedziałek był najkrwawszym dniem w Chicago od 13 lat. Tego jednego dnia w strzelaninach obrażenia odniosło 19 osób, z czego dziewięć zmarło. Więcej morderstw jednego dnia odnotowano 5 lipca 2003 roku, kiedy zabitych zostało 10 osób - wynika z analizy dziennika "Chicago Tribune".
Od początku roku w strzelaninach w różnym stopniu ucierpiało ponad 2,500 osób. W mieście doszło też do 426 morderstw. Przemoc utrzymuje się obecnie na poziomie z lat 90. ub. wieku.
Ofiary strzelanin w Chicago oprócz tych przypadkowych, to najczęściej osoby, które miały już kłopoty z prawem. 72 procent zabitych to młodzi czarnoskórzy mężczyźni, którzy giną przed 30-tką.
Ofiary strzelanin w naszym mieście zazwyczaj mieszkają w biednych dzielnicach, w których łatwo o dostęp do narkotyków i broni. To miejsca, gdzie porachunki gangów zakończone strzelaninami są codziennością. Ofiary strzelanin najczęściej miały już kłopoty z prawem.
Policja tego czarnego Chevroleta zatrzymała na zachodzie Chicago 27 lipca 2015 roku. Kierowca nie użył kierunkowskazu, by zasygnalizować skręt. DeMorrow Stephens nie posiadał prawa jazdy, a jego pasażer, Marcus Patrick, miał przy sobie siedem torebek z marihuaną.
Dwaj mężczyźni, obaj karani, byli członkami ulicznego gangu Our Corner Hustlers. Zostali aresztowali za to, że utrzymywali kontakt z innym członkiem gangu, kiedy byli na zwolnieniu warunkowym. Każdy spędził dwa dni w więzieniu przed powrotem do ich dzielnicy, Austin. W ciągu roku obaj zginęli w oddzielnych strzelaninach.
Fala przemocy z bronią palną w ciągu pierwszych sześciu miesięcy 2016 roku pochłonęła 324 mieszkańców Chicago.
26-letni Stephens i 22-letni Patrick znaleźli się wśród innych młodych czarnoskórych mężczyzn, którzy zostali zabici od 1 stycznia do 30 czerwca.
Dandre Kelly dorastał ze Stephensem i Patrickiem w dzielnicy Austin. Może mówić o dużym szczęściu, bo dożył 27 urodzin. Dziesięciu jego znajomych już zostało zabitych.
"Dożyć 25 lat tutaj to błogosławieństwo" - mówi Kelly w rozmowie z dziennikiem "Chicago Sun-Times".
Gazeta na podstawie danych biura koronera sporządziła raport na temat ofiar strzelanin w Chicago. Wyłania się z niego charakterystyka osób najczęściej ginących w strzelaninach w naszym mieście.
• Zdecydowana większość tych, którzy zginęli w Chicago w pierwszej połowie tego roku - 90 procent - zmarła od ran postrzałowych.
• 72 procent ofiar strzelanin to czarnoskórzy mężczyźni, ich średnia wieku to 29 lat.
• Czterech na pięciu było karanych w powiecie Cook, głównie za przestępstwa narkotykowe, które stanowią najczęstszą przyczynę aresztowania w Chicago.
• Dwóch na pięciu siedziało w więzieniu za przestępstwa narkotykowe.
• Ponad jedna czwarta ofiar strzelanin była skazana za przestępstwa z użyciem przemocy lub za nielegalne posiadanie broni.
• W przypadku 24 śmiertelnych strzelanin powodem były konflikty domowe, niektóre z udziałem osób z zaburzeniami psychicznymi.
• Co najmniej cztery osoby zginęły, bo znalazły się w rejonie strzelanin przypadkowo. Inni zastrzeleni przebywali w towarzystwie osób, które były celem sprawców.
Przedstawiciele chicagowskiego departamentu policji komentując ustalenia raportu podkreślają, że jest to tylko potwierdzenie tego, o czym mówią, że większość przemocy z bronią w mieście ma związek z relatywnie niewielką grupą gangsterów i handlarzy narkotyków.
"Dzisiejszy sprawca jest jutrzejszą ofiarą" - uważa Christopher Mallette, dyrektor programu Chicago Violence Reduction Strategy, grupy non-profit która walczy o zmniejszenie przemocy.
"To nie przypadek, że większość zabójstw ma miejsce na obszarach objętych bezrobociem i wysokim wskaźnikiem osób w więzieniach" - podkreśla Quiwana Bell, dyrektor Westside Health Authority w dzielnicy Austin.
"Zdesperowani ludzie robią desperackie rzeczy" - mówi Bell, której organizacja współpracuje z także z byłymi przestępcami.
Jej zdaniem dla młodych mężczyzn w Austin i innych dzielnicach o niskich dochodach, handel narkotykami to sposób na zarabianie pieniędzy, który dla niektórych z nich stał się zbyt niebezpieczny.
Według Bell, nawet niektóre "dobre" dzieci nienależące do gangów i niehandlujące narkotykami zaczęły przy sobie nosić broń.
"Oni nie chcą być łatwym celem" - dodaje.
JT