Donald Trump po raz kolejny zaskoczył świat polityczny – tym razem mianując Pete'a Hegsetha, komentatora telewizyjnego telewizji Fox i byłego wojskowego, na stanowisko Sekretarza Obrony Stanów Zjednoczonych. Decyzja ta spotkała się z krytyką zarówno wśród analityków, jak i urzędników ds. bezpieczeństwa narodowego, którzy oczekiwali, że wybór padnie na doświadczonego polityka lub specjalistę ds. polityki obronnej. Dla wielu reakcja była pełna zdziwienia, a nawet rozczarowania. Jak skomentował anonimowy lobbysta branży obronnej: „Kim, do cholery, jest ten facet?”.
Hegseth, będący weteranem wojen w Iraku i Afganistanie oraz komentatorem stacji Fox News, jest uważany za wiernego zwolennika Donalda Trumpa, co wydaje się być głównym kryterium jego nominacji. Były urzędnik Pentagonu, Eric Edelman, podkreślił, że Trump ceni sobie lojalność ponad kompetencje, co zdaniem krytyków może prowadzić do upolitycznienia Pentagonu. Decyzja ta wzbudziła obawy, że Hegseth, znany jako twardy krytyk polityki otwartości (anty-woke), zamiast skupić się na kwestiach bezpieczeństwa, może dążyć do wprowadzenia kontrowersyjnych zmian, takich jak ponowne wprowadzenie zakazu służby wojskowej dla osób transpłciowych, likwidacja programów wspierających różnorodność czy ograniczenie polityki aborcyjnej.
Senator Adam Smith, Demokrata z Waszyngtonu i członek Komisji Sił Zbrojnych, wyraził zaniepokojenie brakiem doświadczenia Hegsetha w polityce obronnej oraz jego niewielkimi relacjami z międzynarodowymi sojusznikami USA. Tymczasem przedstawiciele republikanów, jak senator Mike Rounds, na razie wstrzymują się od krytyki, dając Hegsethowi szansę na wykazanie się podczas procesu zatwierdzania.
Decyzja Trumpa zdaje się być częścią jego szerszego planu radykalnych reform w Pentagonie, co budzi niepokój wielu ekspertów. Niezależnie od tego, czy Hegseth przejdzie przez proces zatwierdzenia bez przeszkód, już teraz wiadomo, że jego nominacja wywołała burzliwą debatę na temat roli polityki i lojalności w kierowaniu obronnością USA.
rj