Mało kto spodziewał się zwycięstwa demokraty w wyborach uzupełniających do senatu w Alabamie. W końcu to jeden z najbardziej czerwonych stanów USA, gdzie w 2014 r. partia demokratyczna nawet nie wystawiła swojego kandydata, w związku z czym Jeff Sessions zdobył wówczas 97% głosów. Podczas ubiegłorocznych wyborów prezydenckich Donald Trump łatwo pokonał tam Hillary Clinton różnicą aż 28%. A jednak stało się, Doug Jones, jako pierwszy demokrata od ćwierć wieku, reprezentował będzie w Senacie Alabamę.
Zwycięstwo minimalne, bo według ostatnich wyliczeń różnica wynosi 20 tysięcy głosów, co stanowi 1.5% wszystkich oddanych. Tyle jednak wystarczyło, by Roy Moore nie otrzymał zaproszenia do Waszyngtonu. To nie tylko jego przegrana, ale również Donalda Trumpa i głównego stratega prezydenta, założyciela i szefa ultrakonserwatywnego portalu Breitbart, Steve`a Bannona. Obydwaj postawili wszystko na szalę licząc na wygraną Moore`a.
On sam wciąż nie akceptuje porażki, zapowiada powtórne liczenie głosów i oddaje sprawy w ręce Boga. Więcej do powiedzenia ma jednak sekretarz tego stanu, John Merrill, który przypomina, iż liczenie głosów jest obowiązkowe, gdy różnica wynosi poniżej 0.5%, w każdym innym przypadku odbywa się na koszt domagającego się tego kandydata. Poza tym niepoliczone jeszcze karty do głosowania prawdopodobnie nie zmienią wyniku.
Przegrani
Wygrana Jonesa jest zaskakująca, ale związana była z serią skandali obyczajowych dotyczących Moore`a. Oskarżony on został przez grupę kobiet o molestowanie w czasach, gdy był trzydziestoparoletnim asystentem prokuratora w dystrykcie stanowym, później już prokuratorem, a najmłodsza z nich miała wtedy zaledwie 14 lat. Początkowo polityk odrzucał wszelkie zarzuty, następnie zasłaniał się lukami w pamięci. Nie przyznawał się do znajomości żadnej z nich, a gdy przedstawiono mu na to dowody, przekonywał, iż opowiadają zmyślone historie. Dodatkowo w jednym z wywiadów Moore uznał, że mimo niewolnictwa najlepsze czasy dla kraju przypadły na tamten właśnie okres, a także, że zlikwidowanie części poprawek do Konstytucji, konkretnie wszystkich powyżej 10-tej, naprawiłoby sytuację w kraju. Wśród nich znajdują się między innymi zapisy znoszące niewolnictwo, nadające prawo głosowania kobietom i mniejszościom rasowym, wprowadzające ograniczenie kadencji prezydenta i regulujące sposób przekazywania władzy w razie jego śmierci.
Moore był też w przeszłości dwukrotnie usuwany ze stanowiska w stanowym Sądzie Najwyższym. Pierwszy raz za odmowę usunięcia cokołu z wyrytymi 10 przykazaniami z budynku sądu stanowego. Drugi raz, tym razem na stałe, za namawianie sędziów do odmowy wydawania aktów małżeństwa osobom tej samej płci.
W pierwszych tygodniach po ujawnieniu informacji na jego temat odsunęła się od niego grupa republikańskich polityków, włączając w to przewodniczącego większości senackiej. Po jakimś czasie partia republikańska obawiając się utraty ważnego głosu i pod namowami prezydenta, zaczęła stopniowo przywracać dla niego poparcie.
Jednak im bardziej Moore`a pochłaniały skandale, tym więcej na reklamy wyborcze wydawał Jones, który poruszał ważne dla mieszkańców sprawy, rzadko wymieniał nazwę swej partii i korzystał z szerokiego strumienia pieniędzy płynących od sponsorów widzących szansę na zmianę status quo po raz pierwszy od 25 lat.
W przedwyborczą walkę zaangażował się Donald Trump, który pomimo oskarżeń uznał, iż bardziej potrzebny mu jest głos Moore`a w Waszyngtonie. Podobnie Steve Banon, szef Breitbart News, były doradca prezydenta, dla którego przeszłość kandydata nie miała takiego znaczenia, jak potencjalne wprowadzenie do Senatu ultrakonserwatywnego Ewangelika o skrajnych poglądach.
Sztab i poplecznicy Moore`a ponieśli polityczną klęskę. Prezydent Trump podwójną, bo przecież jego pierwotny kandydat przegrał w republikańskich prawyborach. Poza tym okazało się, że nawet w tak konserwatywnym stanie jak Alabama, jego poparcie znaczy coraz mniej. Wielokrotnie powtarzał, iż Alabama nie może pozwolić sobie na wybór Jonesa, a Moore, mimo zarzucanych mu czynów, potrzebny jest w Waszyngtonie do realizacji konserwatywnych założeń politycznych.
Steve Bannon, główny strateg Trumpa, głosił w czasie kampanii w Alabamie, że jest to rozgrywka pomiędzy konserwatywnymi aktywistami a elitami z Waszyngtonu. Promując Moore`a starał się zniszczyć Jonesa wszelkimi sposobami. Przegrał, w związku z czym jego wpływy w Waszyngtonie, a zwłaszcza Białym Domu jeszcze bardziej osłabną. Dla części republikanów to dobra wiadomość. Uważali oni bowiem, iż pogrąża on i dzieli GOP.
Steven Law, szef silnej organizacji wyborczej związanej z republikanami i sojusznik lidera większości w senacie uważa, że za wygraną Jonesa odpowiada właśnie Bannon:
“W brutalny sposób przypomniano nam, że jakość kandydata ma znacznie w każdym zakątku kraju. Przez Bannona nie tylko utraciliśmy miejsce w senacie pochodzące z jednego z najbardziej konserwatywnych stanów, ale jeszcze wciągnął w to fiasko prezydenta Stanów Zjednoczonych.”
Tom Perez, przewodniczący Democratic National Committee, tuż po ogłoszeniu wyników stwierdził, że “mieszkańcy Alabamy wysłali głośny i czytelny przekaz do Trumpa i republikanów: Nie możecie nazywać siebie partią wartości rodzinnych, jeśli akceptujecie w swych szeregach tak plugawych ludzi jak Roy Moore.”
Nieznacznie zmienia się też układ w Senacie, gdzie stosunek partyjny wynosił będzie 51-49, w związku z czym republikanie będą mogli pozwolić sobie na utratę zaledwie jednego głosu.
Choć demokraci domagają się natychmiastowego zaprzysiężenia Jonesa, to posiadająca większość GOP najprawdopodobniej zrobi to dopiero w styczniu. Chodzi o uniknięcie problemów podczas głosowania nad kontrowersyjną reformą podatkową, gdyż wiadomo już teraz, że co najmniej jeden z republikańskich senatorów ma obiekcje co do kilku zapisów. W tym momencie utrata jednego głosu nie zmienia niczego, jednak obecność Jonesa na sali posiedzeń zmieniłaby układ sił.
Wygrani
Niewątpliwie są nimi demokraci, którzy w najśmielszych snach jeszcze niedawno nie spodziewali się wygranej w Alabamie. Po pierwsze zyskują cenny głos, poza tym jest to pozytywny znak przed zbliżającymi się wyborami w przyszłym roku. Doug Jones był wymarzonym kandydatem w tamtej części kraju. Demokrata o umiarkowanych poglądach, zwolennik 2 poprawki i posiadacz broni, były prokurator nadzorujący proces członków Ku Klux Klanu, a przy tym południowiec z krwi i kości. Wszyscy zgodni są, że w zwycięstwie pomogli przede wszystkim czarni wyborcy, którzy stawili się w punktach do głosowania w niespotykanej dotąd liczbie. Także zniechęcone postawą Moore`a kobiety i osoby poniżej 40 roku życia.
Zaskoczyć może niektórych stwierdzenie, iż wygranymi powinni czuć się też republikanie. Ich skomplikowane stosunki z Moore`m w ostatnich miesiącach sprawiły, iż ewentualna wygrana poważnie skomplikowałaby partyjne zależności oraz nadwątliła zaufanie społeczne do partii. Przed środowymi wyborami kilku polityków GOP publicznie zapowiedziało zgłoszenie Moore`a do senackiej komisji etyki w związku z rzucanymi pod jego adresem oskarżeniami. Mogło to zakończyć się tylko pogróżkami, izolacją wśród partyjnych kolegów, ale także wykluczeniem. Przegrana ich kandydata w Alabamie oznacza, że nie muszą się tym martwić. W opinii ekspertów wygrana sędziego Moora oznaczałaby poważny rozłam wśród republikańskich polityków, wśród których przecież nie wszyscy zdecydowani byli popierać go za wszelką cenę.
Co teraz?
Wybory w Alabamie były znakiem ostrzegawczym dla republikanów i przybliżyły demokratów do przejęcia w przyszłym roku obydwu izb Kongresu. W najbliższych miesiącach rządząca partia będzie operowała na krawędzi próbując wprowadzić w życie zapowiadane zmiany legislacyjne. Nie będzie tam już miejsca na żadne błędy.
“Gratulacje dla Douga Jonesa za z trudem wywalczone zwycięstwo” – napisał na Twitterze tuż po ogłoszeniu wyników Donald Trump – „Dużą rolę odegrali kandydaci dopisani na kartach do głosowania, ale wygrana jest wygraną. Mieszkańcy Alabamy są wspaniali, a republikanie już wkrótce będą mieli okazję odzyskać utracony fotel.”
Rzeczywiście, kadencja Jonesa może potrwać tylko do stycznia 2021 roku, czyli kolejnych wyborów na to stanowisko. Jednak do tego czasu wiele może się zmienić. Obydwie partie już zaczęły wyciągać wnioski z wydarzeń w Alabamie, które śmiało nazwać można politycznym trzęsieniem ziemi.
Z jednej strony republikanie postarają się, by tak kontrowersyjny kandydat więcej nie zagroził ich pozycji w Waszyngtonie. Zdawali sobie z tego sprawę wcześniej, popierając jako pierwotnego kandydata Luthera Strange. Przegrał on jednak z kretesem w prawyborach z Moorem wspieranym przez konserwatywne media, jak Breitbart i Fox News. Gdyby tak się nie stało, we wtorek Jones nie wygłaszałby zwycięskiego przemówienia.
Również demokraci muszą dokładnie przeanalizować to, co się wydarzyło. Zwycięstwo Jonesa jest ważne, jednak nie gwarantuje niczego w przyszłości. Warto wiedzieć, że podobnie jak Hillary Clinton w 2016 r. zdobył on większość w zaledwie jednym, choć najbardziej zaludnionym, z siedmiu dystryktów kongresowych Alabamy. To prawda, że większą liczbą głosów, a w pozostałych jego przegrana nie była tak duża jak jej, ale w żadnym wypadku nie można Alabamy nazywać już stanem demokratycznym.
Stratedzy tej partii muszą też zastanowić się, który z elementów kampanii był jego najsłabszą stroną w tym stanie. Prawdopodobnie liberalne poglądy na aborcję – sugerują niektórzy. Czy to znaczy, że kandydat podobny mu, ale o poglądach pro-life zwyciężyłby większą różnicą głosów? Jak teraz tę wiedzę zastosować w innych stanach, gdzie w przyszłym roku dojdzie do poważnych rozgrywek o miejsca w Kongresie?
Wygrana Jonesa nie kończy dyskusji w żaden sposób, a obydwie partie czeka teraz ciężka praca przed wyborami w 2018 r. W okresie kilku ostatnich miesięcy demokraci odnieśli szereg zwycięstw w kilku stanach, co jest dobrą wróżbą na przyszłość. W każdej chwili może się to jednak zmienić i republikanie posiadający większość w obydwu izbach Kongresu oraz Białym Domu mogą swą przewagę utrzymać.
Przegrana Moore`a pokazała nam jeszcze coś: popularne ostatnio demonizowanie przeciwnika politycznego ma swoje granice, podobnie z upartym odrzucaniem poważnych zarzutów, czy oskarżeń i nazywanie ich polityczną motywacją. Wreszcie, jak zauważają trzeźwo myślący politycy po obydwu stronach sceny politycznej, społeczeństwem można manipulować tylko do pewnego momentu, później jednak wygrywa zdrowy rozsądek.
Na podst.: csmonitor.com, politico.com, theweek.com
Rafał Jurak